niedziela, 29 września 2013

Rosyjski kosmetyk, który miał zmniejszyć ilość wypadających włosów...

Cześć!

   Na początku sierpnia w moje ręce wpadło parę rosyjskich kosmetyków, które zamówiłam z okazji darmowej dostawy w sklepie internetowym Kokardi. Jak na razie jestem z większości zadowolona - w mniejszym lub większym stopniu. A dzisiaj chciałabym pokazać Wam lotion do włosów z serii Receptury Babuszki Agafii, który miał zaprzestać wypadaniu moich włosów.


OPAKOWANIE:

   Lotion znajduje się w ciemno zielonej, plastikowej buteleczce o pojemności 150 ml. Opakowanie posiada czarną nakrętkę z otwarciem typu "press". Jak dla mnie otwarcie to było dość nieporęczne podczas aplikowania tego kosmetyku na włosy znajdujące się tuż przy skórze głowy. Z tego też względu kosmetyk ten przelałam do buteleczki z atomizerem. O :)


SKŁAD:

   A oto i skład rosyjskiego produktu:


ZAPACH:

   Lotion posiada ziemisty kolor, ale na szczęście jego zapach jest o wiele przyjemniejszy. Jest delikatnie słodki, dość intensywny, aczkolwiek przyjemny. I dość długo utrzymuje się na włosach.


SPOSÓB UŻYWANIA:

   Kosmetyk ten używałam mniej więcej godzinę przed umyciem włosów. Według informacji na stronie Kokardi - powinnam użyć go na włosy już po umyciu i go nie zmywać. Niestety, w tym przypadku kosmetyk strasznie obciążał i przetłuszczał moje włosy. Może dawałam go w zbyt dużej ilości? ;)


    WYDAJNOŚĆ:

   Jak już wspominałam - w opakowaniu znajduje się 150 ml produktu. Ilość ta wystarczyła mi na 1,5 miesiąca, przy czym używałam go raz dziennie, wieczorną porą. Jak dla mnie kosmetyk ten jest średnio wydajny.


DZIAŁANIE:

      Mam mieszane uczucia co do działania tego kosmetyku. Przez pewien czas myślałam, iż zmniejszył on ilość wypadających mi włosów. Jednakże po paru dniach znowu wypadało ich tak samo dużo jak przed używaniem rosyjskiego produktu. 

   Za to lotion bardzo dobrze wpłynął na porost moich włosów. Standardowo miesięcznie moje kłaczki rosną o ok. 1 cm. Po miesiącu używania tego kosmetyku zauważyłam, iż wzrosły one o ok. 1,5 - 2 cm. Czyli prawie 2 razy więcej niż standardowo.


CENA:

   Jego cena wynosi mniej więcej 10 zł w sklepie internetowym Kokardi.

*****

   Rosyjski lotion do włosów będzie idealnym produktem dla dziewczyn, które chcą przyspieszyć porost swoich włosów. Niestety, nie zmniejsza on znacząco wypadania włosów. A głównie z tego względu go kupiłam.

Stosowałyście ten kosmetyk? Co o nim sądzicie?

Wasza A.

sobota, 28 września 2013

Pierwsze urodziny bloga + niespodzianka z tej okazji :)

Hej dziewczyny!

   Wczoraj, 27 września, minął rok od założenia mojego bloga. Ciągle nie mogę uwierzyć, że ten czas tak szybko minął! W przeciągu tego roku napisałam 211 postów, z czego na mój blog zajrzało 41026 osób z czego aż 411 zostało ze mną na dłużej ( w postaci obserwatorów ;) ).

   Z tej okazji chciałabym serdecznie WAM podziękować za ten cudowny rok blogowania! To dzięki WAM mam ochotę i siłę dalej pisać oraz prowadzić mego bloga. Jesteście moją małą inspiracją :) :**

*****

   Z tej okazji przygotowałam dla Was konkurs, w którym do wygrania są 2 zestawy kosmetyków. I to właśnie Wy będziecie decydować, o który zestaw chcecie "walczyć" ;))



W skład pierwszego zestawu wchodzą takie kosmetyki jak:


* pomadka ochronna Lip Care marki Bell,
* balsam delikatnie brązujący marki Flos-lek,
* odżywka wybielająca do paznokci marki Eveline Cosmetics,
* dwufazowy płyn do demakijażu oczu marki Flos-lek,
* niebieski lakier do paznokci Safari,
* niebieski cień do powiek Paese,
* krem do depilacji Sensual marki Joanna.


A w skład drugiego zestawu wchodzą takie kosmetyki jak:


* pomadka ochronna Lip Care marki Bell,
* cienie do powiek marki Quiz,
* puder prasowany brązujący marki Vipera,
* dwie maski do włosów farbowanych blond Henna Wax marki Pilomax,
* cień do powiek marki Vipera,
* wodoodporny tusz do rzęs marki Quiz,
* próbka wygładzającej bazy pod makijaż marki Dax Cosmetics,
* spray nabłyszczający do włosów Hair Code.

