sobota, 31 sierpnia 2013

Lakierowy zawrót głowy!

Hej dziewczyny!

   Na sam początek chciałabym każdej z Was życzyć wszystkiego co najlepsze z okazji Dnia Blogera! Jak najwięcej notek i jeszcze więcej komentarzy pod nimi, mnóstwa obserwatorów, którzy z zaciekawieniem będą czytać Wasze posty, oraz wytrwałości w blogowaniu :)

*****

   A przechodząc do sedna dzisiejszej notki - chciałabym pokazać Wam 5 lakierów z serii MiniMax marki Eveline Cosmetics, które posiadam w swojej skromnej, lakierowej kolekcji.

Po lewej - 685, po prawej - 684.

     Posiadam lakiery w numerkach - 684, 685, 686, 687 i 688. Każdy z nich znajduje się w szklanej buteleczce o pojemności 5 ml. Uwielbiam tak małe objętości tego typu kosmetyków, bo przynajmniej mogę być pewna, iż zużyję je do samego końca. 

   Kolejną zaletą tego produktu jest jego wąski pędzelek, który umożliwia precyzyjną aplikację lakieru na płytkę paznokcia. 

Po lewej - 688, po prawej - 686.

   Aby dokładnie pokryć płytkę paznokcia owym lakierem należy:

* w przypadku jasnego koloru - nałożyć ok. 3 warstw produktu,
* w przypadku ciemnego koloru - nałożyć 1 - 2 warstwy produktu.

   Czas wysychania tego kosmetyku jest zależny od ilości nałożonych warstw - im jest ich mniej, tym szybciej schnie. Logiczne :)

nr 687 - lakier w rzeczywistości jest ciemniejszy i mniej neonowy ;)
   
   Co do jego trwałości - jest raczej przeciętna. Po mniej więcej 2 dniach widać już starte końcówki, a po 4 dniach - lakier zaczyna odpryskiwać. Na pewno nie utrzymuje się on na paznokciach 9 dni, jak obiecuje producent. Chyba, iż tylko u mnie wytrzymuje on krótszy okres czasu ;)

   Kosmetyki te są dostępne w szerokiej gamie kolorystycznej, więc zapewne każda z Was znajdzie odcień idealny dla siebie. Z tego co wiem - ostatnio było one dostępne w Biedronce za nie całe 3 zł. Plus za tak niską cenę :)

   Możliwe, iż w przyszłości skuszę się na inne kolorki tego lakieru. Może jakiś turkus albo delikatną brzoskwinkę? ;)

Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam kosmetyki do testów, nie wpłynął na ich opinię.

*****

Posiadacie w swojej kolekcji lakiery MiniMax? Co o nich sądzicie?

Miłego dnia, Al. :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Współpraca z Efoxcity :)

Hej dziewczyny!

   Nie jestem pierwszą, ani zapewne też nie ostatnią dziewczyną, która podjęła się współpracy ze sklepem internetowym Efoxcity. Jestem miło zaskoczona, iż mój blog spodobał się Blair :) 

   Przyznam szczerze, iż już od pewnego czasu intrygował mnie ten sklep - głównie ze względu na swój bogaty asortyment. Możemy w nim znaleźć męskie, jak i damskie ubrania, ale i również biżuterię. Ceny tych produktów wahają się od 4 $ za bluzeczkę do nawet 150 $ za sukienkę na specjalne okazje. Kurs dolara wynosi teraz mniej więcej 3,23 zł, więc myślę, iż warto rozejrzeć się i kupić niektóre ubrania czy biżuterię w tym sklepie :)

   A co najbardziej przykuło moją uwagę w owym sklepie?

1. Bluzki dla dziewczyn, które znajdziecie pod hasłem "women's blouses". Dział ten charakteryzuje się dużą różnorodnością - znajdują się tu różnego rodzaju topy, kolorowe koszule, czy nawet urocze bluzy :)







2. Różnego rodzaju męskie bluzy, które umieszczone są pod hasłem "wholesale mens hoodies". Dział ten zainteresował mnie głównie z tego powodu, iż mój luby uwielbia nosić wszelakiego rodzaju bluzy. Tutaj też znalazłam parę takich, które mu by się spodobały :)







