piątek, 30 maja 2014

Nowości kosmetyczne - maj 2014.

   Wiem, wiem - strasznie Was zaniedbuję. Jednak przez kolejne 1,5 miesiąca sytuacja raczej nie ulegnie zmianie. Jak wiecie ( a może i nie ;) ) - jestem na ostatnim semestrze studiów magisterskich. Za 3 tygodnie kończy mi się semestr, a przede mną - oddanie i obrona projektu, kolokwia i dokończenie pracy magisterskiej. Dodatkowo, w 3 tygodniu czerwca przeprowadzam się - co zmniejszy mój wolny czas do minimum... Tym bardziej, że czeka nas mini remont ;)

    Dlatego też chciałabym przeprosić Was, że tak rzadko pojawiam się u Was, a w tygodniu możecie przeczytać u mnie co najwyżej 2 nowe posty. Za miesiąc, a może nieco dłuższy okres czasu, powinno się to zmienić :)


   Dzisiaj przychodzę do Was z postem dotyczącym nowości kosmetycznych, na które skusiłam się w ostatnim czasie. "Skusiłam się" to chyba jednak za dużo powiedziane. Musiałam zakupić te produkty, bo ich poprzednicy byli już na wykończeniu ;)



   Na dwa produkty firmy Fitomed skusiłam się podczas mojej wizyty w Białymstoku. Nigdy nie miałam żadnego kosmetyku z ich oferty, więc postanowiłam to zmienić ;) Niestety, po miesięcznym ich stosowaniu - nie jestem jakoś szczególnie z nich zadowolona. Jak jeszcze płyn lawendowy nie jest taki zły, to żel do mycia twarzy jest po prostu kiepski.



   Czas na zakupy w tonacji różowo - fioletowej ;) Nie wiem co mną kierowało, ale wszystkie opakowania produktów mają właśnie takie zabarwienie. I z każdego z nich jestem zadowolona :) W Rossmannie udało mi się trafić na dość ciekawą promocję, więc do mego koszyka wylądował żel marki Isana za 2,99 zł, antyperspirant Dove za nie całe 8 zł oraz pianka do golenia Wilkinson za ok. 5 - 6 zł. A w Biedronce zakupiłam zwilżane chusteczki Dada - standardowo ;)



   W tym miesiącu udało mi się również nawiązać współpracę ze Starą Mydlarnią. Do testów otrzymałam masło do ciała z olejem arganowym, masłem shea i witaminą E oraz truskawkowy mus do ciała. I muszę się przyznać, że ten pierwszy produkt ujął mnie za serducho! ;)



   Udało mi się również "załapać" do testów odżywki do włosów na portalu Wizaż.pl . Nazwa produktu oraz jego marka miała pozostać tajemnicą aż do końca akcji. Cóż, została popełniona mała gafa z ich strony - na paczce została umieszczona marka produktu oraz jego seria ;) Przynajmniej tak było w moim przypadku. Już nie wspomnę, że kosmetyk ma bardzo charakterystyczny zapach. Jedno jego powąchanie i już wiadomo jaka to gama produktów ^^



    Na sam koniec - produkt, który udało mi się znaleźć w Biedronce oddalonej ode mnie o około 5 km. Uwielbiam arbuza - jego smak i zapach. Nic chyba dziwnego, że jak ujrzałam w gazetce promocyjnej kosmetyki w tym wariancie to musiałam na jakiś się skusić ;) I tak oto zakupiłam peeling do ciała o cudownym, arbuzowym zapachu - za 4,99 zł ;)


A na co Wy skusiłyście się w maju? :)

Buziaki, Wasza A.

wtorek, 27 maja 2014

Marokański przeciętniak.

     Już od ponad roku wiele słyszy się i czyta ( również na blogach ) o kosmetykach niemieckich czy też rosyjskich. Sama dość często "wrzucam" do wirtualnego koszyka parę produktów o tym pochodzeniu. 

   Jednak przyznam szczerze, że do pewnego czasu niewiele słyszałam o kosmetykach marokańskich. Gdyby nie Spotkanie Blogerek we Wrocławiu oraz w Białymstoku - zapewne do tej pory bym się nimi nie zainteresowała. 

   I to właśnie na drugim, podlaskim, spotkaniu otrzymałam szampon z olejem czarnuszki marki Valona.


OPAKOWANIE:

   Szampon znajduje się w czarnym, plastikowym opakowaniu o pojemności 275 ml. Według informacji podanych na etykiecie - należy zużyć go w ciągu 24 miesięcy od otwarcia.