   
A oto i zasady konkursu:

1. Musisz być obserwatorem mojego bloga.
2. Dodaj informację o konkursie na swoim blogu - w postaci baneru na pasku bocznym, bądź w osobnym poście.
3. Podaj swój adres e-mail.
4. Podaj numer zestawu, który chcesz otrzymać w razie wygranej.

Dodatkowo możesz zaobserwować moją stronę na facebooku, dzięki czemu dostaniesz dodatkowy los :)


A oto baner konkursowy:



Przykładowy wzór zgłoszenia:

1. Obserwuję jako:
2. Umieściłam baner na pasku bocznym / w osobnym poście: ( link do bloga )
3. Adres e-mail:
4. Wybieram zestaw numer:
5. Obserwuję na fb jako: ( imię i pierwsza litera nazwiska )


   Konkurs będzie trwał równy miesiąc - od dnia dzisiejszego, czyli 28 września, do 28 października bieżącego roku. Wszystkim biorącym udział - życzę powodzenia! :)

Regulamin:

1. Organizatorem konkursu jestem Ja, czyli autorka bloga www.alicja-w-krainie-kosmetykow.blogspot.com .
2. Sponsorem nagród jestem Ja ( zostały one przeze mnie kupione, bądź wygrane ).
3. Czas trwania konkursu  28.09. - 28.10.2013 roku.
4. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone maksymalnie 7 dni od daty jego zakończenia.
5. Osoby, które wygrają konkurs, dostaną ode mnie wiadomość na konto e-mail. Jeżeli w ciągu 3 dni nie odpiszą na niego - wybieram następnych zwycięzców.
6. Warunkiem udziału w konkursie jest bycie obserwatorem mojego bloga oraz wklejenie baneru w panel boczny bądź w osobną notkę. Dodatkowo mogą polubić moją stronę na fb, dzięki czemu otrzymają dodatkowy los.
7. Biorący udział w konkursie musi spełniać wszystkie podane powyżej warunki.
8. Nagrody zostaną wysłane zwycięzcom, w przeciągu 5 dni od otrzymania ich danych osobowych.

czwartek, 26 września 2013

Co nieco o 2 - fazowej odżywce do włosów marki Alverde.

Hej!

   Na czerwcowym Spotkaniu Wrocławskich Blogerek udało mi się zgarnąć mój pierwszy kosmetyk marki Alverde. Oczywiście, produkt ten 'otrzymałam' w ramach tak zwanej wymianki ;) I tak oto, od 3 miesięcy, jestem posiadaczką dwufazowej odżywki do włosów z aloesem i hibiskusem.


OPAKOWANIE I KONSYSTENCJA:

   Odżywka znajduje się w plastikowym, rozszerzającym się ku dołowi, opakowaniu o pojemności 150 ml. Wszystkie informacje na temat działania i sposobu użycia tego produktu znajdują się na tylnej stronie buteleczki i ( niestety! ) są napisane tylko w języku niemieckim. Nie licząc składu, oczywiście :)

   Kosmetyk ten jest 2 - fazowy. Jego dolna część jest przezroczysta, a górna - lekko perłowa i oleista. Wiadomo - aby użyć tę odżywkę należy na początku wstrząsnąć opakowaniem ;) Buteleczka ma wbudowany atomizer, który ułatwia aplikację odżywki na włosy. Jakiś plus :)


SKŁAD:



ZAPACH:

   Odżywka ma bardzo ładny, słodki zapach. Wyczuwam w nim delikatną nutę kwiatową - czyżby hibiskusa? ;) 


DZIAŁANIE:

   Odżywkę Alverde stosuję prawie codziennie. Wyjątkami są dni, kiedy używam masek, bądź balsamów do włosów. Wtedy nie odczuwam potrzeby dodatkowego aplikowania powyższego kosmetyku :)

   Produkt aplikuję na moje włosy, kiedy są one wilgotne, ale nie suche. Po kilkunastu, kilkudziesięciu minutach rozczesuję moje kłaczki, co przychodzi mi z łatwością. Oczywiście, jest to zasługa tego kosmetyku. 


   Dzięki odżywce Alverde moje włosy ( po wysuszeniu ) są gładziutkie i miękkie w dotyku. Nie puszą się i mogłabym nawet stwierdzić, iż są lekko dociążone. Jednakże uważałabym z aplikacją owego produktu. Już nie raz zdarzyło mi się, iż nałożyłam ją w zbyt dużej ilości przy nasadzie włosów. A rano obudziłam się z "cudownie" przylizanymi włosami ;) Z tego też względu - stosuję ją głównie od połowy długości moich włosów.

