piątek, 31 stycznia 2014

Pod lupą - puder matujący "All Matt Plus" marki Catrice.

     Na samym początku chciałabym Was przeprosić, że z dość dużym opóźnieniem zaglądam na Wasze blogi i je komentuję. Niestety, na moich studiach zaczęła się sesja i wypadałoby trochę pouczyć się do zbliżających się egzaminów ;)

     Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam puder matujący marki Catrice, który używam bodajże od końca października / początku listopada.


OPAKOWANIE:

     Kosmetyk znajduje się w plastikowym, dość tandetnie wyglądającym opakowaniu. Jednak niech ono Was nie zmyli! W środku znajduje się 10 gram produktu, który potrafi oczarować swoim działaniem nie jedną osobę ;)


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Puder ma postać zbitą, "kamienną". Bardzo delikatnie osypuje się podczas aplikacji. A co do jego zapachu - jest neutralny.


APLIKACJA:

     Jego aplikacja jest bezproblemowa. Ja do tego celu stosuję pędzel - kilka razy dotykam nim puder, strzepuję jego nadmiar i nakładam na twarz.

     Kosmetyk nie posiada dodatkowego puszka / gąbeczki do aplikacji.


WYDAJNOŚĆ:

     Wiadomo - dla każdego słowo "wydajny" oznacza co innego. Przyznam, iż do tej pory dość szybko zużywałam tego typu kosmetyki. Mniej więcej po 2 - 3 miesiącach byłam zmuszona zakupić kolejny puder.

     Ten produkt używam już od 3 miesięcy, a zużyłam nieco więcej niż połowę opakowania. Moim zdaniem, wystarczy mi on jeszcze na minimum 1 - 2 miesiące stosowania.


DZIAŁANIE:

     Puder, który posiadam, ma odcień 010 Transparet. I muszę zgodzić się, iż jest to produkt typowo transparentny ( tak jak obiecuje producent ). Nie zmienia on koloru podkładu, który znajduje się w danej chwili na mojej twarzy. Rzekłabym, iż bardzo ładnie z nim współgra :)

     Kosmetyk nie tworzy na skórze efektu maski. Oczywiście, zależy to od tego, w jakiej ilości go zaaplikujemy ;) Co do trwałości - jest ona nawet zadowalająca. Produkt utrzymuje się na twarzy przez około 8 godzin.


     Jeśli chodzi o efekt matu - mam mieszane uczucia. Na początku nie byłam zadowolona ze zmatowienia mojej skóry, jaki dawał owy produkt. Moja skóra nie błyszczała się może tylko przez 2 - 3 godziny. Jednakże sytuacja ta zmieniła się pod koniec grudnia. Nie wiem czy jest to zasługa niższej temperatury, ale puder ten matowi skórę przez minimum 5 - 6 godzin!

     Dodatkowo, nie zauważyłam, aby produkt zapychał moje pory skórne czy też wywoływał alergię / podrażnienia.

SKŁAD:

Talc, Ethylexyl palmitate, Dimethylmidazolidinone Rice Starch, Zinc Stearate, Tocopheryl Acetate, Phenyl Trimethicone, Octyldodecyl Stearoyl Stearate, Glyceryl Caprylate, Sodium Potassium Aluminium Silicate, Silica, P-Anisic Acid, Parfum )Fragrance), Butylphenyl Methylpropional, Cl 77491, Cl 77492, Cl 77499 (Iron Oxides), Cl 77891 (Titanium Dioxide)

CENA:

ok. 15 zł

MOJA OCENA:

4,5 / 5

*****

     Produkt ten zyskał w moich oczach przez ostatni miesiąc. Na początku jego stosowania nie byłam zadowolona z krótkotrwałego efektu matu, jaki mi zapewnia. Od miesiąca 'coś' się zmieniło, moja skóra jest matowa przez min. 6 godzin, a ja zastanawiam się nad ponownym jego kupnem :)


A jaki jest Wasz ulubiony puder matujący?

Wasza A.

środa, 29 stycznia 2014

Mój pierwszy, azjatycki krem BB.

     Od ponad roku ( jak nie więcej ;) ) modne są tak zwane kremy BB, czyli produkty wielozadaniowe. Według producentów mają one wyrównać koloryt naszej twarzy, zakryć drobne niedoskonałości, zapewnić nam ochronę przeciwsłoneczną czy też nawilżyć skórę. 

      Część dziewczyn uważa, iż kremy BB dostępne w Polsce ( np. kosmetyk Maybelline, Catrice, Garnier czy też Eveline Cosmetics ) nie można zaliczyć do typowych produktów typu BB. Przyznam, iż skusiłam się na parę sztuk tego typu "kremów" - moja ciekawość zwyciężyła :) Mimo wszystko sama chciałam się przekonać czym różnią się azjatyckie kosmetyki na tle innych. I... zamówiłam jeden krem na stronie Ebay.com .