     Na samej górze buteleczki znajduje się otwarcie typu "klik" z dość specyficznie wyprofilowanym miejscem na palec. A jeżeli któraś z Was jest bardzo ciekawa obietnic producenta - niestety, należy poszukać ich na stronach internetowych. Na etykietach znajdziemy wyłącznie skład produktu oraz jedno zdanie na temat jego "niby" działania ;]


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Konsystencję szamponu określiłabym jako średnio gęstą, choć bliżej jej do rzadkiej niż gęstej. Produkt posiada fioletowe zabarwienie, które może kojarzyć się z odcieniem kosmetyków stosowanych przez osoby farbujące ( lub utleniające się ) na blond.

     A co do zapachu szamponu - w opakowaniu jest dość uciążliwy, intensywny i ziołowy. O dziwo, kiedy zaczyna pienić się na włosach - staje się delikatnie słodszy i przyjemniejszy dla mojego zmysłu węchu.



APLIKACJA:

     Na dłoń nakładamy niewielką ilość szamponu, nakładamy na mokre włosy i "myjemy je" ;) Kosmetyk bardzo dobrze się pieni i z łatwością można go spłukać.


WYDAJNOŚĆ:

    Mogłabym określić ją jako nawet dobrą. Produktu używam od dnia, kiedy go otrzymałam. Czyli równy miesiąc. A przy moim codziennym stosowaniu wystarczył mi na prawie 4 tygodnie. Nie jest źle ;) Zapewne osoby z krótkimi włosami cieszyłyby się nim jeszcze dłużej.



DZIAŁANIE:

   Nie jestem mistrzynią w odczytywaniu składów. Jednak widzę w nim SLS-y oraz dość sporo parabenów. A olej z czarnuszki jest... na samym końcu! I jak niby mam poznać działanie tego składnika, skoro jego ilość w szamponie jest znikoma?

   Pomijając to - produkt ten zaliczyłabym do grona tych przeciętnych. Może zacznę od jego zalet. Kosmetyk bardzo dobrze oczyszcza włosy. Można by rzec, że aż za dobrze... Nie zauważyłam, aby szampon podrażnił skórę na mej głowie albo by wywołał u mnie jakąś alergię. Dodatkowo, jest dość wydajny i w większości sklepów internetowych można go dostać za przystępną cenę.

     Z drugiej strony, szampon niesamowicie plącze włosy. W takim przypadku - nie zastosowanie odżywki będzie wielkim błędem! Chyba, że ktoś lubi szarpać się ze swoimi włosami ;) Nie zauważyłam, aby produkt wzmocnił moje kłaki i zmniejszył ich stopień wypadania. W takie cuda - nie wierzę ;)


SKŁAD:



CENA:

W zależności od sklepu: 7 - 12 zł


MOJA OCENA:

3 / 5 



    Szampon z olejem z czarnuszki nie zachwycił mnie na tyle, bym w przyszłości się na niego skusiła. Takich jak on, pod względem działania czy też składu, jest mnóstwo. Jeśli mam być szczera - lepiej spisują się u mnie typowo drogeryjne szampony marki Garnier czy też Nivea ;)


A może któraś z Was miała owy produkt? Jeśli tak to co o nim sądzicie?

Buziaki!

Wasza A.

piątek, 23 maja 2014

Przełamałam się i założyłam konto na... ;)

   Dzisiaj będzie post typowo informacyjny. Nie przeczytacie kolejnej kosmetycznej recenzji, nie zobaczycie mixu zdjęć. Będzie krótko, zwięźle i na temat ;)

   W zeszłym roku założyłam konto dla swojego bloga ( jak to brzmi! ;) ) na Facebook'u. Dzięki temu mam lepszy kontakt z Wami - przynajmniej z pewną częścią moich obserwatorek ;) Myślałam, że na tym poprzestanę. Nie widziałam sensu zakładania konta na takich stronach jak Twitter czy też Pinterest.

    Jednak od dwóch miesięcy po głowie chodziła mi jedna myśl - może zarejestrowałabym się na portalu jakim jest Instagram? Uwielbiam robić zdjęcia - co zapewne można zauważyć po mixach zdjęć, które dość często publikuję na swoim blogu. 