WYDAJNOŚĆ:

   Odżywki używam od mniej więcej połowy lipca, czyli od ponad 2 miesięcy. W buteleczce zostało mi nieco mniej niż połowa kosmetyku. Fakt faktem, nie używam jej codziennie, ale myślę, iż jej wydajność zasługuje na uznanie :)

CENA I DOSTĘPNOŚĆ:

   Niestety, nie wiem ile wynosi jej cena w niemieckim czy czeskim DM-ie. Z tego co "wygooglowałam", jej koszt wynosi ok. 3 - 5 euro. Oczywiście, można ją znaleźć w polskich drogeriach internetowych albo na różnego rodzaju stoiskach, np. na halach targowych. Wtedy jej cena osiąga niekiedy więcej niż 20 zł.

*****

   Kosmetyk ten sprawdzi się głównie u dziewczyn, które są posiadaczkami włosów suchych albo zniszczonych. Moje kłaczki są dość specyficzne - są suche na końcach, lecz przetłuszczają się przy ich nasadzie. Dlatego też odżywkę tę nie stosowałam na całą długość włosów.

Używałyście kiedyś tego produktu? A może polecacie jakieś inne odżywki marki Alverde? :)

Wasza A.

wtorek, 24 września 2013

Weekend w Warszawie - show Top Gear oraz zakupy :)

Hej dziewczyny!

   Ostatni weekend, jak może pamiętacie, spędziłam w Warszawie. I głównym celem tego wyjazdu nie były zakupy, o nie ;) Jako, że zbliża się Dzień Chłopaka, postanowiłam sprawić mojemu W. prezent w postaci wejściówek na show Top Gear. Zapewne część z Was w ogóle nie kojarzy tej nazwy, jak i programu. Tak w skrócie - Top Gear to program telewizyjny o tematyce motoryzacyjnej, który można oglądać na stacji BBC albo TVN Turbo. Jeżeli chcecie wiedzieć więcej - możecie zajrzeć na stronkę ;)

   Przyznam szczerze, iż spodobała mi się tego typu impreza. Mimo, iż nie jestem wielką fanką motoryzacji to z chęcią obejrzałam to ciekawe widowisko z całą gamą popisów kaskaderskich - motocyklistów czy rajdowców ;)

Stadion Narodowy, wokół którego i na którym odbywała się cała impreza :) 

Kto by nie chciał mieć takiej ciężarówki? :D

Główne show :)

   Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie skorzystała z wizyty w Warszawie ^^ Przed całą imprezą wybrałam się wraz z moim W. do Złotych Tarasów. Główny cel? Yankee Candle oraz Bath & Body Works! :)


   I tak oto "wzbogaciłam się" o 4 nowe woski i 2 samplery. Jako, że miałam kupon "-20%" na produkty Yankee Candle to za całość zapłaciłam nieco ponad 30 zł :)


   Poczyniłam też skromne zakupy w Bath & Body Works. Tym razem przygarnęłam dwa żele antybakteryjne - "Midnight Pomegranate" oraz "Flip Flopped Fruit", jak i dwie mniejsze mgiełki zapachowe - "Paris Amour" oraz "Twilight Woods". Pozostałe dwa żele antybakteryjne zakupiłam dla moich przyjaciółek :)



   Ostatnim kosmetycznym zakupem okazał się żel pod prysznic z dość nowej serii "So fresh!" marki Soraya. Ja wybrałam ten o przesłodkim, czekoladowym zapachu :)

   Złote Tarasy nie zadowoliły mnie pod względem wyposażenia niektórych sklepów z ciuchami. Z tego też względu postanowiłam nadrobić / uzupełnić ( nazwijcie to jak chcecie ;) ) moje zakupy. Od razu uprzedzam - nie umiem robić zdjęć ubraniom! Wybaczcie mi to ;)


   Zapewne od razu zauważycie, że większość ubrań albo ma brzoskwiniowy kolor, albo ma serduszka. Tak, mam fioła na punkcie obu tych rzeczy ;) I wiem, że może to wydawać się dziecinne, ale taka już jestem ;)

   Pierwszym nabytkiem jest brzoskwiniowa bluza z wielkim serduchem z koronką i koralikami na przodzie. Od razu się w niej zakochałam i musiałam ją kupić ;) Ma lekko podwijane rękawy, a materiał jest milusi w dotyku.


   Kolejny nabytek z House = kolejny ciuch w kolorze brzoskwiniowym z motywem serduszkowym ;) Tym razem jest to sweterek na długi rękaw. Wygodny, delikatnie luźny - w sam raz na jesień.