3. Sukienki dla mamy Panny Młodej --> "mother of the bride dresses". Jako, że za dwa lata biorę ślub, to już teraz zastanawiam się nad sukniami - i to nie tylko dla mnie. W dziale tym znajduje się mnóstwo przepięknych sukni, które w rzeczywistości mogą nadać się dla każdej z nas, nie tylko dla mamy Panny Młodej :)







   Jestem ciekawa - czy może któraś z Was posiada jakieś ubrania z owego sklepu i jest w stanie powiedzieć mi jakiej są one jakości i czy wyglądają w rzeczywistości tak samo jak na zdjęciu? Jestem zauroczona niektórymi sukienkami, które zobaczyłam na tej stronce i cały czas się zastanawiam, czy się na jakąś nie skusić ;)

*****

A Wam życzę miłego dnia - ja lecę się pakować i już dziś wracam do Polski :)

Buziaki!

środa, 28 sierpnia 2013

Przeciwzmarszczkowe produkty z Eveline Cosmetics.

Hej!

   Dzisiaj przygotowałam post dla osób, które używają lub w najbliższym czasie będą używać produktów przeciwzmarszczkowych. Ja należę do tej drugiej grupy osób. Mam prawie 23 lata na karku, więc za jakiś czas wypadałoby używać jakiś kosmetyków, które opóźnią procesy starzenia się skóry.

   Pierwszym produktem jest aktywna maseczka termiczna z serii Koenzymy Młodości marki Eveline Cosmetics.


   Znajduje się ona w saszetce o pojemności 12 ml. Ilość ta starcza na 3 - krotną aplikację produktu. Jako, że miałam 2 opakowania tej maseczki to starczyła mi ona na 6 użyć, tj. 12 dni jej używania. Tak, kosmetyki tego typu używam raz na dwa dni :)

   Wszelakie informacje na temat jej działania, sposobu użycia, jak i składu - znajdują się na tyle saszetki.



   Maseczka ma dość gęstą konsystencję, która w pewnym stopniu roztapia się pod wpływem ciepła. Produkt ten aplikuję tak, jak zaleca producent, czyli wykonuję jeden z dwóch rodzajów masażu. Czynność ta ma na celu zwiększenie termicznego oddziaływania owego kosmetyku.

     Po 15 minutach spłukuję maseczkę z twarzy, co jest nieco trudną czynnością. Kosmetyk, przez swoją zbitą i lepką konsystencję, dość mocno trzyma się skóry i nie chce się od niej "odczepić", jeśli można to tak ująć ;)


   Nie mogę potwierdzić, iż maseczka ta ma działanie przeciwzmarszczkowe. Okaże się to dopiero za kilka lat ;) Jednakże na pewno mogę stwierdzić, iż kosmetyk dobrze nawilża i odżywia skórę na twarzy, pozostawiając ją gładką w dotyku.

   Oprócz tego, nie zapycha porów skórnych, co jest jego niewątpliwą zaletą. Nie zauważyłam również, aby maseczka podrażniała moją skórę czy wywoływała na niej jakąkolwiek alergię.


   Drugim kosmetykiem marki Eveline Cosmetics jest przeciwzmarszczkowy odmładzający krem na dzień z serii Argan Oil. Produkt ten testowała moja mama, ponieważ myślę, iż ona lepiej oceni jego działanie :)

    Produkt znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 50 ml, który dodatkowo był zapakowany w tekturowe opakowanie. To właśnie na kartoniku znajdowały się wszystkie informacje na temat działania, sposobu użycia, jak i składu tego kosmetyku.





   Razem z mamą stwierdziłyśmy, iż krem jest bardzo wydajny. Moja M. używa go od ponad miesiąca a zużyła może dopiero 1/3 opakowania. 

   Co do samego kremu - ma on średnio gęstą konsystencję, którą z łatwością rozsmarowuje się na skórze. Jego zapach jest delikatny, aczkolwiek przyjemny. 

   Moja mama była zadowolona z tego kremu już od samego początku. Kosmetyk szybko wchłaniał się w jej skórę, nie pozostawiając przy tym tłustej warstwy. 


   Po ponad miesiącu używania tego kosmetyku moja mama może stwierdzić, iż:

1. Krem dobrze nawilża skórę - do tej pory moja M. miała dość duże problemy z tzw. suchymi 'plackami' na swojej twarzy. Ten kosmetyk uporał się z tym problemem.
2. Produkt odżywia skórę i łagodzi wszelakie podrażnienia na niej znajdujące się.
3. Krem w małym stopniu ujędrnił skórę na twarzy, dzięki czemu stała się ona bardziej napięta i gładka w dotyku.

