wtorek, 30 września 2014

Wrześniowe nowości.

   Jestem dzielna i już od paru miesięcy kupuję tylko te kosmetyki, które już mi się skończyły albo skończą mi się za jakiś czas. Jedynym wyjątkiem są woski zapachowe, których mam za dużo, a dalej wrzucam je do zakupowego koszyczka ;)


     Pierwsze moje zakupy to taki misz - masz Rossmannowsko - Tescowy, jeśli można to tak ująć ;) Po raz pierwszy skusiłam się na peeling marki Isana ( 4,99 zł ) i nie jestem z niego jakoś szczególnie zadowolona. Ale o nim powstanie osobna notka ;) Antyperspiranty marki Fa ( ok. 6 zł ) kupuję bardzo często. Zmieniam tylko wersje zapachowe. A szampon pielęgnacyjny z Hipp ( ok. 9 zł ) wrzuciłam do zakupowego koszyczka za namową trychologa. Podobno jest najbardziej delikatny wśród innych produktów tego typu przeznaczonych dla dzieci.



     Uwielbiam wszelakie dodatki do kąpieli. Czy to płyny, czy to różnego typu kule, babeczki. Z tego też względu skusiłam się na cztery, czyli wszystkie, warianty zapachowe muffinek do kąpieli ( ok. 4 zł / sztuka ), które były dostępne w sklepach Biedronka. Niestety ( a może stety? ), tylko jedna z nich przypadła mi do gustu... Jednak i o tych produktach powstanie osobna notka :)



     Podczas jednej z Rossmannowskich promocji skusiłam się na 3 produkty marki Garnier. A mianowicie na tonik oraz żel oczyszczający z serii "Czysta skóra" ( każdy po 8,99 zł ) i sławny już płyn micelarny 3 w 1 ( ok. 11 zł ). Chwilowo jestem zachwycona działaniem ostatniego z wymienionych przeze mnie produktów. Tylko mam wrażenie, że ma kiepską wydajność...



    Płyn do kąpieli marki Apart Cosmetics ( 6,49 zł ) oraz peeling do ciała z Joanny ( 8,49 zł ) zakupiłam w Carrefourze. Przyznam, że rzadko kiedy rozglądam się tam za kosmetykami. Zawsze myślałam, że lepszy wybór produktów będzie w typowych drogeriach. A tu takie zdziwienie! ;) Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie uzupełniła zapasu pomadki rumiankowej z Alterry ( ok. 4 - 5 zł ), którą używam jako... odżywki do rzęs ;)



     Ostatnio wybrałam się ponownie do Mydlarni Wrocławskiej. Moim celem był zakup prezentu urodzinowego dla mojej przyjaciółki. Jednak nie byłabym sobą, gdybym nie zakupiła czegoś dla siebie ;) Tym razem skusiłam się tylko na dwie rzeczy, a mianowicie na woski Little Hotties w wersji "Czekolada z pomarańczą" oraz "Malina z Rabarbarem". Jedno pudełeczko, w którym znajdują się 4 woski, kosztowało mnie 5 zł.


A jak prezentują się Wasze wrześniowe zakupy?


Miłego dnia, Wasza A.

niedziela, 28 września 2014

II urodziny bloga.

     Post ten miałam napisać wczoraj, ale zmiana nocna w pracy zmogła mnie na tyle, że nie miałam siły nawet poodpisywać na komentarze na blogu...

     Dokładnie dwa lata temu ( i jeden dzień, licząc dzisiaj ;) ) założyłam bloga. Co mną kierowało? Chęć dzielenia się swoją opinią z innymi, testowanie nowych kosmetyków oraz chęć poznania nowych osób. Przyznam, że na początku nie sądziłam, że zostanę tu tak długo. Bałam się, że w pewnym momencie zabraknie mi czasu i chęci na pisanie bloga. Albo, że nikt nie będzie chciał tu zaglądać i skrobać jakieś komentarze. Na szczęście, było i jest inaczej ;)

Źródło: http://ksiazki-meme.blogspot.com/2012/03/podwojnie-urodzinowo-czyli-konkursu.html

     W ciągu dwóch lat było parę krótkich przerw na blogu, chwil zwątpienia, braku czasu. Jednak pozostałam tutaj i wątpię bym miała tak szybko Was opuścić. Dzięki spotkaniom blogowym udało mi się poznać wiele z Was, a z niektórymi do tej pory kontaktuję się przez, np. facebook'a ( Ewcia :* ).