    I tak oto ja, Alicja R., od wczoraj mam swój profil na Instagramie. I przyznam - portal ten jest mega uzależniający. Chyba, że każdy ma tak na początku jak ja ;)

    Jeżeli chciałybyście być na bieżąco z tym co ciekawego się u mnie dzieje - zapraszam :)



Jeżeli również macie swoje konta na Instagramie - możecie podać mi do nich linki. Z chęcią dowiem się co tam nowego u Was słychać ;)



Życzę Wam miłego dnia, Wasza A.

środa, 21 maja 2014

W roli głównej - puder w kamieniu "Idealist" marki Ingrid Cosmetics.

     Jakiś czas temu na moim blogu ukazała się recenzja podkładu marki Ingrid Cosmetics. Dzisiaj chciałabym pokazać Wam jego kolegę - puder "Idealist". Jeżeli jesteście ciekawe czy spełnił moje wymagania co do matowienia skóry oraz trwałości - zapraszam na recenzję :)


OPAKOWANIE:

   Puder znajduje się plastikowym, czarnym i zwyczajnie wyglądającym opakowaniu. Możemy w nim znaleźć i lusterko o dobrej jakości ( czyli takie, które nie pokazuje naszej twarzy jak w krzywym zwierciadle ;) ), i puszek do nakładania produktu. Moim zdaniem jest to bardzo dobre rozwiązanie dla osób, które noszą tego typu kosmetyki ze sobą na uczelnię czy też do pracy. W takim przypadku nie istnieje potrzeba zabierania ze sobą dodatkowego lusterka czy też pędzla :)

   W czarnym pudełeczku znajduje się 10 gram produktu. Warto również wspomnieć, iż puder posiada wytłoczenia na swojej powierzchni, co wygląda ciekawie :)


KONSYSTENCJA I ZAPACH:


    Przyznam, że na początku byłam nieco zdziwiona konsystencją owego produktu. Puder jest niby kremowy, niby to zbyt delikatnie zmielony... I, o zgrozo, masakrycznie się kruszy i pyli.

   A jeśli któraś z Was była ciekawa jak pachnie owy kosmetyk -jest to zapach podobny do kremu Nivea ;)



APLIKACJA:


   Standardowa jak przy pudrach - na puszek lub pędzel nabieramy odrobinę kosmetyku i nakładamy go na twarz. Chociaż w przypadku tego produktu trzeba nieco uważać - zbyt mocne przyciśnięcie pędzla do pudru powoduje jego kruszenie się.


WYDAJNOŚĆ:

   Cóż, pozostawia ona wiele do życzenia. Jako że puder bardzo mocno się kruszy, to i jego wydajność jest kiepska. Po prawie miesiącu stosowania zobaczyłam już... denko! A co jest najgorsze - nie używałam go codziennie...



DZIAŁANIE:

    Jako osoba posiadająca cerę mieszaną - w przypadku pudrów zwracam uwagę na efekt matujący, jaki dają, oraz na ich trwałość. Pod tym względem kosmetyk marki Ingrid Cosmetics spisuje się raczej średnio. Niby matuje skórę, ale efekt ten nie utrzymuje się dłużej niż 3 - 4 godziny. Jego trwałość jest nieco lepsza - produkt znika mi z twarzy mniej więcej po 6 godzinach. W przypadku wyjścia na miasto, zakupów czy odwiedzenia na chwilę uczelni - jest jak najbardziej w porządku. Jednak nie polecałabym go do zastosowania przed jakąkolwiek imprezą.


     Puder nie jest widoczny na skórze, nie podkreśla suchych skórek oraz nie wysusza skóry. Fakt faktem, po 6 godzinach znika z niej, ale jest to efekt równomierny. Nie musimy martwić się, że na naszej twarzy pozostaną nieestetyczne plamy ;)


SKŁAD:




CENA:

ok. 7 - 10 zł


MOJA OCENA:

4 / 5


   Jak za taką cenę - nie spodziewałam się cudów. Produkt ładnie dopasowuje się do koloru skóry, choć w opakowaniu jego odcień może wydawać się dość ciemny. Dodatkowo, nie podkreśla suchych skórek, a jego trwałość jest nawet dobra. Szkoda tylko, że nie matuje tak, jak tego oczekuję od tego typu produktów, a do tego jest niewydajny...


Może któraś z Was miała owy produkt? Jeśli tak - to co o nim sądzicie?

Buziaki, Wasza A.

niedziela, 18 maja 2014

Mix zdjęć - Podlasie.