   *****

   Myślę, że oba z tych produktów zasługują na uwagę. Maseczka jest dobrą opcją nawet dla tych dziewczyn, które po prostu uwielbiają testować kosmetyki tego typu, a potem cieszyć się nawilżoną i gładziutką skórą. Co do kremu do twarzy - moja mama uważa, iż warto się za nim rozejrzeć. Na pewno jest on tańszą alternatywą dla tych droższych produktów, które możemy znaleźć w drogeriach czy aptekach.

Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam je w ramach współpracy, nie wpłynął na moją i mamy opinię.

Stosujecie kosmetyki przeciwzmarszczkowe? Jakie są Wasze ulubione produkty tego typu?

Miłego dnia, Al. :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

Ciąg dalszy walki z cellulitem!

Hej wszystkim!

   Jestem zdania, iż cellulit można pokonać połączeniem odpowiedniej diety i ćwiczeń. Mimo wszystko nadal kupuję i testuję kosmetyki, które niby mają na celu pozbycie się tzw. "pomarańczowej skórki". Do tej pory najlepszym produktem okazało się serum antycellulitowe z Tołpy, które w pewnym stopniu zminimalizowało widoczność cellulitu i ładnie wygładziło moją skórę.

   Jednakże dzisiaj chciałabym pokazać Wam dwa kosmetyki marki Eveline Cosmetics, które również mają na celu zlikwidowanie cellulitu. I jak sobie z tym poradziły?


   Pierwszym z testowanych przeze mnie kosmetyków jest złoty peeling - masaż drenujący z kofeiną. Znajduje się on w złotym, giętkim opakowaniu, które posiada otwarcie typu "klik" na samym jego dole. Tubka jest poręczna - wydobycie kosmetyku nie sprawia mi żadnych trudności :)

   Peeling ma gęstą, beżową konsystencję, w której zatopione są złote drobinki. Nie musicie się martwić -  po kąpieli nie pozostają one na ciele ;)


   Peeling ma lekko miętowy zapach, który po kąpieli nie utrzymuje się na skórze. Kosmetyk z łatwością rozprowadza się na ciele, ale nieco trudno jest go z niej zmyć.

   Produkt firmy Eveline Cosmetics bardzo dobrze masuje moje ciało i pozostawia je delikatne oraz gładkie w dotyku. Zauważyłam, iż peeling nieco ujędrnił moje ciało, ale nie jest to jakiś efekt "WOW!". Peeling jak peeling ;) Cellulitu w ogóle nie ruszył.


    Drugim produktem jest jego kolega - złote serum wyszczuplająco - modelujące. Znajduje się ono w takim samym opakowaniu jak jego poprzednik.

   Serum ma średnio gęstą konsystencję o białym zabarwieniu. W nim również znajdują się złote drobinki, ale niestety te pozostają na ciele po aplikacji. I przyklejają się do ubrań, pościeli czy koca... Jego zapach jest bardziej intensywny niż zapach peelingu, ale w ogóle mi to nie przeszkadza :)


   Kosmetyk po rozsmarowaniu na skórze - bardzo szybko się w nią wchłania. Jego dużą zaletą jest fakt, iż daje on uczucie chłodu, które jest idealne podczas tegorocznych upałów. Oprócz tego, serum nie pozostawia na skórze lepkiej warstwy. Gdyby tylko nie miał w sobie tych strasznych drobinek... ;)

   Serum nawilża skórę, ale nie jakoś spektakularnie. Jednakże zauważyłam, iż widocznie wygładził moją skórę, przez co cellulit wydaje się być nieco mniej widoczny. Może sprawiły to zawarte w nim złote drobinki, ale jednak! ;)


   Peelingu używam raz na 2 - 3 dni, a serum 2 razy dziennie. W obu przypadkach zostało mi w opakowaniu ok. połowa produktu, przy czym używam ich już od miesiąca. Plus dla tych kosmetyków za ich wydajność :)

   W moim przypadku lepiej sprawdziło się powyższe serum antycellulitowe - może przez ten cudowny efekt chłodzenia, jaki daje? Peeling nie był taki zły, ale firma Eveline Cosmetics posiada lepsze kosmetyki tego typu w swoich zbiorach ;)

Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam kosmetyki do testów, nie wpłynął na moją opinię.

A co Wy sądzicie o kosmetykach antycellulitowych?

