piątek, 28 lutego 2014

Naturalne podkreślenie brwi przy pomocy koraktora do brwi 3 w 1 z Eveline Cosmetics.

     Tematem dzisiejszej notki będą brwi. A właściwie - ich podkreślenie. Przyznam szczerze, iż do zeszłego roku w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Fakt faktem, podziwiałam dziewczyny, które umieją ładnie podkreślić własne brwi. Choć niektóre z nich robiły to w sposób zbyt teatralny...

     Swoje brwi reguluję bodajże od 1 klasy gimnazjum. Czy to szybko jak na nastolatkę? Możecie ocenić to same. Chociaż może jakbyście zobaczyły moje brwi w wieku 12 - 13 lat to byście zmieniły zdanie ;) Co do ich podkreślenia - zaczęłam to robić dopiero w zeszłym roku, gdy w moje ręce wpadła... automatyczna kredka do oczu marki Eveline Cosmetics. Docelowo kosmetyk ten miał służyć do malowania kresek na powiecie. Niestety, w tej kwestii w ogóle się nie spisał. Żeby się nie zmarnował - zaczęłam stosować go do podkreślania brwi. I tu spisał się bardzo dobrze :)

     Jednak dzisiaj chciałabym napisać Wam co nieco o innym produkcie do brwi, ale również pochodzącym z asortymentu Eveline Cosmetics. Mowa tutaj o korektorze do brwi 3 w 1 w odcieniu czarnym.


OPAKOWANIE:

     Korektor posiada prawie identyczne opakowanie jak niejeden tusz do rzęs. Znajduje się w nim 10 ml produktu. Wszelakie informacje na jego temat możecie znaleźć na kartoniku, do którego doczepiony był owy kosmetyk. Na opakowaniu znajduje się co najwyżej skład korektora :)

     Produkt nakłada się na brwi za pomocą szczoteczki. Tak, wygląda typowo jak dla tuszy do rzęs :) Nie jest ona silikonowa, co zapewne ucieszy niejedną z Was.


KONSYSTENCJA:

     Konsystencja kosmetyku jest raczej rzadka. Produkt może nie wylewa się nam z opakowania, ale potrafi pozostawić na brwiach mokre plamki - oczywiście, jak nieumiejętnie się nim posłużymy.


APLIKACJA:

     Aplikacja tego kosmetyku jest bezproblemowa. W jakimś stopniu przypomina tuszowanie rzęs, chociaż to zależy już od efektu jaki chcemy uzyskać :)

     Ja robię to mniej więcej tak - kilka razy przeczesuję brwi w taki sposób, by wszystkie włoski ułożyły się w kształt łuku. 

WYDAJNOŚĆ:

     Korektora do brwi używam już bodajże od prawie 2 miesięcy. Trudno mi ocenić - ile go zużyłam. Na pewno w opakowaniu pozostało jeszcze sporo kosmetyku, więc zapewne wystarczy mi on jeszcze na mniej więcej pół roku. Jak nie więcej ;)


DZIAŁANIE:

     Jest to idealny produkt dla dziewczyn, które chcą głównie ujarzmić swoje brwi, nadać im delikatny kształt i, co najwyżej, nieco pogłębić ich kolor. Jeżeli jednak wolicie uzyskać efekt, jak np. u Maxineczki, radzę zakupić kredkę czy cienie do podkreślania brwi :)

     Przyznam, iż ten produkt nawet dobrze spisuje się u mnie podczas wykonywania dziennego makijażu. Najbardziej lubię w nim to, że potrafi ujarzmić moje brwi, a efekt ten utrzymuje się do końca dnia! Dodatkowo, dodatkowo przyciemnia je i nabłyszcza ( czego, niestety, nie widać na zdjęciach :( ).

Kawałek mej twarzy bez makijażu + brwi pokryte korektorem z Eveline Cosmetics :)
     
     Jak możecie zauważyć - włoski brwiowe nad wewnętrznym kącikiem oka rosną niekiedy w dość sporej odległości od siebie. Korektorem tym dość trudno uzupełnić te małe przestrzenie, co jest jego małą wadą. Jego minusem jest również fakt, iż największa ilość kosmetyku zbiera się na samym czubku szczoteczki. A to właśnie ta część jest najwygodniejsza do podkreślenia końcowej, najcieńszej części łuku. I jak możecie się domyślać - w tym przypadku ( niekiedy ) można narobić sobie nim czarnych, nieestetycznych plam.