   Jestem wielką fanką muffinek, babeczek i przeróżnych ciasteczek. Na początku zastanawiałam się czy zakupić ten brzoskwiniowy t-shirt. Ale kiedy zobaczyłam na metce przepis na babeczki... Koszulka od razu wylądowała w zakupowym koszyczku ;)



   Ta koszulka zapewne nie spodoba się części z Was. Jako, że parę lat temu lubiłam oglądać "bajkę" pt. "Happy Tree Friends" to postanowiłam zaopatrzyć się w jedną bluzeczkę z tym motywem. Wybrałam tą najmniej drastyczną ;)


   I ostatni nabytek - granatowa bluzeczka z rękawem 3/4 w serduszka ( znowu! ). Cienka, mięciutka, dopasowana - czego chcieć więcej? ;)

*****

   I tak oto prezentowały się moje weekendowe zakupy. Pierwszy raz pokazałam Wam co nowego zawitało w mojej szafie. Jestem ciekawa czy taki post zakupowy - mieszany spodobał Wam się, czy wolicie oglądać zakupy wyłącznie kosmetyczne? ;)

Wasza A. 

poniedziałek, 23 września 2013

Parę(naście) słów o dość kontrowersyjnej odżywce z Eveline Cosmetics.

Hej dziewczyny!

   Pod koniec marca tego roku, w tej oto notce, wspominałam o mojej odżywce nr 1, czyli diamentowej odżywce z Eveline Cosmetics. Produkt ten idealnie poradził sobie z moimi paznokciami - wzmocnił je, utwardził i już nie musiałam martwić się rozdwajającymi oraz łamiącymi się paznokciami. 

   Po tamtej odżywce nie zostało mi nawet puste opakowanie. Próbowałam eksperymentować z odżywką z Miss Sporty, która okazała się jedną wielką porażką. Jednakże pod koniec lipca w moje łapki wpadło inne serum do paznokci, również marki Eveline Cosmetics - wersja "9 w 1".


   Tak jak i reszta odżywek z Eveline Cosmetics, tak i ta znajduje się w szklanym opakowaniu o pojemności 12 ml. Ona również posiada wąski pędzelek, który ułatwia jej aplikację na płytkę paznokcia. Czyżbym znalazła zastępczynię mojego "diamentowego cudu"?

Dla ciekawskich - informacje i skład produktu:




   Odżywkę stosowałam tak jak zalecał producent - przez cztery dni ( codziennie ) nakładałam jedną warstwę produktu, po czym całość usuwałam przy pomocy zmywacza. Tego typu kurację stosowałam przez miesiąc. Potem serum służyło mi wyłącznie jako baza pod lakier.

   Co do efektów - były one bardzo zbliżone do tych, jakie zapewniła mi moja ukochana diamentowa odżywka. Moje paznokcie przestały się łamać i rozdwajać, co na pewno jest dużym plusem. I może zachwycałabym się nią dłużej, ale... Ma ona również parę minusów.

   Po pierwsze, moje paznokcie zrobiły się po niej giętkie. Nie są one tak twarde i wzmocnione jak po odżywce diamentowej. Po drugie, mam wrażenie, że nie rosną one tak szybko jak w przypadku jej poprzedniczki. 


   Odżywka - serum 9 w 1 nie jest złym produktem - zapobiegła łamaniu i rozdwajaniu się paznokci. Jednakże to właśnie jej koleżanka, odżywka diamentowa, spisała się u mnie o niebo lepiej. Z tego co słyszałam - ich składy są bardzo podobne. To skąd wynika różnica w działaniu?

Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam kosmetyk do testów, nie wpłynął na moją opinię o nim.

Stosowałyście kiedyś odżywki z Eveline Cosmetics? Co o nich sądzicie?

Wasza A. :)

niedziela, 22 września 2013

O wygładzającym peelingu marki Zielone Laboratorium.

Hej!

   Dzisiaj nad ranem powróciłam do Wrocławia i mimo 10 godzinnego snu - nie mogę jakoś się ogarnąć ;) Wypad do Warszawy mogę zaliczyć do tych udanych. "Napadłam" na Złote Tarasy i zakupiłam parę rzeczy, jednakże byłam zawiedziona wyposażeniem niektórych sklepów w tej galerii. Z tego też względu, dzisiaj w Pasażu Grunwaldzkim nadrobiłam zaległości i dokupiłam sobie parę ciuchów ;) Ale o tym już niedługo :)

   Pod koniec czerwca, na jednym ze spotkaniu blogerek, otrzymałam peeling wygładzający z marchewką oraz otrębami owsianymi marki Zielone Laboratorium. Było to moje pierwsze spotkanie z produktami owej firmy, więc byłam zaintrygowana ich jakością i tym, jak się u mnie spiszą.