OPAKOWANIE:

     Oczyszczający krem BB z serii Petit marki Holika Holika znajduje się w małym, plastikowym opakowaniu o pojemności 30 ml. Można by rzec, że jest ono urocze - dzięki kotkowi, który na nim widnieje ;) Na samym dole kosmetyku, pod czarną nakrętką, znajduje się otwór może o średnicy 2 mm, przez który wydostaje się produkt. Przyznam, iż wolałabym by zamiast takiego otworku znajdowała się tam pompka. Jak dla mnie jest to wygodniejsza i bardziej higieniczna metoda aplikacji :)


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Konsystencja tego produktu jest średnio gęsta. Posiada on w miarę ciemny, beżowy odcień, który bardzo dobrze dopasowuje się do koloru mojej skóry.

     Zapewne dziwicie się - czemu oceniam zapach jakiegoś kremu BB? Jednakże muszę o tym wspomnieć, bo kosmetyk ten... pachnie cudownie! Zapach jest jakby lekko słodki, kremowy. Jednak nie utrzymuje się on na skórze.



APLIKACJA:

     Aplikacja kremu BB jest raczej bezproblemowa. Ja wyciskam odrobinę produktu na wierzch dłoni i następnie albo rozsmarowuję go palcami, albo nakładam go lekko zwilżoną gąbeczką, albo ( najrzadziej ) aplikowałam go pędzlem na twarz. Jednak najczęściej stosuję tą pierwszą metodę. Dlaczego? Niedługo Wam to wyjaśnię...

WYDAJNOŚĆ:

     Od kiedy dotarł do mnie owy krem BB to używam go prawie codziennie. W ciągu dwóch miesięcy nie zużyłam nawet jego połowy. Oczywiście - tak mi się wydaje. Niestety, opakowanie ma morski odcień i trudno jest zauważyć ile kosmetyku w nim pozostało.


DZIAŁANIE:

     Na samym początku wyjaśnię pewną rzecz - czemu krem BB rozsmarowuję na twarzy głównie swymi palcami? Ponieważ tylko w tym przypadku na mojej skórze nie pojawią się smugi. Kiedy aplikowałam produkt przy pomocy gąbeczki czy też pędzla widoczne były nieestetyczne smugi czy też plamy i byłam zmuszona i tak rozsmarować je dłońmi.

     Pomijając ten mały szczegół - jestem zadowolona z tego kosmetyku. Nie zapycha on moich porów skórnych, nie wywołuje alergii. Jego krycie, jak na krem BB, jest zachwycające! Potrafi zamaskować moje naczynka czy też niedoskonałości. Przy okazji - nie tworzy na naszej twarzy efektu maski.


     Dodatkowo, produkt ten matuje skórę, ale raczej na dość krótki okres czasu. Po około 4 godzinach moja twarz znowu zaczyna delikatnie się świecić. I radzę uważać z ilością nakładanego kremu BB. Jak nałożymy go za dużo to kosmetyk ten uwielbia ścierać się ze skóry. I to po kilku godzinach od jego nałożenia.

SKŁAD:


A tak serio, serio ;) :

Water, Cyclopentasiloxane, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Titanium Dioxide, Methicone, Cyclomethicone, Dimethicone/Vinyl Dimethicone Crosspolymer, Butylene Glycol Dicaprylate/Dicaprate, Dimethicone, Butyelene Glycol, Disteardimonium hectorite , Tribehenin , PEG-10 Dimethicone, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone , Iron Oxides(CI 77492) & Mica & Methicone, Vinyl Dimethicone/Methicone Silsesquioxane Crosspolymer, Sodium Chloride, Polymethyl Methacrylate, Triethyl Citrate, Glyceryl Behenate, Polyglyceryl-6 Octastearate, Silica, Iron Oxides(CI 77491) & Mica & Methicone, Iron Oxides(CI 77499) & Mica & Methicone, Phonoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, Melaleuca Alternifolia (Tea Tree) Extract, Fragrance, Xanthan Gum

CENA:

Ebay - ok. 16 - 20 zł , polskie sklepy internetowe ( np. MyAsia , PinkMelon ) - ok. 30 - 35 zł


MOJA OCENA:

4 / 5

*****

     Jak na pierwszy, azjatycki krem BB, który zakupiłam, to jestem zadowolona. Nie jest on ideałem, ale mimo to lubię go używać. Moim zdaniem spisuje się on lepiej niż nie jeden podkład :)

     Mam w planach zakup jeszcze paru azjatyckich kremów BB. Oczywiście - jak zużyję te produkty, które mam :) Można by rzec, iż jestem uzależniona od zakupów na stronie Ebay.com . Do tej pory zamawiałam tam trzy razy u trzech różnych sprzedawców. Każda paczka doszła do mnie po około 2 tygodniach od zamówienia. Warto wspomnieć, iż zawsze wybieram opcję "Darmowa wysyłka" - dzięki czemu kupowanie na tej stronie staje się dla mnie o wiele bardziej atrakcyjne niż zamawianie na polskich stronach :)


A może któraś z Was ma w swojej kolekcji jakiś azjatycki krem BB? Podzielcie się swoimi wrażeniami! :)

Wasza A.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozczarowanie miesiąca - peeling z serii Wellness & Beauty.