SKŁAD:



CENA:

standardowa cena: ok. 12 zł ; w promocji: 8 - 10 zł


MOJA OCENA:

4 / 5 

*****

     Na chwilę obecną - jestem zadowolona z efektu, jaki daje mi ten korektor. Przyznam, iż nie umiem zbyt dobrze podkreślić brwi kredkami czy też cieniami ;) Z tego też względu wolę stosować kosmetyk, który jest łatwy w użyciu i który ujarzmi moje włoski. Zapewne dla części z Was efekt, jaki daje ten kosmetyk, jest niezadowalający. I rozumiem to - każda z nas oczekuje od produktów do podkreślania brwi czegoś innego :)

Używałyście tego kosmetyku? A może któraś z Was zna również jakiś produkt, który ładnie podkreśla brwi w sposób naturalny?

Wasza A.

wtorek, 25 lutego 2014

W roli głównej - wosk o zapachu dyniowej latte.

     Uwielbiam jak na polski rynek wchodzą nowe świeczki czy też woski zapachowe. Bardzo lubię testować nowości i to nie tylko te kosmetyczne ;) Do tej pory wśród produktów tego typu dominowały te firmy Yankee Candle. Przyznam, iż sama dość często kupuję ich woski. 

     Jednak kiedy w Mydlarni Wrocławskiej ujrzałam woski Kringle Candle - wiedziałam, że muszę mieć choć jeden z nich! I tak oto w moje ręce wpadł ten o zapachu... dyniowej latte :)


     Na początku miałam co do niego obawy. Uwielbiam "spożywcze" zapachy, ale głównie te delikatne, mniej intensywne. A jak wiadomo - do tego typu kawy dodawana jest dość duża ilość przypraw ( cynamon, imbir itp. ).

     Przyznam, iż po rozpaleniu tego wosku w kominku - przeżyłam miłe zaskoczenie. Faktycznie, produkt ma dość intensywny zapach, jednak nie jest on w ogóle duszący. Jeżeli jednak któraś z Was jest wrażliwa na tego typu nuty zapachowe - odradzam kupno tego wosku :)


     A co do samego zapachu - jest apetyczny, istnie kawowy i słodki. Nuta cynamonu i imbiru jest wyczuwalna, ale na pewno nie dominuje w tym wosku. Piłyście może kiedyś kawę dyniową w Starbucks'ie? Ten wosk pachnie identycznie jak ta latte! Przyznam, iż zimą byłam uzależniona od tego napoju i z tego też względu uwielbiam zapach tego produktu :) Przypomina mi chłodne popołudnia, które spędzałam z przyjaciółkami na aromatycznej kawie pomiędzy zajęciami... ;)

     Jak już zauważyłyście na zdjęciu - wosk podzielony jest na 5 części. Jednak każdą z nich można dzielić na jeszcze mniejsze kawałki. To już zależy od Was jak bardzo intensywny zapach chcecie uzyskać :) Wosk ten nie kruszy się, co jest jego niewątpliwą zaletą.


    Bardzo ciekawe porównanie wosków Yankee Candle i Kringle Candle napisała na swoim blogu Testerka. Jeżeli jesteście ciekawe różnic pomiędzy tymi dwoma produktami - zapraszam na jej bloga :)

     Woski Kringle Candle są nieco droższe od Yankee Candle. Ich cena w sklepach internetowych wynosi 11 lub 13 zł. W Mydlarni Wrocławskiej kwoty te są nieco wyższe i kolejno wynoszą 12 lub 14 zł. Jest to większy wydatek niż w przypadku produktów YC. Jednak KC posiada w swoim asortymencie dużo ciekawych, oryginalnych zapachów. A do tego wosk owej firmy wystarcza na nieco dłuższy okres czasu :)


A może któraś z Was ma inny wosk z tej serii? Co o nim sądzicie?

Buziaki, Wasza A.

niedziela, 23 lutego 2014

Dobre, bo polskie - część 1.