   Kosmetyk znajduje się w plastikowym opakowaniu o ładnym wyglądzie i wadze 300 g. Na początku myślałam, iż produkt ten wystarczy mi na długi okres czasu. Przecież 300 gram to dużo, prawda? Niestety, po mniej więcej 6 użyciach w opakowaniu nic mi nie pozostało. Dla wyjaśnienia - używam peelingów średnio co 3 dzień. Czyli ten kosmetyk starczył mi na mniej niż 3 tygodnie. Trochę kiepsko jak na kosmetyk za 50 zł...

    A dla zainteresowanych - skład kosmetyku:


      Kosmetyk nie zawiera PEG-ów, silikonów, olejów mineralnych, parabenów czy sztucznych barwników. Zamiast tego, w jego składzie można znaleźć takie oleje jak olej marchwiowy czy słonecznikowy. Przynajmniej skład wydaje się być dobry :)

   Kosmetyk ten jest peelingiem cukrowym. Ma dość zbitą konsystencję, którą dość trudno wydobywa się z tak dużego pojemnika. Jego używanie też nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Zamiast cieszyć się rytuałem peelingowania, musimy uważać, aby produkt nie spadł nam do wanny czy pod prysznic. A mi tak parę razy się zdarzyło...


   Co do zapachu kosmetyku - jest on dość specyficzny i trudno mi określić jakie nuty zapachowe w nim dominują. Jednakże na pewno mogę stwierdzić, iż jest on intensywny i lekko duszący. Zapewne niektórym z Was nie przypadłby do gustu.

   I co najważniejsze - jego działanie! Produkt bardzo dobrze masuje ciało i delikatnie je wygładza. Dzięki niemu moja skóra była delikatna i miękka w dotyku. I do tego pachnąca - chociaż dla niektórych to może nie być zaletą ;)

   Jednakże produkt ten robił coś, co od razu eliminuje go przy kolejnym wyborze peelingów do ciała. A mianowicie - pozostawia on na skórze oleistą warstwę. Zapewne jest to spowodowane zawartością olejków w jego składzie, ale mimo wszystko - nie znoszę czuć na swojej skórze jakiejkolwiek tłustawej warstwy.

*****

Jestem nieco zawiedziona owym produktem. Niby dobrze peelinguje i wygładza skórę, ale jednocześnie jest mało wydajny i pozostawia na skórze nieprzyjemną, oleistą warstwę. Szczerze? Gdybym miała wybierać pomiędzy peelingiem z Zielonego Laboratorium o bardzo dobrym składzie, a peelingiem z Farmony - wybrałabym ten drugi.

Wiadomo, każdy ma inne upodobania :) I peeling ten może u każdej z Was spisać się inaczej. 

A teraz wszystkim życzę dobrej nocki. Dobranoc! ;)

piątek, 20 września 2013

Dwa bubelki z Eveline Cosmetics.

Hello!

   Jestem wielką fanką błyszczyków do ust, jak i kredek do oczu. Ostatnimi czasy częściej używam tego pierwszego niż drugiego. Jednakże kiedy w moje łapki wpadły dwa kosmetyki marki Eveline Cosmetics stwierdziłam, iż muszę użyć ich jak najszybciej. No i się rozczarowałam...


    Pierwszym testowanym przeze mnie produktem była automatyczna kredka do oczu w odcieniu "Brown". Jest to bardzo poręczny kosmetyk - aby dostać się do rysika nie trzeba temperować kredki. Jakiś plus. I chyba jeden z niewielu, jaki w nim odkryłam.

    Rysik kredki jest twardy i trudno maluje się nim jakiekolwiek kreski na powiekach. Próbowałam robić to nie raz i efekt był dość mizerny. Raz udało mi się namalować w miarę ładną i widoczną kreskę. A przy okazji nabawiłam się podrażnień na powiece, tak mocno naciskałam kredką na skórę.


   Jednak znalazłam inne zastosowanie tego produktu, a mianowicie zaczęłam używać go do podkreślania swoich brwi. Kredką można delikatnie nadać im ładniejszy kształt i uzupełnić luki w ich długości czy szerokości. Mimo wszystko - nie jest to kredka do podkreślania brwi...


    Drugim bubelkiem jest błyszczyk BB w odcieniu nr 358. Jest to delikatny, pastelowy róż. Na początku myślałam, iż ładnie będzie prezentował się na moich ustach. I tu znowu się zdziwiłam...

    Produkt znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 9 ml. Posiada on dość wąski aplikator z gąbeczką, którym dość trudno nakłada się błyszczyk na usta. Preferuję bardziej "puchate" i obszerne gąbeczki ;)

   Błyszczyk posiada dość gęstą konsystencję, która niesamowicie smuży podczas aplikacji na usta. I aby uzyskać zadowalający nas efekt, czyli pełne pokrycie ust kolorem, trzeba się trochę napracować. 