     Koło mieszkania, które wynajmuję, znajdują się aż 2 Rossmanny. Zapewne część z Was byłaby z tego powodu bardzo zadowolona. Przyznaję, że po części cieszy mnie ten fakt. Jednakże wolałabym, żeby zamiast jednego Rossmanna znajdowała się tu Drogeria Natura czy też Hebe. Dlaczego? Ponieważ w tym pierwszym sklepie dość trudno jest znaleźć dobry peeling, który nie tylko wygładzi skórę, ale również oczaruje mnie swoim zapachem.

     W grudniu skusiłam się na jeden z rossmannowskich peelingów z serii Wellness & Beauty. I był to wielki błąd! Zaraz dowiecie się - dlaczego...


OPAKOWANIE:

     Kosmetyk znajduje się w plastikowym, przezroczystym opakowaniu o pojemności 200 ml. Buteleczka wykonana jest z dość twardego materiału, co utrudnia wydobycie produktu na dłoń. Im mniej jest peelingu w opakowaniu, tym trudniejsza staje się jego aplikacja.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

       Konsystencja produktu przypomina nieco kisiel, w którym znajduje się dość mała ilość niewielkich, aczkolwiek ostrych drobinek peelingujących. A jego zapach... Cóż, w opakowaniu wydaje się być nawet przyjemny. Jednakże podczas kąpieli czy też brania prysznica zamienia się w sztuczny, intensywny, duszący, wręcz nieprzyjemny zapach pomarańczowych cukierków. Coś okropnego!


APLIKACJA:

     Jest ona nieco utrudnia przez dość twarde opakowanie kosmetyku. Jeżeli już uda nam się wydobyć produkt na dłoń to musimy zmierzyć się z dość opornym rozsmarowaniem peelingu na skórze. Nie wiem czemu, ale kiedy moje ciało jest wilgotne - kosmetyk ten dość trudno rozprowadza się po nim.


WYDAJNOŚĆ:

     Jego wydajność jest raczej standardowa jak na produkty tego typu. Na dzień dzisiejszy zostało mi może 1/4 opakowania, która wystarczy mi na 2 użycia. Wychodzi z tego, że buteleczka specyfiku Wellness & Beauty kończy się mniej więcej po 8 zastosowaniach.


DZIAŁANIE:

     Nie jestem zadowolona działaniem tego kosmetyku. Może i posiada on dość mało drobinek, jednakże są one bardzo ostre. Przyznam, że nawet mi - miłośniczce mocnych zdzieraków - w ogóle to nie odpowiada. Można by rzec, że peeling lekko podrażnia skórę.

      Jeśli chodzi o wygładzenie, jakie daje ten produkt, jest ono minimalne. Chyba jedynym jego plusem jest fakt, że w ogóle nie wysusza on skóry.

SKŁAD:


CENA:

ok. 5 zł

MOJA OCENA:

2 / 5


*****

       Jak już zapewne zauważyłyście - nie polubiłam się z tym produktem. Uwielbiam testować nowe kosmetyki, jednak przyznam, iż peeling ten zraził mnie nieco do serii Wellness & Beauty.


A może któraś z Was stosowała ten peeling? Co o nim sądzicie?

Wasza A.

sobota, 25 stycznia 2014

Nivea kontra Iwostin! Test pianek do mycia twarzy.

     Jeżeli miałabym wybrać jeden kosmetyk do oczyszczania mojej skóry to wybrałabym piankę do mycia twarzy. Uwielbiam te produkty za ich konsystencję i fakt, że dobrze oczyszczają skórę. Przyznaję, zdarza mi się kupować żele. Chyba każdy z nas, raz na jakiś czas, potrzebuje odmiany :)

     Dzisiaj chciałabym porównać dwie pianki do mycia twarzy. Iwostin kontra Nivea!


OPAKOWANIE:

     Odświeżająca pianka oczyszczająca marki Nivea znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 150 ml. Na samej jej górze znajduje się specjalny dozownik, który przekształca ciecz w piankę :)

      Pianka oczyszczająca marki Iwostin wygląda bardzo podobnie do swojej poprzedniczki. Różni ją tylko objętość - w tym przypadku w opakowaniu mamy 175 ml kosmetyku.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Każda z tych pianek w opakowaniu posiada postać płynną, a podczas dozowania przekształca się w delikatną piankę. Oba kosmetyki różni zapach. W przypadku produktu marki Nivea jest on taki sam jak kremu tej samej firmy. Za to zapach pianki Iwostin jest dość specyficzny, intensywny, jak dla mnie - nieprzyjemny.


APLIKACJA:

     Aplikacja obydwu produktów jest bezproblemowa. Wystarczy nacisnąć pompkę i pianka wydobywa nam się na dłoń.

     Oba produkty różni ilość naciśnięć pompki, która pozwoli nam na wydobycie wystarczającej ilości kosmetyku do umycia twarzy. W przypadku produktu marki Nivea - potrzebne są 3 lub nawet 4 pompki. A w przypadku pianki marki Iwostin - tylko 2.


WYDAJNOŚĆ:

     Jak już zapewne domyślacie się - mniej wydajna jest pianka marki Nivea. Przez pierwsze półtora miesiąca używałam obu produktów na zmianę. I to właśnie w przypadku niebieskiego opakowania ubyło więcej kosmetyku.