   W ramach leniwej niedzieli - będzie leniwy post. A mianowicie - mix zdjęć. Tym razem pokażę Wam zdjęcia, które udało mi się zrobić podczas mojego wcześniejszego wypadu majówkowego na Podlasie. Zapraszam do oglądania! ;)






















A na deser - babeczki ;)



A Wam życzę miłej końcówki niedzieli :)

Wasza A.

piątek, 16 maja 2014

Tak, tak - ulubieńcy kosmetyczni kwietnia ;)

    Jest połowa maja, a ja dopiero teraz przychodzę do Was z ulubieńcami kwietnia. Skleroza nie boli ;) Nie jest to zapewne pierwszy oraz nie ostatni raz, kiedy zapominam o produktach, które polubiłam w danym miesiącu. Chyba muszę zakupić sobie kalendarzyk oraz notować co i kiedy mam pisać na blogu ;) No, ale - zaczynajmy!


   To właśnie krem z rosyjskiej wersji pudełeczka PinkJoy wygrał w walce z kosmetykiem marki Sylveco o tytuł "Ulubionego kremu na dzień miesiąca kwietnia". Produkt ten niesamowicie nawilża skórę, pozostawiając ją delikatną i gładką w dotyku. Dodatkowo, matuje skórę - i to o wiele lepiej niż jego konkurent z Sylveco. I co najważniejsze - współgra z każdym możliwym podkładem. Obojętnie czy zastosuję ciężki i mocno kryjący Dermacol czy lżejszy krem BB marki Holika Holika. Krem spisuje się tak samo dobrze :)



   Przyznam, iż rzadko kupuję żele marki Dove. Jak dla mnie część z nich miała nieprzyjemne zapachy, a kilka, o dziwo, wysuszyło moją skórę. Jednak powyższy egzemplarz - podbił moje serducho ;)

   Kosmetyk, który urzekł moje serce, posiada 500 ml objętości i jest niesamowicie wydajny. Jego kremowa, wręcz aksamitna konsystencja sprawia, iż wystarczy nałożyć na dłoń / gąbkę jego niewielką ilość by umyć nim całe ciało. A jego zapach... to czysta rozkosz! Moim zdaniem jest to połączenie aromatu lodów pistacjowych z kwiatową nutą magnolii. Cudo! :) I, oczywiście, produkt nie wysusza skóry :)



   Peeling do ciała z olejkiem arganowym marki Paloma mogę zaliczyć do grona mocnych 'zdzieraków'. Bardzo dobrze masuje i przy tym wygładza skórę. Nie pozostawia przy tym tłustej i nieprzyjemnej warstwy, co jest jego niewątpliwą zaletą. Kosmetyk nie podrażnił mojej skóry, choć zapewne osoby z wrażliwym ciałkiem mogą być z niego niezadowolone :)

   Jego zaletą jest również dość dobra wydajność oraz zapach. Moim zdaniem jest to idealny produkt do stosowania w okresie jesienno - zimowym :)



   Nigdy nie pomyślałabym, że zapach tego typu przypadnie mi do gustu. Woda toaletowa marki Świt Pharma należy do grona zapachów dość ciężkich, intensywny i, jak nazwa produktu wskazuje, kwiatowych. Jak zapewne wiecie - jestem fanką perfum owocowych, dość słodkich. A mimo to, powyższy kosmetyk, spodobał mi się na tyle, by znaleźć się w ulubieńcach danego miesiąca.

   Woda toaletowa "Zmysłowa Magnolia" zaczarowała mnie od pierwszego powąchania. Jej zapach jest kobiecy, lecz moim zdaniem nadaje się głównie na wieczór. Jej trwałość nie jest aż tak powalająca - kosmetyk utrzymuje się na skórze co najwyżej cztery, w porywach do pięciu godzin. Mimo to - bardzo przypadł mi on do gustu :)




   Na koniec pozostawiłam znaną i, przez znaczną część dziewczyn, lubianą - pomadkę "Eliksir" marki Wibo w odcieniu 05. Posiada ona lekko beżowy odcień, który idealnie nadaje się do stosowania na co dzień czy też wieczorem do ciemnego makijażu oczu. Uwielbiam ten produkt przede wszystkim za przepiękne podkreślenie i nabłyszczenie ust. Pomadka nie wysusza ich, nie wchodzi w załamania. A do tego kosztuje ok. 8 - 10 zł. Aż żal nie skusić się choć na jeden produkt z tej serii ;)


Może miałyście któryś z powyższych produktów? Jeśli tak - to co o nim sądzicie?