   Błyszczyk pozostawia na ustach klejącą się warstwę i lubi zbierać się w kącikach ust czy załamaniach warg. Jego trwałość również nie zachwyca. Po dwóch godzinach znika z ust i to do tego nierównomiernie.

   Znalazłam w nim tylko trzy zalety. Po pierwsze, błyszczyk posiada bardzo ładny, owocowy zapach. Po drugie, nie podkreśla suchych skórek, które mogą znajdować się na ustach. I po trzecie, ma ładne opakowanie. I tyle.

*****

Błyszczyk, jak i kredka Eveline Cosmetics znalazły się wśród moich bubli kosmetycznych. Nie spełniły swoich podstawowych zadań, z czego jestem bardzo niezadowolona.

Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.

Fakt, iż otrzymałam kosmetyki do testów, nie wpłynął na moją opinię.


Miałyście któryś z powyższych kosmetyków? Co o nich sądzicie?

Buziaki!

czwartek, 19 września 2013

Co nieco o produktach Premium Rosa.

Hej dziewczyny!

   Dzisiaj, tak króciutko, chciałabym przedstawić Wam dwa produkty ( z wielkiej paki ) firmy Premium Rosa, które otrzymałam w ramach lipcowego spotkania blogerek. Piszę tutaj o 100% soku z malin oraz o MIOnadzie cytrynowej.


OD PRODUCENTA:

Sok wyciśnięty z owoców malin, pasteryzowany. Malina jest znanym owocem działającym przeciw przeziębieniu  jest napotna i rozgrzewająca. Sok z malin jest źródłem wielu cennych witamin i mikroelementów.


MOJA OPINIA:

   Sok z malin znajduje się w szklanej buteleczce o pojemności 200 ml. Według producenta - produkt należy spożyć przed upływem 48 godzin od jego otwarcia. I tak też zrobiłam :)

   Produkt jest rzadki ( jak to sok ;) ), jednakże na samym dnie buteleczki znajdowało się mnóstwo osadu albo miąższu. Z tego też względu warto wstrząsnąć go przed wypiciem.

A oto i skład soku:


   Jeśli chodzi o mnie - bardzo lubię maliny. Nie ważne czy są słodkie, czy bardziej kwaśne - potrafię jeść je w zastraszających ilościach. Kiedy trzymałam w ręce produkt marki Premium Rosa, nie wiedziałam jakiego smaku mogę się spodziewać. I przyznam, byłam nim nieco zaskoczona...

   Sok okazał się być cierpki i lekko kwaśny w smaku. Nie za bardzo przypominał malinki, które podjadałam u babci w ogródku. Cóż, mogę rzec, iż pod względem smakowym byłam nieco zawiedziona... Ale mimo wszystko produkt ten, wyjęty prosto z lodówki, okazał się wybawieniem podczas sierpniowych upałów. Doskonale orzeźwiał i chłodził. I chyba nie muszę wspominać jak dużo witaminy C zawiera taki soczek? ;)


OD PRODUCENTA:

Orzeźwiające połączenie egzotycznej, kwaśnej cytryny z domowym miodem oraz orzeźwiającymi bąbelkami.
Słodko-kwaśne połączenie słonecznej Argentyny oraz polskich łąk i lasów orzeźwi Cię w upalny dzień.
Nasz napój stworzyliśmy na bazie źródlanej szydłowieckiej wody.


MOJA OPINIA:

   Od razu muszę zaznaczyć, iż nie lubię miodu - ani jego zapachu, ani jego smaku. Z tego też względu, napój powędrował do mojej starszej siostry, która miód wręcz uwielbia.

   MIOnada znajduje się w szklanej buteleczce z kapslem o pojemności 330 ml. Z tego co wiem, jest jeszcze MIOnada malinowa i żurawinowa. Dla każdego coś dobrego ;)

   A oto skład i informacje o napoju:


   A oto co dowiedziałam się od mojej siostry na temat tego napoju ;) 

   Napój, pod względem smakowym, jest bardzo dobry. Delikatne połączenie miodu i cytryny bardzo przypadło jej do gustu. Niestety, cały efekt psują bąbęlki gazu, które nijak pasują do owego produktu. 

   Napój lepiej smakuje schłodzony - o czym przekonała się moja siostra, kiedy najpierw upiła parę łyków po wyjęciu produktu z lodówki, a resztę wypiła po ok. 20 minutach. Przynajmniej wtedy w MIOnadzie nie było już bąbelków ;)

   *****

   Wiadomo - każdy ma inny gust, każdemu smakuje co innego. Możliwe, iż Wam produkty te przypadły do gustu. Ja za to polubiłam w Premium Rosa coś innego... O czym przekonacie się za jakiś czas ;)

Miłego wieczorku!

środa, 18 września 2013

Kosmetyczne starcie dwóch kosmetyków marki Eveline Cosmetics!

Hej wszystkim!