DZIAŁANIE:

     Pianka marki Nivea wywarła na mnie niezbyt miłe wrażenie podczas jej pierwszego zastosowania. Na dłoń wycisnęłam 2 pompki specyfiku, zaczęłam myć twarz, a po 10 sekundach... pianka zniknęła! I jak niby tak krótki masaż skóry miałby ją oczyścić?

     Z tego też względu, zaczęłam dozować 3, niekiedy 4 pompki na dłoń. Taka ilość wystarczała na minimum 1,5 minutowe mycie twarzy. 

     A jakie efekty zauważyłam po jej zastosowaniu? Skóra była miękka i delikatna w dotyku, jednakże przy okazji niesamowicie ściągnięta. Jak już zaczęłam stosować ten produkt regularnie zauważyłam, iż nieco wysuszał mi skórę. Co do oczyszczenia - było one raczej przeciętne.

      Trochę lepiej spisywała się pianka marki Iwostin. Na dłoń aplikowałam 1 - 2 pompki produktu i pozwalało to na dokładne oczyszczenie mojej skóry. Twarz była miękka, nieco ściągnięta ( jednak nie tak mocno jak w przypadku kosmetyku marki Nivea ).

       Oba produkty nie podrażniły mojej skóry, choć przyznam, iż nieco ją wysuszały. Myślę, że kosmetyki te nie sprawdzą się u dziewczyn z suchą skórą. 


SKŁAD:

Po lewej - pianka marki Iwostin, a po prawej - pianka marki Nivea.


CENA:

Pianka oczyszczająca marki Nivea - ok. 15 zł ( ja kupiłam za 10 zł )

Pianka oczyszczająca marki Iwostin - ok. 23 zł


MOJA OCENA:

Pianka oczyszczająca marki Nivea - 3 / 5

Pianka oczyszczająca marki Iwostin - 3,5 / 5

*****

     Obie pianki mają swoje plusy, jak i minusy. Jednak przyznam, iż żadna z nich nie spodobała mi się na tyle, by sięgnąć po nią ponownie.

     Produkt marki Nivea jest tańszy, ma przyjemniejszy zapach i powoduje, że po jego zastosowaniu skóra jest mięciutka w dotyku. Za to kosmetyk marki Iwostin jest bardziej wydajny, dokładniej oczyszcza skórę i nie powoduje aż tak mocnego uczucia ściągnięcia skóry.



Jestem ciekawa - może któraś z Was miała te kosmetyki? Co o nich sądzicie?

Miłej soboty, Wasza A.

czwartek, 23 stycznia 2014

W roli głównej – 3 w 1 Multi Act, czyli 60 sekundowy wysuszacz, utwardzacz, nabłyszczacz z Eveline Cosmetics.

     Do tej pory nie stosowałam żadnych utwardzaczy czy też wysuszaczy do paznokci. Można by rzec, że był to dla mnie dość zbędny produkt. Jednak kiedy w moje ręce wpadł kosmetyk 3 w 1 marki Eveline Cosmetics stwierdziłam, że może czas zmienić swoje przyzwyczajenia? ;)


OPAKOWANIE:

     Kosmetyk znajduje się w szklanej buteleczce o pojemności 12 ml. Dodatkowo, zapakowany jest w kartonik, na którym znajdują się wszelakie informacje na temat działania, sposobu użycia, jak i składu produktu. Nakłada się go przy pomocy zgrabnego, dość wąskiego pędzelka.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Konsystencja wysuszacza jest dość rzadka, co może utrudniać nieco jego aplikację na paznokcie. Co do jego zapachu – jest podobny do odżywek marki Eveline Cosmetics J


APLIKACJA:

     Jak już wcześniej wspomniałam – aplikacja tego kosmetyku jest nieco utrudniona przez jego rzadką konsystencję. Parę razy zdarzyło mi się, iż produkt wylał mi się na skórki.


WYDAJNOŚĆ:

     Trudno jest mi określić jego wydajność, ponieważ nie stosuję go za każdym razem jak maluję paznokcie. Po prostu są chwile, gdy zapominam o tym, że go mam ;) Do tej pory zużyłam mniej niż połowę buteleczki, a utwardzacz mam od listopada.



DZIAŁANIE:

     Produkt ten spisuje się dobrze jako utwardzacz oraz jako wysuszacz. I może zacznę od tego ;)

     Kosmetyk nakładam tak, jak zalecał producent, czyli ok. 2 minuty po nałożeniu lakieru kolorowego. Nie zauważyłam, aby moje paznokcie wysychały w ciągu 60 sekund od nałożenia wysuszacza, tak jak obiecuje nam producent ;) Jednak czas wysychania skrócił się i trwa około 5 – 10 minut ( w zależności od zastosowanego lakieru bazowego ).

Po lewej stronie - paznokieć pomalowany lakierem Miss Sporty. Po prawej - dodatkowo nałożony produkt 3 w 1 z Eveline.

     Produkt ten spisuje się też dobrze jako utwardzacz. Do tej pory lakiery utrzymywały się na moich paznokciach średnio 3 – 4 dni. Kosmetyk marki Eveline Cosmetics wydłużył ten czas nawet do 6 – 7, co moim zdaniem jest dużą różnicą J

     Za to nie zauważyłam, aby kosmetyk ten nabłyszczał inne lakiery. Stosowałam go na jasne, jak i na te ciemniejsze odcienie i w żadnym przypadku nie zauważyłam różnicy w ich nabłyszczeniu.