     W ramach małego urozmaicenia - postanowiłam wprowadzić na moim blogu cykl postów "Dobre, bo polskie". Jak zapewne pamiętacie, jakiś czas temu 'modny' był TAG o tym samym tytule. Ja postanowiłam zrobić z tego serię notek. Myślę, że wiele polskich firm posiada dużo perełek w swoim asortymencie. A ja mam zamiar je wyszukać ;)

     W każdym poście z tej serii będę przedstawiać Wam po 5 kosmetyków ( czy to tych z kolorówki, czy tych z pielęgnacji ), które zachwyciły mnie swoim działaniem. We wrześniu zeszłego roku przedstawiłam już 5 firm kosmetycznych oraz ich produkty, które sprawdziły się u mnie. Jeżeli jesteście ciekawe tych kosmetyków - notka znajduje się tutaj :)

     Dzisiaj przedstawię Wam 5 polskich kosmetyków z działu "kolorówka", które przypadły mi do gustu pod różnymi względami :)

     Podkład ten dokładnie zrecenzowałam w tym poście. Kosmetyk marki Bell idealnie sprawdził się na mojej mieszanej skórze. Matowił ją, lecz nie podkreślał suchych skórek, które się na niej znajdowały. Nie tworzył efektu maski, długo się na niej utrzymywał. Jego cena również zachęca do przetestowania. Za 8 - 10 zł dostaniemy podkład o dobrej jakości :)


     Bazę pod cienie marki Hean zapewne zna prawie każda z nas :) W małym słoiczku znajduje się kosmetyk, który przedłuża trwałość cieni oraz podbija ich pigmentację. Dzięki niej cienie utrzymują się na powiece cały dzień, a ich odcień jest o wiele bardziej intensywny. Baza jest tania i wydajna. Warto się na nią skusić :)



     Do grona moich ulubionych, polskich kosmetyków zalicza się również lakier piaskowy marki Lovely. Posiada on cudowny, intensywny odcień czerwieni, w którym zatopione są brokatowe drobinki. Produkt ten bardzo ładnie prezentuje się na paznokciach - nawet tych krótkich :) Jego cena również jest przystępna, a sam lakier można dostać w różnych wariantach kolorystycznych.



     Na sam koniec przedstawię Wam dwa tusze marki Lovely, które zawładnęły moim serduchem. Kosmetyk "Spectacular Me" dokładnie zrecenzowałam Wam w tym poście. Jak dla mnie - jest to tusz idealny! Ładnie wydłuża i pogrubia rzęsy, wyraźnie je podkręca. Dodatkowo, nie skleja rzęs i nie osypuje się w ciągu dnia. I to za cenę nie większą niż 10 zł ;)



     Drugi tusz marki Lovely, "Volume Booster", również stał się moim ulubieńcem. Tak jak jego poprzednik - bardzo ładnie podkreślał rzęsy. Dzięki niemu były one wydłużone i podkręcone - wyglądały o niebo lepiej niż bez niego! Jeżeli jesteście ciekawe jak tusz prezentuje się na rzęsach - zapraszam Was do tej notki :)

*****

     Jestem ciekawa - co myślicie o tego typu serii postów? Jakie są Wasze ulubione polskie kosmetyki? Podzielcie się swoją opinią :)

Buziaki, Wasza A.

piątek, 21 lutego 2014

Żel pod prysznic o zapachu migdałowych ciasteczek.

     Przyznam szczerze, iż rzadko piszę posty o takich produktach jak żele pod prysznic. Moim zdaniem, kosmetyk tego typu powinien dobrze oczyszczać skórę, nie wysuszać jej i mieć miły, przyjemny zapach. Oczywiście, dobrze by było, gdyby był również tani ;) Nie oczekuję po żelach, że zdziałają cuda na mojej skórze.

     Jakiś czas temu, w ramach współpracy z firmą BingoSpa, otrzymałam żel pod prysznic o zapachu słodkich migdałów i białej glinki. Przyznam, że bardzo przypadł mi on do gustu, bo spełnia wszystkie z powyższych "warunków" co do wyboru produktów do mycia ciała :)


OPAKOWANIE:

     Żel znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 300 ml. Na buteleczce nie znajdziemy zbyt dużo informacji na jego temat - co najwyżej skład.