      Minęły dwa lata mego blogowania i, mam nadzieję, będzie ich jeszcze więcej. Mam również nadzieję, że uda mi się poznać ( również na żywo, oczywiście ) wiele wspaniałych blogerek - dziewczyn. Trzymam za to kciuki! :)

     A tak na marginesie - wiecie, że Wujek Google obchodzi urodziny w tym samym czasie co mój blog? ;) On ma 16 lat na karku, a blog - 2 ;)



Życzę Wam miłej i spokojnej niedzieli!

Buziaki, Wasza A. :)

środa, 24 września 2014

Mój wakacyjny ulubieniec, czyli serum do twarzy marki Yves Rocher.

     Czas napisać Wam co nieco o jednym z moich wakacyjnych ulubieńców. A o kim mowa? O serum zwężającym pory z serii "Sebo Vegetal" marki Yves Rocher.


   Kosmetyk zapakowany jest w szklane, estetycznie wyglądające opakowanie. Posiada ono wbudowaną, plastikową pompkę, co jest dla mnie zbawieniem! Jak dla mnie jest to wygodniejsze i bardziej higieniczne rozwiązanie niż tubka czy produkt z odkręcanym wieczkiem. Co do samej pompki – do tej pory ani razu mi się nie zacięła :)

     Dodatkowo, serum było zapakowane w zielony, niewielkich rozmiarów kartonik. To właśnie na nim znajdowały się wszelakie informacje na jego temat. Szkoda, że napisane zostały wyłącznie w języku angielskim oraz francuskim.



    Kosmetyk posiada mleczne zabarwienie, a jego konsystencja jest średnio gęsta. Na początku, myślałam, iż będzie pozostawiało ono na skórze lepką i nieprzyjemną warstwę, ale nic takiego nie miało miejsca. Produkt bardzo szybko wchłania się w skórę i już po minucie można wykonywać pełen makijaż twarzy.

    Skoro serum znalazło się w moich kosmetycznych ulubieńcach, to wiadomo, iż jestem zadowolona z jego działania ;)

Po pierwsze, produkt bardzo szybko wchłania się w skórę i nie pozostawia na niej tłustej warstwy ( co wspomniałam już wcześniej ;) ).

Po drugie, bardzo dobrze matuje skórę i to na długi okres czasu. W połączeniu z dobrym podkładem oraz pudrem uzyskuję efekt zmatowienia przez minimum 4 – 5 godzin.

Po trzecie, nie zapycha porów skórnych. Nie zauważyłam, aby po jego zastosowaniu na mojej twarzy pojawiła się jakaś boląca i nieprzyjemna krosta.

Po czwarte, wygładza powierzchnię skóry, która jest nie tylko wygładzona, ale również miękka w dotyku.

Po piąte, minimalnie ( ale jednak! ) zmiejsza widoczność porów. Na pewno nie jest to efekt "wow". Jednak mnie zadowala nawet tak mała różnica :)

Po szóste, jest to wydajny kosmetyk. Stosuję go mniej więcej 2, maksymalnie 3 razy w tygodniu, czyli tak jak zaleca producent. Do tej pory zostało mi nieco mniej niż połowa buteleczki.


    Są tylko dwie kwestie związane z owym produktem, do których mam jakieś "ale". Szkoda, że serum w ogóle nie nawilża skóry oraz, że jego cena regularna wynosi aż 72 zł. Mam nadzieję, że będzie można go znaleźć, chociażby raz na jakiś czas, w cenie promocyjnej ;)

A oto i skład produktu:




A jakie jest Wasze ulubione serum?


Buziaki, Wasza A.

poniedziałek, 22 września 2014

Kosmetyczni ulubieńcy wakacji '14.

     Chociaż wakacje już dawno minęły - ja jeszcze na chwilę do nich powrócę. A mianowicie - przedstawię Wam moich kosmetycznych ulubieńców, czyli produkty, które polubiłam i stosowałam bardzo często w okresie wakacyjnym.


    Chyba nikogo nie zdziwi, że wśród ulubieńców znalazł się produkt wręcz idealny do stosowania w okresie letnim - przyspieszacz do opalania marki Soraya. Stosowałam go za każdym razem, gdy wybierałam się nad jezioro czy też morze. Posiada przyjemny zapach, szybko wchłania się w skórę i, rzeczywiście, przyspiesza proces brązowienia się skóry.