Miłego weekendu, Wasza A. :)

środa, 14 maja 2014

Podkład "Ideal Face" marki Ingrid Cosmetics. Czy naprawdę jest tak idealny jak obiecuje producent?

   Jestem osobą, która posiada dość duże wymagania co do podkładu. Najlepiej jakby produkt tego typu nie tworzył na mej twarzy maski, dobrze ją matował ( lecz nie wysuszał! ), krył drobne niedoskonałości i by jego trwałość była zadowalająca. Znalezienie tak idealnego kosmetyku graniczy z cudem! 

   Kiedy w moje ręce wpadł podkład "Ideal Face" marki Ingrid Cosmetics - miałam co do niego mieszane uczucia. Producent obiecuje nam, że kosmetyk będzie utrzymywał się na skórze przez cały dzień, a do tego zapewni nam jej idealny wygląd. Obietnice - obietnicami, a jak było naprawdę?


OPAKOWANIE:

   Produkt zapakowany jest w czarne, plastikowe opakowanie o pojemności 35 ml. Jest to opakowanie typu "air less", które pozwala nam na wydobycie produktu do samego końca. Zauważyłam, iż dozownik raz na parę użyć - zacina się. Możliwe, iż jest to wada fabryczna.

   Dodatkowo, kosmetyk był zapakowany w kartonowe pudełeczko, na którym znajdowały się wszelakie informacje na jego temat - sposób użycia, opis produktu oraz jego skład.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

   Podkład, który posiadam, ma odcień nr 16, czyli brzoskwiniowy. Ja określiłabym go jako ciemny beż. I, niestety, jestem zmuszona mieszać go z jaśniejszym podkładem. Inaczej wyglądałabym tak jakbym nałożyła na twarz zbyt dużą ilość samoopalacza ;)


    Konsystencja kosmetyku jest średnio gęsta, a jego zapach - kremowy, ledwo wyczuwalny.


APLIKACJA:

   Aplikacja produktu jest raczej bezproblemowa. Nie licząc tych przypadków, gdy dozownik się zacina i trzeba sporo razy go nacisnąć, by podkład w ogóle wydobył się na dłoń / pędzel.


WYDAJNOŚĆ:

   Myślę, że kosmetyk ten wystarczy mi na wiele długich miesięcy. I to głównie z tego powodu, że mieszam go z innymi produktami tego typu ;) Trudno mi powiedzieć co by było, gdyby któraś z Was używała go solo.

Kolor podkładu jest w rzeczywistości ciemniejszy niż na zdjęciu.

DZIAŁANIE:

   Podkład "Ideal Face" nie jest tak idealny jak obiecuje producent. Jednak warto tutaj podkreślić, że spisuje się tak na skórze mieszanej, jaką posiadam. Trudno mi ocenić jego wygląd, trwałość czy działanie na innym rodzaju cery.


Może zacznę od plusów tego produktu. 

Po pierwsze, dość dobrze matuje skórę. Efekt ten utrzymuje się mniej więcej przez 3 - 4 godziny. Potem wypadałoby bym zastosowała bibułki matujące. 

Po drugie, kosmetyk nie zapycha porów skórnych.

Po trzecie, nie podkreśla suchych skórek. Jest to dla mnie bardzo ważne, bo w okolicach nosa mam ich dość sporo.

Po czwarte, podkład nie ciemnieje na buzi. Choć trzeba przyznać, iż odcień który posiadam i tak jest dla mnie za ciemny ;)

Po piąte, kosmetyk dostępny jest w przystępnej cenie. Niekiedy w sklepach internetowych można go dostać za ok. 10 - 12 zł



Kosmetyk ten posiada również wiele wad...

1. Podkład jest widoczny na twarzy, co nie wygląda zbyt estetycznie. Próbowałam nakładać go na twarz w mniejszej ilości - efekt był ten sam.

2. Kosmetyk niby jest widoczny na twarzy, ale jego stopień krycia jest minimalny. Jeżeli ktoś posiada na skórze bardziej widoczne niedoskonałości - radzę dodatkowo zastosować korektor.

3. Produkt niesamowicie smuży podczas aplikacji. Trzeba go wręcz wklepać palcami, by dokładniej połączył się ze skórą.

4. Jego trwałość określiłabym jako kiepską. Po 3 - 4 godzinach kosmetyk zaczyna znikać z twarzy. Na szczęście - nie robi przy tym żadnych plam...