SKŁAD:



CENA:

Około 10 – 12 zł


MOJA OCENA:

4/5


     Nie jestem przekonana co do działania produktów 3 w 1. W tym przypadku, kosmetyk marki Eveline spisał się w dwóch na trzy obietnice, które składa nam producent. Chyba nie jest tak źle? ;) 

*****


Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.



Fakt, iż otrzymałam kosmetyk do testów, nie wpłynął na jego opinię.

*****


Stosujecie wysuszacze, nabłyszczacze czy też utwardzacze do paznokci? Który jest Waszym ulubionym?

Wasza A.

wtorek, 21 stycznia 2014

Krótka historia o moim rozczarowaniu samplerami Yankee Candle.

     Już dawno na moim blogu nie pisałam o woskach Yankee Candle. Tak jakoś wyszło, iż chwilowo w moim kominku najczęściej lądują granulki zapachowe i kawałki wosków sojowych, które zamówiłam na stronie Aromatelli. Tak, o nich też powstanie osobna notka ;)

     Jeszcze jakiś czas temu w swojej kolekcji miałam dwa samplery z YC. I obiecuję sobie - były to ostatnie produkty tego typu, jakie zakupiłam! A dlaczego? Zaraz się dowiecie...


GARDEN SWEET PEA – Słodka woń delikatnych kwiatów pachnącego groszku zaakcentowana odrobiną gruszki, brzoskwini, frezji i palisandru.

     Sampler ten jest idealnym przykładem, iż lepiej kupić o 3 zł tańsze woski. Jak jeszcze w folii jego zapach jest słodki i wyczuwalny, to po jego zapaleniu... nic nie czułam. Na początku myślałam, iż może jest coś nie tak z moim zmysłem węchu, że go nie czuję. Jednak ani mój luby, ani moja przyjaciółka go nie wyczuli, gdy był zapalony.



     A szkoda, bo gdyby jego zapach po rozpaleniu byłby taki sam jak ten w folii - to byłabym nim oczarowana! Niestety, tak nie było...


SUMMER SCOOP – Daj się ponieść wspomnieniom z dzieciństwa z tym kremowym, smakowitym zapachem domowych lodów truskawkowych!

     W przeciwieństwie do swojego poprzednika, sampler "Summer scoop" pachniał przed, jak i po rozpaleniu. Fakt faktem, jego woń nie była intensywna. Jednak po rozczarowaniu "Garden Sweet Pea" byłam zadowolona, że cokolwiek czuję ;)



     Jego zapach jest słodki i bardziej kojarzy mi się z lodami waniliowymi niż owocowymi. Jak już wcześniej wspomniałam, jego aromat jest delikatny i dość krótko utrzymuje się w pomieszczeniu. Będzie idealnym rozwiązaniem dla osób, które nie przepadają za intensywnymi, wręcz nachalnymi zapachami.

*****

     Mimo wszystko, jestem rozczarowana samplerami YC. Nie wiem, czy wszystkie produkty tego typu pachną tak mało intensywnie, czy może tylko te dwa powyższe. Nie przekonały mnie one do siebie i wątpię bym w przyszłości się na nie skusiła.


A co Wy sądzicie o samplerach YC?

Wasza A.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

O drożdżowej maseczce do włosów, która miała zapach maślanych ciasteczek ;)

     Kilka miesięcy temu nastał "szał" na kosmetyki rosyjskie. Chyba mało która z nas nie miała styczności choćby jednym z tego typu produktów. Przyznam, iż ja też uległam i zakupiłam trzy kosmetyki przeznaczone do pielęgnacji włosów.

     Dzisiaj chciałabym wyrazić swoje zdanie na temat dość sławnej drożdżowej maseczki do włosów z serii "Receptury Babuszki Agafii".


OPAKOWANIE:

     Maska znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 300 ml. Bardzo podoba mi się jej wygląd - jest schludny i wyróżnia się spośród innych produktów. Pod nakrętką znajduje się dodatkowe, plastikowe wieczko, które, między innymi, uniemożliwia wylanie się kosmetyku, gdy jest on przechylony.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Jej konsystencja jest dość rzadka i lejąca się. Ma ona mleczny kolor, a jej zapach kojarzy mi się z mlecznymi ciasteczkami. Mmm ;)



APLIKACJA:

     Przez to, iż kosmetyk jest dość rzadki, to i jego aplikacja jest dość utrudniona. Radziłabym uważać przy nakładaniu maski na włosy, bo istnieje możliwość, iż wyleje ona nam się z dłoni.


WYDAJNOŚĆ:

     Jestem zawiedziona wydajnością tego produktu. W opakowaniu zobaczyłam pustki po około siedmiu, ośmiu użyciach. Kiepsko, prawda?



DZIAŁANIE:

     Mam mieszane uczucia co do działanie tej maseczki. Od razu zaznaczę - nie wpłynęła ona na porost moich włosów czy też na zmniejszenie ich wypadania. Tak, ostatnio zauważyłam, iż moje włosy znowu zaczęły "namiętnie" wypadać :( Chyba stres związany z kolokwiami i sesją daje o sobie znać...