     Przypadł mi do gustu również żel pod prysznic marki Balea z edycji letniej, limitowanej - "Carambola Lambada". Przede wszystkim polubiłam go za jego niesamowicie intensywny i owocowy zapach, który umilał mi codzienne kąpiele. Produkt nie wysuszał mojej skóry, był dość wydajny. Jego cena również jest przystępna. Szkoda tylko, że kosmetyki owej marki są dość trudno dostępne w Polsce :(

     Jeszcze jakiś czas temu nie rozumiałam fenomenu olejków do kąpieli z serii "Tutti Frutti" marki Farmona. A teraz? Sama pokochałam jeden z nich! ;) Urzekł mnie jego intensywny, brzoskwiniowy zapach, który wypełnia całą łazienkę w kilka sekund. Dzięki temu produktowi w mojej wannie powstaje naprawdę duża ilość pianki, której jestem miłośniczką :) Kosmetyk nie wysusza skóry, aczkolwiek nadaje jej bardzo przyjemny oraz owocowy zapach.




     W te wakacje polubiłam również serum do twarzy marki Yves Rocher. O tym kosmetyku powstanie osobna notka. Mimo to - napiszę o nim tutaj parę słów :) Produkt ten idealnie spisywał się w ciepłe, lipcowe oraz sierpniowe dni. Matował skórę, wygładzał ją, lecz jej nie wysuszał. Bardzo szybko wchłaniał się i nie pozostawiał na twarzy lepkiej warstwy. Stosuję go aż do dzisiejszego dnia i nie zdziwię się jak w przyszłości ponownie po niego sięgnę :)

     Hialuronowy płyn micelarny marki Świt - Pharma otrzymałam na Wrocławskim Spotkaniu Blogerek. Zaczęłam go stosować dopiero w okresie wakacyjnym i... żałuję, że nie sięgnęłam po niego wcześniej! Kosmetyk bardzo dobrze usuwa makijaż z twarzy oraz z okolic oczu. Nie podrażnia skóry, nie wysusza jej i nie pozostawia na niej lepkiej, nieprzyjemnej warstwy. Po mniej więcej 3 wacikach możemy cieszyć się czystą twarzą bez makijażu :)




     Przez ostatnie 3 miesiące namiętnie stosowałam jedną ze szminek marki Bell - "Glam & Sexy". Jest to kosmetyk o dość ciemnym kolorze. Jednakże bardzo ładnie i nie nachalnie nabłyszcza on usta, co bardzo mi się w nim podoba. Pomadka może i nie utrzymuje się zbyt długo na moich wargach, ale ładnie się na nich prezentowała - a to jest chyba najważniejsze :)

     W te wakacje zaczęłam stosować drugie opakowanie tuszu do rzęs "Magnetic Look" marki Eveline Cosmetic. I, o dziwo, dopiero teraz zakochałam się w tym kosmetyku ;) Po jego zastosowaniu moje rzęsy są wydłużone, dość dobrze pogrubione oraz podkręcony. Co najważniejsze, produkt nie skleja rzęs oraz nie osypuje się w ciągu dnia. Jestem z niego bardzo zadowolona i może za jakiś czas skuszę się na jego trzecie opakowanie :)

     Ostatnim ulubieńcem z kolorówki jest paleta cieni "Undress Me Too" marki MUA, do której powróciłam w okresie letnim. W jej opakowaniu znajdziemy 10 cieni w odcieniach beżowych, miedzianych czy też brązowych. Można z nich wyczarować nie tylko makijaż dzienny, ale również wieczorowy. Są to cienie dobrze napigmentowane, które dobrze utrzymują się na bazie. Ich cena również jest przystępna - za paletkę zapłacimy ok. 20 zł.




     I oto mój ostatni ulubieniec wakacji - perfumy "Heat Rush" od Beyonce. Jest to zapach typowo owocowy, słodki, idealnie pasujący do letniej aury. Długo utrzymuje się na mojej skórze, a jeszcze dłużej na ubraniach ;) Jest to już moja druga buteleczka owego kosmetyku. To chyba potwierdza jak bardzo lubię owy zapach :)


A jacy są Wasi wakacyjni ulubieńcy?


Buziaki, Wasza A.

środa, 17 września 2014

Mój pierwszy puder bambusowy.