5. Kosmetyk dostępny jest bodajże w 4 wariantach kolorystycznych. Ja posiadam kolor drugi w kolejności i, moim zdaniem, jest on idealny dla osób albo z bardzo ciemną karnacją, albo dla tych dziewczyn, które są opalone. Aż jestem ciekawa jak prezentuje się odcień nr 15 - naturalny, czyli niby najjaśniejszy z całej gamy... 


SKŁAD:



CENA:

ok. 16 zł


MOJA OCENA:

3 / 5


   Jak mogłyście zauważyć - podkład ten nie wywarł na mnie zbyt dobrego wrażenia. Posiada on tyle samo zalet co wad, dlatego dość trudno było mi go ocenić. Możliwe, iż na cerze normalnej czy też suchej spisałby się o wiele inaczej niż u mnie. I może o wiele lepiej?


Miałyście owy podkład? Co o nim sądzicie?

Buziaki, Wasza A.

poniedziałek, 12 maja 2014

Test peelingu do twarzy z pestek moreli i wyciągiem z rumianku z rosyjskiej edycji pudełeczka Pink Joy.

    Jestem wielką fanką wszelakiego rodzaju peelingów. Te do twarzy stosuję mniej więcej raz na trzy dni. Do tej pory używałam wyłącznie peelingi mechanicznie, więc kiedy znalazłam jeden z nich w rosyjskim Pink Joy'u byłam niesamowicie ciekawa jak on się spisze.


OPAKOWANIE:

   Kosmetyk znajduje się w zgrabnej, plastikowej tubce o pojemności 50 ml. Znajdziemy na niej informacje o produkcie, ale tylko w języku rosyjskim. Jeśli chodzi o mnie - nie znam tego języka i nie potrafię przetłumaczyć tekstu z tubki. Niestety ;)

    Dodatkowo, kosmetyk zapakowany jest w kartonowe pudełeczko, które wyglądem przypomina tubkę peelingu. Produkt na samym dole posiada nakrętkę w odcieniu zielonym, pod którą znajduje się otwór o niewielkiej średnicy.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

   Peeling posiada dość gęstą konsystencję o beżowym zabarwieniu. W całej jego objętości znajduje się masa drobnych drobinek peelingujących, które są po prostu zmielonymi pestkami moreli.


   Kosmetyk posiada dość intensywny i owocowy zapach. Mi przypadł on do gustu, choć wiem, że spora część z Was nie lubi jak jakiś produkt kosmetyczny posiada jakikolwiek zapach.


APLIKACJA:

   Aplikacja kosmetyku jest bezproblemowa. Na dłoń wyciskamy odrobinę produktu i rozpoczynamy masaż twarzy. Od aplikacji produktu gorsze jest jego zmywanie. Część drobinek potrafi dzielnie trzymać się twarzy, a reszta niesamowicie brudzi umywalkę ;)


WYDAJNOŚĆ:

    Może się wydawać, iż opakowanie o objętości 50 ml wystarczy na krótki okres czasu. Nic bardziej mylnego! Peelingu używam od ponad miesiąca i nie zużyłam nawet połowy tubki. Jestem pod wrażeniem :)



DZIAŁANIE:

   Jestem wielką fanką mocnych "zdzieraków" do twarzy. Jednak ten produkt posiada, jak dla mnie, zbyt silnie właściwości peelingujące. Po jego zastosowaniu moja skóra jest czerwona jak burak - i to dosłownie ;) Efekt ten utrzymuje się mniej więcej przez 20 minut, więc radzę stosować owy kosmetyk wieczorną porą.

   Jeśli chodzi o działanie peelingu z rosyjskiego Pink Joy'a - jest zadowalające, ale na pewno nie rzuca na kolana. Kosmetyk niby oczyszcza skórę, ale nie tak dobrze jak, np. peeling marki Perfecta. 

    Produkt dobrze masuje i wygładza skórę, sprawia, iż jest ona delikatna i miękka w dotyku. Niestety, może nieco podrażniać skórę. Z tego też względu nie polecałabym go osobom z wrażliwą cerą.


SKŁAD:



CENA:

Powinna niedługo ukazać się na oficjalnej stronie Pink Joy.


MOJA OCENA:

4 / 5

****

     Myślę, że jest to produkt wart przetestowania, choć nie polecałabym go osobom z cerą wrażliwą. Peeling ma silne właściwości peelingujące i może podrażniać skórę. Szkoda, że nie oczyszcza on twarzy tak samo dobrze jak ją masuje...


Stosowałyście owy kosmetyk? Co o nim sądzicie?

Miłego wieczoru, Wasza A.