     Zawsze miałam wrażenie, że dobrze spłukiwałam produkt z mych włosów. Mimo to, za każdym razem, były one miejscami posklejane, co nie wyglądało zbyt estetycznie. Fakt faktem, po rozczesaniu moich kłaczków nie było tego widać, no ale...



     Kosmetyk ułatwiał rozczesywanie włosów i ich późniejsze układanie. Nie zwiększał tempa ich przetłuszczania, ale potrafił lekko je obciążyć.

     Po zastosowaniu maski moje włosy bardzo ładnie błyszczały się i były miękkie w dotyku. Szkoda tylko, że pod koniec dnia efekt ten był ledwo widoczny...


SKŁAD:



CENA:

ok. 15 - 20 zł ( w zależności od sklepu )


MOJA OCENA:

3,5 / 5

*****

    Maska drożdżowa okazała się najgorsza spośród trzech rosyjskich kosmetyków, które miałam szansę używać. Nie wpłynęła na porost moich włosów, za to je obciążała, sklejała i była strasznie niewydajna. Jedyne co ją ratuje to fakt, iż ładnie nabłyszczała oraz zmiękczała włosy, ułatwiała ich rozczesywanie i, że miała cudowny, ciasteczkowy zapach.


A może któraś z Was miała tę maseczkę? Co o niej sądzicie?

Wasza A.

sobota, 18 stycznia 2014

Kwas hialuronowy od Eveline Cosmetics.

     Jako 23 - latka nie jestem posiadaczką dużej ilości zmarszczek. Szczerze? Chwilowo na mej buzi znajdują się tylko płytkie zmarszczki mimiczne. Chyba za często się uśmiecham ;)

     Mimo wszystko, kiedy otrzymałam do testów kwas hialuronowy, byłam zainrygowana jak spisze się on na mojej skórze. Nie oczekiwałam cudów i ich nie otrzymałam. Mimo to - jestem miło zaskoczona jego działaniem :)


OPAKOWANIE:

     Kwas znajduje się w małej, poręcznej tubce o pojemności 15 ml. Dodatkowo, został on umieszczony w kartonowym pudełeczku, na którym znajdują się wszelakie informacje na temat działania, sposobu użycia, jak i składu produktu.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Mam duże zastrzeżenia, co do jego konsystencji. Moim zdaniem jest ona zbyt rzadka, co utrudnia jego aplikację. Z drugiej strony, pozwala ona na szybsze wchłanianie się produktu. A co do jego zapachu - nie wyróżnia się w tłumie :)


APLIKACJA:

    Tak jak już wcześniej wspomniałam - jest ona trochę utrudniona ze względu na rzadką konsystencję kosmetyku. Nie lubię jak produkt przecieka mi między palcami...


WYDAJNOŚĆ:

    Produkt ten chyba mogę uznać za wydajny. Wątpię bym do tej pory zużyła chociażby 1/5 tubki. Szczerze napisawszy, obawiam się, że nie zużyję go przed końcem jego daty ważności...



DZIAŁANIE:

     Od razu rozwieję wątpliwości - produkt ten nie zmniejszy widoczności głębokich zmarszczek. Chociaż raczej nie powinnam tego oceniać, skoro ich nie mam. Jednakże skoro nie zlikwidował on moich mimicznych kreseczek to jak niby miałby usunąć te bardziej widoczne?

     Jednak muszę przyznać, iż moja skóra ( w miejscu aplikacji kosmetyku ) stała się nieco bardziej napięta i jędrna. Efekt ten nie jest aż tak widoczny, no ale ;)

     Kwas nie wysuszył mojej skóry, jednak też jej nie nawilżył. Nie zauważyłam, aby produkt ten zrobił krzywdę mojej twarzy, tzn. nie podrażnił jej, nie wywował alergii. Po jego zastosowaniu moja skóra jest bardziej miękka i miła w dotyku.

SKŁAD:



CENA:

20 zł


*****


Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.



Fakt, iż otrzymałam kosmetyk do testów, nie wpłynął na jego opinię.

*****

     Jako, że w najbliższym czasie wybieram się do rodzinnego domu, to mam w planach podarowanie tego kosmetyku mojej mamie. Możliwe, iż ona zauważy o wiele ciekawsze efekty działania tego produktu :) A wtedy dam Wam o tym znać!


Życzę miłego wieczoru!

Wasza A.

czwartek, 16 stycznia 2014

Rumiane policzki z różem marki Catrice.

      Jeszcze dwa lata temu nie używałam takiego produktu jak 'róż do policzków'. Sądziłam, że jest on zbędny w moim codziennym makijażu. Jednak wiadomo - chęć poznawania nowych kosmetyków sprawiła, iż skusiłam się na produkt marki Wibo i .... zakochałam się w nim! Od tamtej pory stosuję róż codziennie, bez wyjątku :)

     Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam mojego ulubieńca grudnia, czyli róż do policzków marki Catrice.