     Jestem posiadaczką cery mieszanej, przy której strefa T bardzo lubi się przetłuszczać. Z tego też względu prawie zawsze noszę ze sobą zgrany duet – bibułki matujące oraz puder. Pierwszy produkt służy mi do "zebrania" nadmiaru sebum ze swojej twarzy, a drugi – do jej ponownego zmatowienia. Od jakiegoś czasu tym drugim kosmetykiem jest puder bambusowy marki Mariza.


     Produkt ten znajduje się w czarnym, plastikowym opakowaniu o wadze 7 g. Na jego tylnej stronie możemy znaleźć krótki opis kosmetyku oraz jego skład. Przyznam, że na pierwszy rzut oka opakowanie wydaje się być zwyczajne, mało rzucające się w oczy. Z tego też względu nieco zdziwiłam się, gdy wewnątrz ujrzałam dobrej jakości lusterko oraz biały puszek do nakładania pudru.

     Produkt posiada biały kolor i, o dziwo, dość mocno pachnie. Niestety, jest to dość nieprzyjemny zapach...

     Od razu uprzedzam – puder bambusowy, mimo swojego białego koloru, nie bieli nam twarzy oraz nie rozjaśnia koloru podkładu. Spokojnie :) Nie wiem jak dużo produktu musiałybyście nanieść na twarz, aby uzyskać taki efekt.

    Co do działania kosmetyku – średnio mnie zadowala. Według producenta posiada on głównie działanie matujące oraz wygładzające. Co do tego pierwszego – nie zgodzę się. Po nałożeniu owego produktu skóra jest matowa co najwyżej przez pierwszą godzinę ( przy chłodniejszych dniach - nieco dłużej ). Potem ten efekt znika i moja twarz błyszczy się prawie jak bombka ;) Co do wygładzenia – jest, ale nie jakieś spektakularne.


    Z drugiej strony, puder dość dobrze utrwala makijaż. Jednakże... tylko w wybranych partiach twarzy! Podkład utrwalony produktem marki Mariza najdłużej utrzymuje się głównie na czole, bokach twarzy czy nosie. A najkrócej na policzkach oraz brodzie.

    Nie zauważyłam, aby kosmetyk wysuszał moją skórę. Jednak zauważyłam, że lubi podkreślać suche skórki.

      A na sam koniec - skład pudru bambusowego marki Mariza.


     Jego cena nie jest wysoka – z tego co wiem to nie przekracza 19 zł. Jednakże wolę skusić się na puder "Stay Matte" marki Rimmel i mieć matową, delikatną skórę na twarzy :)



Życzę Wam miłego dnia, Wasza A.

niedziela, 14 września 2014

Magiczny krem CC od Eveline Cosmetics. Czy aby na pewno?

     Bardzo lubię testować wszelakie kremy BB. Swoją przygodę z nimi zaczęłam od polskich odpowiedników owych produktów. W moje ręce wpadł, m. in. niezbyt ciekawie pachnący alkoholem kosmetyk marki Garnier czy idealnie dopasowujący się krem BB z Maybelline. Potem nastała era produktów azjatyckich. Jak może pamiętacie, jakiś czas temu polubiłam wersję oczyszczającą tego typu kosmetyków marki Holika Holika. Do tej pory staram się raz na jakiś czas zamówić krem BB na stronie e-bay.



     Jakiś czas temu zaczęłam testować swój pierwszy krem... CC. A raczej jego polski odpowiednik – "Magical CC Cream – Diamons & 24k Gold" od Eveline Cosmetics.

    Kosmetyk zapakowany jest w wąskie, kartonowe pudełeczko, na którym znajdują się wszelakie informacje na jego temat – jego działanie, sposób użycia oraz skład. Sam produkt umieszczony został w plastikową tubkę o pojemności 30 ml. Na samym jej dole znajduje się nakrętka z otwarciem typu "klik" oraz z wyprofilowanym miejscem na palec. Pod nią umieszczony został otwór o raczej standardowej średnicy, przez który można wydobyć produkt na zewnątrz.

  Krem CC posiada raczej gęstą konsystencję o ( o dziwo! ) białym kolorze. Jak dobrze się przyjrzymy to możemy zauważyć dość sporo beżowych kapsułek w objętości produktu. Co do jego zapachu – pachnie jak typowy podkład ;)



  Według producenta, kosmetyk ten przeznaczony jest dla osób z jasną karnacją. No cóż, nie zgodziłabym się z tym stwierdzeniem. Po rozsmarowaniu kremu CC na skórze możemy nieco się zdziwić, ponieważ zobaczymy kolor odpowiedni dla opalonej skóry.