   Dzisiaj przychodzę do Was z porównaniem dwóch produktów do pielęgnacji ciała marki Eveline Cosmetics. Obydwa z nich mają dobrze nawilżać i odżywiać nasze ciało, a przy okazji je ujędrniać. Czy te obietnice zostały spełnione?


OPAKOWANIE:

   Nawilżająco - ujędrniający balsam o zapachu kwiatu lotosu znajduje się w butelce o pojemności aż 350 ml (!!!). Ilość ta jest na tyle duża, że aż zaczynam bać się kiedy go zużyję ;) Jego opakowanie posiada wbudowaną pompkę, która umożliwia bezproblemowe wydobycie balsamu na zewnątrz.

   Luksusowy krem SOS znajduje się w prawie o połowie mniejszym opakowaniu o objętości 200 ml. Cóż, ten produkt już mi się skończył. A używałam go tylko 3 tygodnie, w tym 2 razy dziennie. 


SKŁAD:


    Po lewej stronie macie skład nawilżająco - ujędrniającego balsamu do ciała, a po prawej - kremu SOS.


ZAPACH:

    Balsam posiada ładny, delikatny i kwiatowy zapach. Bardzo przypadł mi on do gustu :)

   Co do kremu SOS - jego zapach jest dość trudny do opisania. Niby delikatnie słodki, a jednocześnie intensywny i nie duszący. Również zostałam jego fanką :)


KONSYSTENCJA:

   Pod tym względem bardziej odpowiada mi balsam nawilżająco - ujędrniający. Jego konsystencja jest typowa dla balsamu, czyli średnio gęsta. Dzięki temu z łatwością rozprowadza się go po ciele, a on sam - szybko się w nie wchłania.

   Krem SOS zawiódł mnie w tym przypadku. Ma dość rzadką konsystencję, która wyglądem przypomina mleczko do ciała a nie krem. Mimo tego - kosmetyk tworzy smugi podczas jego rozprowadzania i dość długo wchłania się w skórę.

Po lewej - balsam nawilżająco - ujędrniający, a po prawej - krem SOS.

DZIAŁANIE:

   I tutaj bezapelacyjnie wygrywa ( ponownie ;) ) balsam nawilżająco - ujędrniający z kwiatem lotosu! To właśnie on bardzo dobrze nawilża i wygładza moją skórę, pozostawiając ją pięknie pachnącą. Do tego łagodzi wszelakie podrażnienia, które się na niej znajdują. Jedyne czego nie robi - to nie ujędrnia skóry, tak jak obiecywał producent. Ale kto wierzy w takie bajki? ;)

   Krem SOS - kolejna porażka. Jedyne co dobrze robi, to łagodzi podrażnienia znajdujące się na skórze. Może i nawilżał moje ciałko, ale był to bardzo krótkotrwały efekt. Trzy, cztery godziny później - efekt nawilżenia znikał. Szkoda...

CENA:

Nawilżająco - ujędrniający balsam do skóry suchej - ok. 12 - 16 zł

Luksusowy krem przywracający gęstość skórze - ok. 10 zł

W tym pojedynku wygrywa balsam o większej pojemności i wydajności, przepięknym zapachu oraz wspaniałym działaniu na moją skórę :)


Kosmetyki do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.


Fakt, iż otrzymałam kosmetyki do testów, nie wpłynęły na moją opinię.

*****

Używałyście kiedyś produktów do pielęgnacji ciała marki Eveline Cosmetics? Co o nich sądzicie?

Miłej nocki, A. :)

wtorek, 17 września 2013

Małe, wrześniowe zakupy.

Hej dziewczyny!

   Przez tą szaro - burą pogodę za oknem nie mam na nic ochoty. Ostatnio moje dni wyglądają dość monotonnie - wstaję, jem śniadanie, idę na zakupy / na spacer, jem obiad, idę na siłownię, oglądam filmiki na Youtube, jem kolację, oglądam film i idę spać. Wstyd się przyznać, ale brakuje mi tej chęci i siły by pisać notki i robić zdjęcia. Co nie oznacza, że rezygnuję z bloga. Co to, to nie!



   Dzisiaj przychodzę do Was z zakupami, które poczyniłam w pierwszej połowie września. Nie jest tego dużo, z czego bardzo się cieszę. Staram się kupować dany kosmetyk dopiero wtedy, kiedy większość pozostałych mi się skończy. 


   Na samym początku skusiłam się na duet z BabyDream - zwilżane chusteczki oraz ich sławny szampon do włosów ;) Standardowo - chusteczki używam do wycierania, np. resztek podkładu z dłoni, a szampon używam wyłącznie po olejowaniu włosów. Niestety, ten drugi kosmetyk strasznie plącze i przesusza (!) moje włosy :( Znacie może jakiś inny szampon, który będzie nadawał się do zmywania oleju z kłaczków?