     Na samym jego szczycie znajduje się mała, czarna nakrętka z otwarciem typu "klik" i wyprofilowanym miejscem na palec. Otwór należy do tych miejszych, jednak bez problemu wydobywa się przez nie kosmetyk.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Produkt ten posiada lekko budyniową konsystencję. Jego kolor jest mleczny, a zapach - oszałamiający! Jest słodki, apetyczny, dość intensywny. Moim zdaniem żel ten pachnie jak migdałowe ciasteczka. Mniam! :)



APLIKACJA:

     Wydobycie produktu na dłoń nie stwarza żadnych problemów. Jednak już jego rozsmarowanie na ciele - jest nieco problematyczne. "Winna" jest tutaj konsystencja owego żelu, która uwielbia ześlizgiwać się po wilgotnej skórze ;)


WYDAJNOŚĆ:

     Żel jak to żel - jest średnio wydajny. Używam go prawie non stop od 3 tygodni, a w opakowaniu zostało mi go co najwyżej na 3 użycia. 



DZIAŁANIE:

     Żel ten zauroczył mnie już na samym początku swoim zapachem. Uwielbiam go stosować po męczących pobytach na uczelni. Jego zapach relaksuje mnie, uspakaja. Wiadomo, raz na kilka dni stosuję inny produkt, by ten mi się nie znudził :)

     Kosmetyk nie wysusza mojej skóry, nie wywołuje żadnej alergii. Dobrze oczyszcza skórę, pozostawiając ją mięciutką w dotyku. Dodatkowo, można dostać go za przystępną cenę. Myślę, że 7 zł nie jest wygórowaną kwotą za żel pod prysznic :)

     Szkoda tylko, że tak trudno go znaleźć w stacjonarnych sklepach. Jakiś czas temu widziałam parę kosmetyków firmy BingoSpa w sklepie Auchan. Jednak i tak był to zbyt mały wybór...


SKŁAD:



CENA:



MOJA OCENA:

4,5 / 5 


Produkt otrzymałam w ramach współpracy z firmą BingoSpa.


Fakt ten nie wpłynął na moją opinię.


*****

Jestem ciekawa jak pachną i sprawdzają się inne żele pod prysznic marki BingoSpa. Może któraś z Was je miała i może co nieco o nich opowiedzieć? ;)

Miłego dnia, Wasza A.

środa, 19 lutego 2014

Włosowe rozczarowanie - intensywnie regenerująca maseczka Biovax.

     Z wypadaniem włosów zmagam się od wielu lat. Raz zjawisko to jest bardziej nasilone, a innym razem - mniej. Niekiedy udaje mi się przezwyciężyć nadmierne wypadanie kłaczków ( np. kosmetykami marki Seboradin ), jednak po 2 miesiącach - znowu z moją czupryną nie jest najlepiej...

     Nic dziwnego, że kupuję różne produkty, które mogłyby nie tylko pielęgnować moje włosy, ale również zmniejszyć intensywność ich wypadania. I z tego też względu, jakiś czas temu, skusiłam się na jedną z masek do włosów Biovax.


OPAKOWANIE:

     Kosmetyk znajduje się w plastikowym opakowaniu o pojemności 250 ml. Posiada ono dość solidne wieczko, dzięki czemu produkt nie wycieknie nam z opakowania. Z drugiej strony - niekiedy trzeba nieco się namęczyć, aby w ogóle dostać się do jego wnętrza ;)

     Dodatkowo, maska zapakowana jest w kartonowe pudełeczko, na którym znajdują się wszelakie informacje na temat działania, sposobu użycia, jak i jej składu. W ramach gratisu do produktu dołączony jest czepek i próbka serum do włosów.


KONSYSTENCJA I ZAPACH:

     Konsystencja tego kosmetyku jest średnio gęsta, można by rzec, iż nawet trochę rzadka. Skutkuje to małym problemem przy wydobyciu produktu, gdy jest go mało w opakowaniu.

     Maska posiada lekko zielonkawy kolor ( powiedzmy że pastelowo zielony ;) ), a jej zapach jest dość specyficzny, lekko duszący. Mi nie przypadł on do gustu.



APLIKACJA:

     Aplikacja maski jest raczej bezproblemowa. Kosmetyk dzielnie trzyma się włosów, nie spływa z nich. 



WYDAJNOŚĆ:

     Jako, że moje włosy sięgają do połowy pleców, to kosmetyki tego typu zużywam dość szybko. Maska ta wystarczyła mi mniej więcej na 8 użyć.


DZIAŁANIE:

     Nie będę owijać w bawełnę - jestem rozczarowana działaniem tego produktu. W żaden sposób nie wpłynął on na wypadanie moich włosów. Nie zauważyłam również, aby moje kłaczki mniej się rozdwajały - chociaż tak obiecuje producent.