    Opisując działanie produktu – chciałabym odnieść się do obietnic, jakie składa nam producent.


1. Wyrównuje koloryt cery.

Z tym stwierdzeniem mogę się zgodzić. Po zastosowaniu produktu skóra posiada jednolity koloryt. Jednak ostrzegam – wygląda to ładnie i naturalnie w przypadku osób o opalonej skórze. Niestety, dla osób bladolicych – kosmetyk będzie za ciemny. Dla przykładu - poniżej umieściłam zdjęcie rozsmarowanego kremu CC. Zrobiłam to na wewnętrznej stronie przedramienia, bo tam moja skóra nie jest ani trochę opalona ( aż dziwne, prawda? ;) ).



2. Pokrywa niedoskonałości.

Maskuje, ale tylko w minimalnym stopniu. Wszelakie popękane naczynka, jak i krosty będą dalej widoczne. Tak, konieczne jest zastosowanie korektora.


3. Intensywnie nawilża 24h.

Wątpię by jakikolwiek krem BB, CC czy podkład nawilżałby skórę, a tym bardziej przez cały dzień. Z drugiej strony – kosmetyk ten też nie przesusza twarzy.


4. Wygładza i rozświetla.

Z tym stwierdzeniem zgadzam się tylko częściowo. Skóra wydaje się być wygładzona i rożswietlona, ale tylko do 2 – 3 godzin po jego zastosowaniu. Po tym czasie mam wrażenie, że twarz traci swój blask.


5. Redukuje oznaki zmęczenia.

Raczej w to wątpię ;) Kosmetyk dość często stosuję przed wyjściem do pracy, z samego rana. I dalej wyglądam na niewyspaną ;)



6. Zmniejsza widoczność porów.

Niestety, nie zgadzam się z tym. Pory są tak samo widoczne jak przed zastosowaniem kremu CC.


7. Długotrwale i skutecznie matuje.

Co to, to nie! Po zastosowaniu produktu – skóra jest rozświetlona i lekko się błyszczy. A po kilku godzinach efekt ten jest jeszcze bardziej widoczny. Bez pudru matującego – ani rusz! :)


8. SPF 15 chroni przed UVA/UVB.

Cóż, trudno mi to stwierdzić. Jednak powiedzmy, że w to wierzę ;)


I na sam koniec przedstawię Wam skład owego kremu CC. Oto i on:



     Kosmetyk ten posiada swoje zalety, jak i wady. Ujednolica kolor skóry, nie wysusza jej, jest wydajny i dostępny w raczej przystępnej cenie. Z drugiej strony – posiada zbyt ciemny odcień, nie matuje i nie zmniejsza widoczności porów. Umieściłabym go w gronie "przeciętniaków" i wątpię bym w przyszłości ponownie się na niego skusiła.


A może któraś z Was miała powyższy krem CC?


Buziaki, Wasza A.

środa, 10 września 2014

Chwila oddechu, czyli odpowiedź na TAG "Liebster Blog Award".

     Dzisiaj przychodzę do Was z luźnym postem, a mianowicie z TAG-iem "Liebster Blog Award". Zostałam do niego nominowana przez Gonię z bloga http://margaritkaaa.blogspot.com/ , którą serdecznie pozdrawiam! :)

     Zapewne każda z Was nie raz spotkała na jakimś blogu tego typu nominację, więc nie będę tłumaczyć zasad i od razu przejdę do odpowiadania na zadane mi pytania :)


1. Pierwsza rzecz jaką robisz po przebudzeniu?

Myję zęby i zakładam soczewki kontaktowe, dzięki którym lepiej widzę i mogę dalej szykować się do pracy / na spotkanie itp. :)


2. Ulubione danie, które możesz jadać bez końca?

Kurczak ze szpinakiem zapiekany pod serem, zapiekane ziemniaczki i mizeria <3


3. Jeden niezbędny kosmetyk w Twojej torebce to... ?

Oczywiście - szminka / błyszczyk :) Nie wyobrażam sobie nie mieć jej w swojej torebce.


4. Ulubiony motyw / grafika na kobiecych gadżetach, która pokusza aby daną rzecz zakupić to... ?

Jest to trudne pytanie, bo nie zwracam na takie coś uwagi ;) Prędzej zwracam uwagę na kolory niż na motywy.