OPAKOWANIE:

     Róż znajduje się w standardowym, plastikowym opakowaniu. Mieści się w nim 8 g produktu, czyli dość sporo. Na jego tylnej stronie możemy znaleźć krótką informację o kosmetyku ( oczywiście - nie w języku polskim ;) ) oraz jego skład.

KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Produkt ma postać stałą, a jego zapach jest jakby... kwiatowy. I dość specyficzny. Chociaż w tym przypadku nie jest to ważna cecha ;) 



APLIKACJA:

     Aplikacja produktu jest bezproblemowa - kilka razy maźniemy pędzelkiem po różu, strzepiemy jego nadmiar i możemy nakładać go na kości policzkowe.


WYDAJNOŚĆ:

     Produkt ten jest bardzo wydajny! Używam go od około trzech miesięcy i jeszcze nie zobaczyłam denka. I wątpię, bym je ujrzała w przeciągu pół roku ;)



DZIAŁANIE / EFEKTY:

     Posiadam kosmetyk w odcieniu "060 Strawberry Frappucino". Charakteryzują go cztery paski o różnym odcieniu różu - od najjaśniejszego do brudnego, dość ciemnego różu. Po wymieszaniu wszystkich paseczków uzyskuje się naturalny odcień, który bardzo dobrze wkomponowuje się w moją karnację.

     Na początku wydawało mi się, że róż jest słabo napigmentowany. W sklepie, po "wymacaniu" testera, kolor produktu wydawał się delikatny. Na szczęście, na twarzy jego efekt jest nieco bardziej widoczny ;) Jednak nie nazwałabym go intensywnym kolorem. 

     Na pewno nie zrobimy sobie tym produktem plam na policzkach. Kosmetyk idealnie się rozprowadza i rozciera, dzięki czemu nie da się zauważyć granic pomiędzy różem a skórą pokrytą pudrem. I tak jak wcześniej wspominałam, daje on dość delikatny, aczkolwiek naturalny efekt. A to mnie w nim urzekło :)

     Jego trwałość, o dziwo, jest zadowalająca. Standardowo przebywam na uczelni około 6 - 8 godzin. I przez ten czas kosmetyk obecny jest na mojej skórze :)



SKŁAD:



CENA:

ok. 15 zł


MOJA OCENA:

5/5

*****

     Z całego serca polecam Wam zakup tego kosmetyku! Z tego co wiem, dostępny on jest również w dwóch innych odcieniach, więc każda z Was powinna znaleźć wariant idealny dla siebie :) Warto polować na niego w promocjach ( np. -40% w Hebe ). Mi się udało i zakupiłam go za nie całe 10 zł :)


A może któraś z Was ma i używa ten kosmetyk? Co o nim sądzicie?

Wasza A.

wtorek, 14 stycznia 2014

Precz z suchymi skórkami! Czyli jak olejek 8 w 1 z Eveline Cosmetics zadziałał na moją skórę.

     Jestem posiadaczką cery mieszanej. Moja skóra potrafi masakrycznie świecić się na czole, nosie oraz na policzkach. Za to na innych partiach twarzy - jest sucha. Jednak stan mojej skóry zaczął pogarszać się, kiedy nastał sezon grzewczy.

     Tak jakoś wyszło, iż chwilowo wynajmuję mieszkanie, które posiada ogrzewanie elektryczne. I tak, grzejemy typowymi farelkami ;) Niestety, częsty ciepły nawiew powietrza powoduje, że moja skóra zaczyna się buntować i przesuszać. 

     I można by rzec, że znalazłam małe wybawienie dla przesuszonych partii mej twarzy. Mowa tutaj o olejku 8 w 1 marki Eveline Cosmetics.


OPAKOWANIE:

     Multi Oil Essence znajduje się w plastikowej buteleczce o pojemności 75 ml. Na samej jego górze znajduje się biała nakrętka, pod którą ukryty jest korek. To właśnie nim aplikuje się produkt na dłoń. Dodatkowo, produkt zapakowany jest w kartonowe pudełeczko, które owinięte jest przezroczystą folią.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Jego konsystencja jest typowa dla produktów tego typu - jest oleista, dość tłusta. A jego zapach zaliczyłabym do tych specyficznych, trudnych do określenia. Na szczęście, nie utrzymuje się on na skórze :)



APLIKACJA:

     Z jednej strony aplikacja tego produktu może być dość męcząca. Korek wydobywa olejek po jednej kropelce, więc nałożenie na dłoń jego większej ilości zajmuje troszkę czasu. Jednak otwarcie tego typu jest idealne jeśli, tak jak ja, aplikujecie troszkę olejku do... kremu do twarzy :)


WYDAJNOŚĆ:

     Olejek ten stosuję od dwóch miesięcy. I zużyłam może połowę opakowania. Myślę, iż jest to wydajny kosmetyk :)



DZIAŁANIE:

     Zacznę od tego, iż olejek ten stosuję na dwa sposoby. Po pierwsze, maziam się nim w miejscach na ciele, gdzie mam rozstępy ( niestety... ). Po drugie, stosuję go jako dodatek do kremu do twarzy.

     Jeśli chodzi o pierwszy przypadek - nie zauważyłam jakiś znaczących zmian w wyglądzie mojej skóry. Rozstępy jak były, tak i dalej są. Za to moja skóra jest bardziej nawilżona i miękka.