     Fakt faktem, kosmetyk ułatwiał rozczesywanie włosów i sprawiał, że były one bardziej błyszczące niż standardowo. Jednak - nic więcej. Nie były one zbyt miękkie ani zbyt gładkie. Przy 5 - 6 zastosowaniu owego produktu - moje włosy były obciążone, jakby lekko "bez życia".


SKŁAD:



CENA:

W promocji - ok. 10 - 11 zł ; cena standardowa - ok. 15 - 20 zł ( w zależności od sklepu )


MOJA OCENA:

2,5 / 5


     Tak, jestem zawiedziona owym kosmetykiem. Na blogach przeczytałam tyle pozytywnych recenzji na jego temat i naiwnie wierzyłam, że u mnie spisze się podobnie... Nic bardziej mylnego. Nauczka na przyszłość - to, że jakiś produkt spisuje się bardzo dobrze u innych nie oznacza, że spisze się tak samo u nas ;)


Stosowałyście tę maskę? Co o niej sądzicie? Może polecacie inną maskę z serii Biovax?

Buziaki, Wasza A.

poniedziałek, 17 lutego 2014

Powrót do przeszłości: zapachy zimowo - świąteczne.

     Post ten miał ukazać się miesiąc temu. Ba! Miałam napisać go dwa miesiące temu, w okresie świątecznym. Oczywiście, zapomniałam o tym ;) Na szczęście - skleroza nie boli!


     Dzisiaj chciałabym nadrobić zaległości i napisać Wam co nieco o 3 woskach YC z serii świątecznej. Osoby o słabych nerwach lub te nie przepadające za woskami owej firmy proszę o wyrozumiałość ;))



Merry Marshmallow - Wosk z serii Housewarmer o zapachu waniliowych pianek.

     Muszę przyznać, iż uwielbiam słodkie zapachy. Chyba nic dziwnego, że i ten wosk przypadł mi do gustu :) Polubiłam go, ale na pewno nie zasmuciłabym się, gdyby już nie pojawił się w ofercie Yankee Candle.


     Zapach tego wosku nie przypomina typowych pianek ( np. Jojo ). Moim zdaniem - pachnie on jak typowe waniliowe ciasteczka. Zapach przyjemny, miły dla zmysłu węchu. Mimo to, jakoś nie urzekł mnie na tyle bym za nim tęskniła :)

     Zapach tego wosku jest średnio intensywny i raczej nie powinien wywoływać u kogokolwiek bólu głowy. Chociaż - nic nie wiadomo :)



Snowflake Cookie - Wosk z serii Housewarmer łączący w sobie zapach ciasteczek z odrobiną cynamonu, polanych waniliową polewą.

     Ten wosk polubiłam nieco bardziej niż jego poprzednika. Posiada on cudowny, słodki zapach. Kojarzy mi się on z ciasteczkami domowej roboty, które są pokryte lukrem. Mniam! :)


     Zapach ten również jest średnio intensywny, jednakże można wyczuć go w każdym kącie pokoju. Spodobał on się nawet mojemu W., który ogólnie nie przepada za aromatami wosków czy świec. Stwierdził, że zapach ten kojarzy mu się z ciasteczkami jego babci ;)



Season of Peace - Wosk z serii Housewarmer łączący w sobie zapach bergamotki, mięty pieprzowej, patchouli oraz drzewa cedrowego.

     Na sam koniec zostawiłam wosk, który najbardziej przypadł mi do gustu. O dziwo, nie jest on ani odrobinę słodki, chociaż jak już wiecie - głównie takie zapachy preferuję.


     Dla mnie jest to zapach idealnego, mroźnego poranku. Jest to aromat rześki, mroźny, pobudzający. Wyczuwam w nim nutę mięty pieprzowej oraz drzewa cedrowego. Jak dla mnie - jest to idealne połączenie!

     Wosk ten, tak jak i jego poprzednicy, należy do grupy średnio intensywnych, nie duszących. 

*****

Miałyście te woski? Co o nich sądzicie? ;)

Wasza A.

sobota, 15 lutego 2014

Szaleństwo zakupowe - luty '14.