5. Kosmetyk nr 1 to... ?

Jeśli chodzi o rodzaj kosmetyku - oczywiście szminka. A jeśli konkretny to - pomadka "Eliksir" marki Wibo :)


6. Jak na co dzień lubisz podkreślać swoje oczy?

W moim przypadku na co dzień, czyli do pracy ;) Nakładam na całe powieki jasny ( zazwyczaj cielisty ) cień i nieco ciemniejszy w zewnętrznych kąciku oka. Oczywiście, tuszuję też rzęsy. I to tyle ;)


7. Moje małe uzależnienie to... ?

Kawa - najlepiej z dodatkiem jakiegoś syropu lub w wersji frappucino ;)


8. Piosenka, której ostatnio bardzo często słuchasz?



9. Szklanka - do połowy pełna czy do połowy pusta?

Wybieram opcję nr 3 - pełną ;)


10. Co wprawia Cię w dobry nastrój?

Dobre jedzenie, pyszna kawa, mój luby, spotkania z przyjaciółmi i z rodziną, miło spędzony czas ;)


11. Blogi, które odwiedzasz codziennie to... ?

Cóż, przez ostatnie parę miesięcy nie wchodzę codziennie na blogi. Niestety. Wymienię za to dwa, które odwiedzam najczęściej ( jednak nie codziennie ):


oraz  




*****


Nie będę nominować nowych osób do zabawy. Jeżeli ktoś chce to może odpowiedzieć na powyższe pytania ;)


Jednak jestem ciekawa - jakie są Wasze ulubione blogi?


Miłego dnia, Wasza A.

niedziela, 7 września 2014

Prawie zapomniane - dwa woski YC.

     Muszę przyznać, że przez ostatnie parę tygodnie całkowicie zapomniałam o istnieniu jakichkolwiek produktów zapachowych. Od kiedy przeprowadziłam się do nowego mieszkania - w moim kominku nie znalazł się żaden wosk czy też granulki zapachowe. Aż dziwne, prawda? ;)


     Jeszcze przed moją wyprowadzką wypróbowałam dwa różniące się od siebie woski Yankee Candle. Mowa tutaj o "Vanilla Cupcake" oraz "Pink Sands".




Vanilla Cupcake - intensywny, kremowy zapach waniliowych babeczek z nutą cytryny.


     Jak wiecie - jestem fanką wszelakich słodkich zapachów. Z tego też względu założyłam, iż owy wosk na pewno przypadnie mi do gustu. Bo cóż może być lepszego od aromatu ciepłych, waniliowych babeczek?

     Cóż, nieco się przeliczyłam. To nie tak, że "Vanilla Cupcake" nie przypadło mi do gustu. Bo tak nie jest. Jednakże odbiega nieco od tego, co "uroiłam" sobie we własnej głowie ;)


     Zapach wosku przypomina babeczki - jest słodki, waniliowy, otulający. Zaliczyłabym go do grona raczej średnio intensywnych wosków. Nie bójcie się - po jego rozpaleniu nie powinna rozboleć Was głowa :)

      Z drugiej strony - nie wyczuwam w nim ani odrobiny nuty cytrusowej. Ba! Rzekłabym, że momentami miałam wrażenie jakby pachniał trochę sztucznie... Może to było tylko moje wrażenie?




Pink Sands - egzotyczna mieszanka świeżych i soczystych cytrusów, słodkich kwiatów i pikantnej wanilii.


    Wosk "Pink Sands" jest przeciwieństwem "Vanilla Cupcake". Posiada intensywny i kwiatowy zapach, który w przeciągu kilkunastu sekund wypełnia całe pomieszczenie. Jest przyjemny, aczkolwiek dla niektórych dziewczyn może być zbyt duszący.

     Nie wiem czemu, ale zapach tego produktu kojarzy mi się z zapachem jednej z wód toaletowych C-thru. Może któraś z Was też ma takie skojarzenia? ;)


     Gdybym miała wyobrazić sobie miejsce, w którym ulatniałby się zapach owego wosku - byłby to Tajemniczy Ogród ;) Pełen intensywnie pachnących kwiatów, uroku i tajemnicy. Ani trochę nie kojarzy mi się z plażą czy z piaskiem ;)

     

A co Wy sądzicie o powyższych wersjach YC?

Wasza A.

piątek, 5 września 2014

Niebieski jak... morze, bratek, niebo? Lakier z MIYO.