     Za to produkt ten idealnie spisuje się jako dodatek do kremu na noc! Moją małą "miksturę" przyrządzam w małym, plastikowym pojemniczku ( są to typowe pojemniczki przeznaczone na podróż, wyjazd ;) ). Do opakowania dodaję jedną łyżeczkę kremu oraz kilka ( najwyżej 3 - 4 ) krople olejku. Następnie, dokładnie mieszam oba składniki i gotowe! Taką próbkę używam przez ok. tydzień ( w zależności ile dodam składników ). 

      Już po kilku dniach od rozpoczęcia mojej "kuracji" z olejkiem zauważyłam różnice w wyglądzie i stanie mojej skóry. A teraz, po dwóch miesiącach, jest ona nawilżona, miękka i odżywiona. Suche skórki zniknęły z mojej twarzy. Miksturę stosuję tylko na noc, ponieważ jest ona dość treściwa i lekko przetłuszcza moją skórę.    

     Przyznam, iż na początku obawiałam się takiego mixu. Nie przepadam za olejkami i bałam się, że produkt Eveline zapcha moje pory skórne. Na szczęście, nic takiego się nie stało. Chyba stosuję zbyt małą jego ilość, by moja skóra obraziła się na mnie ;)


SKŁAD:



CENA:

26 zł


MOJA OCENA:

4 / 5

*****


Kosmetyk do testów otrzymałam od serwisu bangla.pl w ramach współpracy z Klubem Kejt.



Fakt, iż otrzymałam kosmetyk do testów, nie wpłynął na moją opinię.

*****

     Moim zdaniem, produkt ten może nadawać się jako dodatek do kremu na noc. Wiadomo - nie należy dodawać go w zbyt dużych ilościach ;) Jednak nie spowoduje on zniknięcia z naszego ciała blizn czy też rozstępów.

Stosujecie jakieś olejki do twarzy? Co o nich sądzicie?

Wasza A.

niedziela, 12 stycznia 2014

Parę słów o rozświetlającym korektorze pod oczy marki Catrice.

       Już nie raz wspominałam Wam, że moją zmorą są bardzo widoczne cienie pod oczami. Wygląda to tak, jakbym nie spała całą noc, a niekiedy nawet tak - jakby ktoś podbił mi oko ;) Z tego też względu nieustannie poszukuję korektora pod oczy, który w większym stopniu zminimalizuje ich widoczność.

     Parę miesięcy temu skusiłam się na zakup rozświetlającego korektora pod oczy marki Catrice. Jeżeli jesteście ciekawe, czy produkt ten radzi sobie z zakrywaniem cieni - zapraszam na dalszą część notki :)


OPAKOWANIE:

     Jak dla mnie - opakowanie tego produktu jest ładne, dość eleganckie. Aplikator ma formę pędzelka, a kosmetyk wydobywa się na zewnątrz poprzez "obracanie" dolnej części pisaka.


KONSYSTENCJA:

     Korektor ma średnio gęstą konsystencję. Jego odcień jest dość specyficzny - jakby delikatny beż z nutką pomarańczy. Nie tak wyobrażałam sobie najjaśniejszy kolor - 010 Ivory.


APLIKACJA:

     Na początku miałam dość spory problem z wydobyciem produktu na zewnątrz. Mimo obracania dolnej części pisaka - korektor nie chciał wyjść na powierzchnię. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach "coś" pojawiło się na aplikatorze ;)

      Sama aplikacja kosmetyku jest bezproblemowa. Pędzelkiem miziam okolice oczu, a następnie palcem wklepuję korektor w skórę.


WYDAJNOŚĆ:

    Kosmetyku używam prawie codziennie od, bodajże, 3 miesięcy. I do tej pory go nie zużyłam, choć w opakowaniu znajduje się tylko 1,5 ml produktu.


DZIAŁANIE:

     I w tej kwestii jestem nieco rozczarowana. Korektor dość dobrze rozświetla okolice pod oczami, ale w żaden sposób nie kryje cieni tam się znajdujących. No, może robi to w minimalnym stopniu. Jednak dla mnie jest to niewystarczające...

     Produkt potrafi zbierać się w zmarszczkach mimicznych, ale tylko wtedy, gdy zaaplikujemy go w zbyt dużej ilości. Co do jego trwałości - jest raczej zadowalająca. Kosmetyk utrzymuje się na skórze około 6 - 8 godzin.



CENA:

ok. 15 zł


MOJA OCENA:

3,5 / 5

*****

     Przez początkowe 3 - 4 tygodnie stosowania tego kosmetyku - byłam z niego zadowolona. Nie wiem czy moje cienie były mniej widoczne, ale miałam wrażenie, że korektor lepiej radzi sobie z ich zakrywaniem. Na szczęście, w moje ręce wpadł inny korektor, który spisuje się o wiele lepiej w tej kwestii niż kosmetyk marki Catrice... A o nim opowiem Wam nieco więcej za jakiś czas :)


A może któraś z Was zna korektor, który dobrze maskuje cienie pod oczami?

Buziaki, Wasza A.