     Minęła dopiero połowa miesiąca, a ja wzbogaciłam się o dość sporą ilość kosmetyków ( i nie tylko :) ). Żeby znowu nie zanudzić Was zbyt długim postem zakupowym, który ukazałby się pod koniec lutego, postanowiłam podzielić go na dwie części.


     W dzisiejszym poście pokażę Wam co nowego udało mi się zakupić w ostatnim czasie, jak wygląda moje zamówienie ze strony E-bay oraz co udało mi się wygrać. Ciekawych - zapraszam na dalszą część postu :)

Zdjęcie zapożyczone ze strony: http://allegro.pl/ShowItem2.php/itemNotFound/?item=3687627895&title=e1-studio-foto-namiot-bezcieniowy-lampy-tla-statyw

     Na początku miesiąca doszedł do mnie mały prezent od mojego W., a mianowicie - namiot bezcieniowy z 2 lampami, statywem. Będzie to dla mnie idealne miejsce do robienia zdjęć - tym bardziej w szaro - burą pogodę :)






     W lutym zawitałam również do Super-pharmu. Skusiłam się na duży szampon marki Garnier oraz nowy tusz do rzęs marki Rimmel, który zdobyłam za... 1 grosz ;)



     W nagrodę za zdanie pierwszego egzaminu - wybrałam się na małe zakupy do Mydlarni Wrocławskiej. Standardowo, skusiłam się na woski - Yankee Candle, Wood Wick oraz Kringle Candle :)



     Dotarło do mnie zamówienie ze strony Ebay. Tym razem zakupiłam maseczkę oczyszczającą Medi-Medi marki Holika Holika. Dodatkowo, dostałam 3 próbki.



     Kiedy zobaczyłam  powyższe smaki herbat Lipton - musiałam je zakupić! Kto nie lubi truskawkowych babeczek czy jagodowych muffinek? ;) Każda z nich kosztowała niewiele ponad 5 zł.




     Udało mi się wygrać w jednym z konkursów na stronie Styl.pl . Nagrodą było 10 kosmetyków, które brały udział w plebiscycie na Stylowy Kosmetyk 2013. Zaskoczyła mnie ilość kremów w paczce, więc zapewne część z nich powędruje do którejś z Was :)



     Wczoraj dotarło do mnie pudełko Pink Joy. Jego zawartość jest częściowo podobna do poprzedniego boxa - głównie z tego powodu, by więcej dziewczyn mogło zapoznać się z rosyjskimi dobrociami :) Jeśli chodzi o mnie - jestem bardzo zadowolona z produktów, jakie tam znalazłam. 

     A w pudełeczku znajdowały się takie kosmetyki jak:
* morelowy peeling do twarzy,
* odżywka do włosów "Pszenica i piwo",
* oczyszczający pianko - żel do twarzy,
* krem - korektor do twarzy,
* próbka nawilżającego kremu do twarzy.

*****

Może któraś z Was skusiła się na pudełko Pink Joy? Co nim sądzicie?

Wasza A.




czwartek, 13 lutego 2014

Zimowy mix zdjęć '14.

     Jako, że jutro są Walentynki i zapewne część z Was spędzi dzień z Ukochanym, z dala od komputera, internetu, blogów, to postanowiłam właśnie dzisiaj opublikować post. A z okazji zbliżającego się weekendu - zamiast standardowej recenzji znajdziecie dziś tu... mix zdjęć, którego już dawno nie było na moim blogu ;)

     W styczniu "zaliczyłam" wizytę u swoich rodziców oraz u rodziny mego lubego. Wyjazdy te różnił tylko tydzień, a różnica w pogodzie była diametralna! 

Pobyt w rodzinnym mieście w drugim tygodniu stycznia...

Zamek / Muzeum Archeologiczno - Historyczne

Ratusz w czapeczce św. Mikołaja ;)

Z daleka - Ratusz.


Most Tolerancji ;)



Pobyt w rodzinnych stronach mojego W. w trzecim tygodniu stycznia ...







A dodatkowo...

... świętowałam Dzień Pizzy ;)

... wieczory spędzałam przy owocowej, gorącej herbatce.

... pocieszałam się 'znakami' z Tymbarka ;)
... piłam kawkę orzechową z jasną pianką w kształcie serduszka.

... objadałam się sałatkami warzywnymi z kurczakiem :)

     A jak Wam minęły ostatnie tygodnie?

Wasza A.