     Kiedy jeszcze uczęszczałam na studia - moje paznokcie były długie i pomalowane w różnorakie kolory. Nie przeszkadzały mi one w zajęciach laboratoryjnych czy w namiętnym pisaniu pracy magisterskiej ;) Sytuacja nieco zmieniła się, gdy poszłam do pracy. Już po pierwszym dniu dwa paznokcie złamały mi się, a lakier odprysł z prawie każdego z nich. Z tego też względu postanowiłam je skrócić i nakładać na nie wyłącznie odżywkę.

     Poniższe zdjęcia są z czasów, kiedy moje paznokcie były w lepszej formie. Jednak opinia produktu - do tej pory nie zmieniła mi się :)


     Moja przygoda z lakierami z MIYO rozpoczęła się, bodajże, na III roku studiów. To właśnie wtedy zakupiłam trzy sztuki w drogerii Super-pharm. Polubiłam je za jakość, dużą gamę kolorystyczną i, oczywiście, cenę.

     Powyższy produkt udało mi się zakupić w... Netto! Sama byłam zdziwiona, gdy ujrzałam go w standardowym supermarkecie ;) I to za jeszcze niższą kwotę niż w standardowych drogeriach.



     Kolor, jaki posiadam, to nr 128 - "Aqua". Jednak mi kojarzy się on z niektórymi rodzajami bratków, z niebem w ciepłe i słoneczne dni oraz, oczywiście, z morzem, które lubię podziwiać za każdym razem, gdy jestem w jego okolicach.

     Gdy dobrze przyjrzycie się paznokciom czy też buteleczce - zauważycie, że kosmetyk posiada dość sporo małych, delikatnych i srebrnych drobinek. Nie są one nachalne i nie wybijają się za bardzo na płytce paznokcia. Sam kolor produktu jest intensywny, aczkolwiek miły dla mego oka.



       Lakiery MIYO dostępne są w małych, zgrabnych buteleczkach o pojemności 7 ml. Na samej górze posiadają czarną nakrętkę, która zakończona jest wąskim pędzelkiem. Mi to jak najbardziej odpowiada! Posiadam raczej wąskie paznokcie i łatwiej aplikuje mi się produkt właśnie takim aplikatorem, jaki posiada owy kosmetyk.

     Jego zapach jest typowy dla produktów tego typu - dość duszący, nieprzyjemny. Na szczęście, szybko zanika i nie grozi nam śmierć przez uduszenie ;)



    Trwałość tego lakieru mogę uznać za zadowalającą. Utrzymuje się on na moich paznokciach około 3 - 4 dni. A jeżeli nałożę na niego dodatkowo utwardzacz - to nawet 5 dni. Kosmetyk dość szybko wysycha na płytce paznokcia. Jednakże radzę nakładać dwie jego warstwy, by móc cieszyć się głębokim kolorem bez prześwitów :)

     Posiadam jeszcze parę lakierów z owej serii, jednakże chwilowo ich nie używam. Cóż, pozostaje mi poszaleć z nimi dopiero w czasie dłuższego wolnego od pracy ;)


A może któraś z Was ma lub miała lakiery z owej serii? Co o nich sądzicie?


Buziaki, Wasza A.

poniedziałek, 1 września 2014

Mix zdjęć - sierpniowa wycieczka do ZOO.

    Wiem, wiem - ciągle mnie nie ma. Niestety, w najbliższym czasie raczej nie będę pisała regularnie postów tak jak kiedyś. Zmiany po 10 - 11 godzin są dla mnie na tyle męczące, że nie mam siły i ochoty zaglądać na własnego bloga. Cóż ta praca robi z ludźmi?

    Przyznam, że przez chwilę zastanawiałam się czy nie zrezygnować z prowadzenia bloga. Posty pojawiają się tu na tyle rzadko, że niekiedy nie wiem czy ktoś ma ochotę tu jeszcze zaglądać.

     Zdecydowałam się jednak zostawić bloga i pisać tutaj jak często będę mogła. Może chwilowo będzie to tylko jeden, dwa posty w tygodniu. Ale zawsze to coś :)

    A dzisiaj przedstawię Wam kolejny mix zdjęć - tym razem z mojej ostatniej wycieczki do ZOO. 
















Postaram się nadrobić zaległości i poodwiedzać Wasze blogi. Jednak, oczywiście, po pracy ;)

Miłego dnia!

Wasza A.