   Nie byłabym sobą, gdybym nie weszła do stacjonarnego sklepu Yves Rocher. Jako, że moja mama ma niedługo imieniny, postanowiłam zakupić jej tam dwa kosmetyczne drobiazgi. I tak oto w moim koszyku wylądował mleczko + tonik i krem intensywnie regenerujący z serii "Pure Calendula". Oczywiście, skusiłam się również na jeden kosmetyk dla siebie ;) Wybrałam nowość - żel pod prysznic o zapachu orzechów macadamia. I... zakochałam się w nim! Ma przepiękny, otulający zapach, który długo utrzymuje się na skórze, a do tego nie wysusza ciałka i dobrze je oczyszcza. Mój ulubieniec!


   Ostatnia porcja zakupów to kosmetyki zakupione w sklepie Super-Pharm. Musiałam uzupełnić swój zapas maseczek do twarzy oraz skusiłam się na tonik antybakteryjny z Ziaji. Mój tonik z Garniera zakończył już swój żywot i musiałam znaleźć jego następcę :)

*****

   I to koniec zakupów - przynajmniej na razie ;) Tak jakoś wyszło, iż na weekend wyjeżdżam do Warszawy. I na pewno zawitam w Bath&Body Works, jak i w sklepie Świat Zapachów, gdzie dostanę woski i świece Yankee Candle ;) Obym tam nie zbankrutowała!

A Wam życzę miłego i spokojnego wieczorku :)

Buziaki, A.

niedziela, 15 września 2013

Tani i dobry podkład matujący marki Bell.

Cześć!

   Jak może wiecie - jestem posiadaczką skóry mieszanej. Z tego też względu, przy wyborze podkładu, kieruję się tym, czy dany produkt posiada właściwości matujące. Oczywiście, dobrze by było, aby kosmetyk ten był również trwały, nie zapychał porów skórnych i nie tworzył efektu maski. Ale chyba to jest oczywiste ;)

   Na początku wakacji skusiłam się na zakup fluidu matująco - kryjącego marki Bell. Do tamtej pory nie miałam zbyt miłych wspomnień z kosmetykami owej firmy. Paletka cieni do powiek, jak i brokatowy eyeliner ( które też zakupiłam w Biedronce ) w ogóle się u mnie nie sprawdziły! Z tego też względu byłam dość sceptycznie nastawiona do zakupionego fluidu.


   Kosmetyk zapakowany był w kartonowe pudełeczko, na którym znajdowały się wszelakie informacje na jego temat. Sam fluid znajduje się w czarnej tubce o standardowej pojemności - 30 ml.

   A oto i skład kosmetyku:


   Skusiłam się na najjaśniejszy z dostępnych odcieni, czyli na kolor 01 "Beige". Na początku odcień ten był dla mnie odpowiedni - szybko dostosowywał się do naturalnego koloru mojej skóry i nie tworzył efektu maski. Jednakże, jak to latem bywa, moja twarz ( jak i reszta ciała ;) ) opaliła się, tak więc i podkład był dla mnie nieco za jasny. Nie jest to dla mnie zbyt duży problem, bo wiem, iż już za miesiąc moja skóra nieco zblednie i będę mogła znowu go używać :)

   Fluid posiada średnio gęstą konsystencję, a jego zapach jest ledwo wyczuwalny. Wystarczy jego niewielka ilość, aby dokładnie rozprowadzić go na twarzy. Jak już wcześniej wspomniałam, kosmetyk nie tworzy efektu maski. Wręcz przeciwnie! Idealnie dopasowuje się do koloru skóry.



   Fluid nie zapycha porów skórnych, ani nie podkreśla suchych skórek. I co najważniejsze - naprawdę matuje skórę! I to nie na kilkanaście minut, ale na parę godzin. Zrobiłam mały teścik i pewnego dnia nałożyłam na twarz wyłącznie fluid. Efekt matu utrzymywał się na niej przez ok. 2 - 3 godziny. A jeżeli przypudrujemy go choć odrobinę - nasza skóra jest matowa niekiedy nawet do końca dnia :)

    Jego trwałość również jest zadowalająca. Jeżeli nie maziamy się co chwilę po buzi to fluid utrzymuje się na niej do końca dnia. 

    Z tego co wiem, kosmetyk ten posiada swoje zwolenniczki, jak i przeciwniczki. Ja należę do tej pierwszej grupy. Fluid spisuje się u mnie doskonale! Może nie jest idealnie kryjący ( nie zakryje nam widocznych cieni pod oczami czy zmian trądzikowych ), ale efekt zmatowienia, jaki daje, wystarczy bym znowu się na niego skusiła :)

Używałyście kiedyś tego fluidu? Co o nim sądzicie?

Miłej niedzieli, Al.