Miłej nocki :)

sobota, 24 sierpnia 2013

Balsamowy cudaczek z Song of India.

Hej wszystkim!

   Jak może pamiętacie - w czerwcu miałam okazję uczestniczyć we Wrocławskim Spotkaniu Blogerek. Jednym ze sponsorów tego spotkania był sklep Helfy.pl , który podarował każdej z uczestniczek zestaw kosmetyków. Dzisiaj chciałabym pokazać Wam jeden z nich, który najbardziej mnie zaintrygował. 


   Kosmetykiem, o którym chcę Wam opowiedzieć, jest balsam do ciała w kostce o zapachu neroli marki Song od India. Pierwszy raz mam do czynienia z produktem tej firmy i od początku byłam bardzo zaciekawiona jego działaniem.

   Balsam umieszczony jest w metalowym, solidnie zamkniętym pudełeczku, które na początku sprawiało mi nieco trudności przy jego otwieraniu. Przynajmniej byłam pewna, iż zapach kosmetyku mi się nie ulotni :)


   W pudełeczku znajduje się balsam o wadze 30 gram i wyglądzie kwiatuszka. Kosmetyk ma miły dla oka wygląd i z tego względu, aż chciało mi się go częściej używać ;)

   To, czy zapach tego produktu jest ładny, czy nie do zniesienia, może być tutaj kwestią sporną. Jestem osobą, która preferuje słodkie, owocowe zapachy. Niestety, balsam ten ma zapach bardziej orientalny, intensywny, nieco duszący. Nie zostałam jego fanką :)


   Balsam ma zbitą, twardą konsystencję, która rozpuszcza się pod wpływem ciepła naszego ciała. Jednakże, aby to nastąpiło należy dość intensywnie pocierać kosmetykiem o skórę. Ja wolę nieco prostszą aplikację tego typu produktów.

   Kosmetyk długo wchłania się w skórę, jednakże nie pozostawia żadnych tłustych plam na ubraniach. 


   Może i jego aplikacja nie jest zbyt ciekawa, ale za to jego działanie jest zachwycające! Balsam bardzo dobrze nawilża i odżywia moją skórę, i to na wiele, wiele godzin. Efekt ten utrzymuje się nawet do następnej kąpieli, co jest jego dużym plusem.

   Kosmetyk ten sprawiał, iż moja skóra była gładka i delikatna w dotyku. Oprócz tego, łagodził wszelakie podrażnienia jakie się na niej znajdowały ( np. te po goleniu ).


   Niestety, po balsamie tym pozostało mi już tylko metalowe pudełeczko, które mam zamiar zachować i użyć w innym celu. Kosmetyk może nie zachwycił mnie swoim zapachem czy sposobem aplikacji, jednakże jego dobroczynne działanie na moją skórę kusi mnie do zakupu innego wariantu zapachowego tego produktu :)

Stosowałyście kiedyś kosmetyki w formie kostki? Co o nich sądzicie?

Buziaki, Al. ;)

piątek, 23 sierpnia 2013

Duet z Isadory.

Hej dziewczyny!

   Jakiś czas temu w swoje ręce otrzymałam dwa kosmetyki marki Isadora. Nie jest to moje pierwsze spotkanie z produktami tej firmy, ponieważ parę lat temu miałam ich poczwórny zestaw cieni. I byłam z nich bardzo zadowolona - głównie ze względu na ich niesamowitą pigmentację oraz trwałość.

   A jakie kosmetyki teraz testowałam?


     Pierwszym z kosmetyków jest cień do powiek z serii Eyephoria o kolorze Aquatic. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia! Jestem wielką fanką niebieskich cieni do powiek i przez pewien czas tylko takie posiadałam w swojej kosmetyczce ;)

     Ten produkt znajduje się w solidnym, ładnie wykonanym opakowaniu, w którym znajduje się 4 g cienia do powiek. Myślę, że jest to odpowiednia ilość jak na kosmetyk tego typu. Nie chciałabym, aby taki przepiękny odcień mi się, o zgrozo, przeterminował.


     Cień zachwyca nie tylko kolorem w opakowaniu, ale również na powiekach! Wyróżnia się bardzo dobrą pigmentacją, nie osypywaniem się podczas jego nakładania oraz nie zbieraniem się w załamaniach powieki. Oprócz tego, jest również bardzo trwały. Przynajmniej wtedy, jeśli nałożymy go na bazę pod cienie ;)

     Kosmetyk ten używam na dwa sposoby - albo nakładam go w zewnętrznym kąciku powiek, a na resztę nakładam biały, perłowy cień, albo maluję nim całą powiekę i dodatkowo rysuję czarną kredkę eyelinerem. W obu tych przypadkach prezentuje się zabójczo! :)


     Jedynym jego minusem może okazać się cena. Za jeden dzień trzeba zapłacić 59 zł, co do niskich kwot nie należy, niestety. 


     Drugim kosmetykiem jest tusz do rzęs z serii Lash Color w odcieniu Aqua Blue. Jest to pierwsza kolorowa maskara w moim życiu. Do tej pory preferowałam kosmetyki tego typu tylko w kolorze czarnym. Jednakże skoro są wakacje to można sobie zaszaleć ;)

     Tusz znajduje się w plastikowym, przezroczystym opakowaniu o pojemności 7 ml. Jego szczoteczka jest wąska i dość długa, co pozwala na dotarcie do nawet najmniejszych rzęs. Jednakże radziłabym uważać co nieco na włoski szczoteczki - są one dość ostre i czasami potrafią dość boleśnie ukuć w skórę ;)


     Tusz ten stosuję wyłącznie na dolne rzęsy, ponieważ taki efekt podoba mi się najbardziej. Tylko dwa razy zdarzyło mi się nałożyć kosmetyk na górne i dolne rzęsy. Jednakże efekt ten wydawał mi się zbyt komiczny i już do niego więcej nie powróciłam ;)


     Przyznam szczerze, iż mam mieszane uczucia co do tej maskary. Z jednej strony tusz ładnie podkreśla moje oczy i podbija kolor tęczówki. Oprócz tego, delikatnie pogrubia rzęsy i nie tworzy na nich jakichkolwiek grudek.

     Niestety, kosmetyk ten ma również parę wad. Przede wszystkim - nie wydłuża ani nie podkręca rzęs. Nawet minimalnie. I zdarza mu się sklejać rzęsy, co nie wygląda zbyt estetycznie. A za kwotę 60 zł oczekiwałam większego "WOW!".

     Z tego co wiem tusz ten sprawia również dość duże problemy podczas jego zmywania. Mnie to ominęło, ponieważ dwufazówka z Flos-leku idealnie sobie z nim radzi :)


     Duo z Isadory zachwyciło mnie swoimi kolorami, jednakże tylko jeden z nich zauroczył mnie również swoim działaniem i wyglądem na "żywo". Możliwe, iż w przyszłości skuszę się na kolejny cień z serii Eyephoria. Jednak kolorowym tuszom do rzęs powiem stanowcze - "nie!".

Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam kosmetyki, nie wpłynął na ich opinię.

*****

A jakie są Wasze ulubione kosmetyki marki Isadora?

Buziak, Al.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Londyński mix zdjęć - część 1.

Hej wszystkim!

   Dzisiaj przygotowałam dla Was nieco luźniejszy post, aby nie zanudzić Was za bardzo recenzjami kosmetyków ;) Jak może wiecie - obecnie jestem w Londynie w ramach mojego wakacyjnego wyjazdu. Przyznam szczerze - dość dużo tutaj się dzieje, większość czasu nie ma mnie w domu, a aparat prawie cały czas jest w obiegu ;) Z tego też względu postanowiłam pokazać Wam za pomocą zdjęć co tam u mnie ciekawego słychać ;) 

*****

   Dzień 1, czyli zwiedzanie okolicy. Tak jakoś wyszło, że chwilowo mieszkam bardzo blisko Tamizy i molo z dość ciekawymi widokami :) 







   Dzień 2 - wypad do Muzeum Historii Naturalnej. Godzina czekania w kolejce (!!!) i nie całe 1,5 godziny zwiedzania. Jak dla mnie - zbyt dużo ludzi, a zbyt mało przestrzeni do oddychania. Na szczęście, mrożone frappucino z ciasteczkami ze Starbucks'a nieco poprawiło mi humor ;)






   Dzień 3, czyli wielkie grillowanie u rodziny W. I picie, nieznanych mi dotychczas, drinków z Lidla ;)



*****

    W kolejnych dniach działo się nieco więcej, ale o tym napiszę Wam następnym razem ;) A dzisiaj życzę Wam miłej nocki i do napisania!

Wasza Al.