niedziela, 27 kwietnia 2014

Magic Pen Brillance, czyli moje małe rozczarowanie.

     Jakiś czas temu przedstawiałam Wam mój ulubiony korektor marki Maybelline, który prawie codziennie stosuję do zakrycia cieni pod oczami. W międzyczasie zakupiłam inny produkt tego typu - "Magic Pen Brillance" z Lovely.



OPAKOWANIE:

     Korektor znajduje się w plastikowym, pastelowo różowym opakowaniu o pojemności 2 ml. Kosmetyk wyglądem przypomina typowy mazak, który używałam w szkole podstawowej. Za to jego aplikator wygląda jak pędzelek. Brzmi ciekawie, prawda? ;)


KONSYSTENCJA:

     Produkt posiada dość rzadką konsystencję o beżowym zabarwieniu. Z tego co wiem, korektor ten jest dostępny tylko w jednym kolorze. Szkoda, bo moim zdaniem jego kolor jest dość ciemny jak na korektor rozjaśniający.


APLIKACJA:

    Sama aplikacja nie sprawia żadnych problemów. Jednak wydobycie produktu na zewnątrz - już tak. Według producenta wystarczy parę razy obrócić opakowanie kosmetyku - powiedzmy, że jak szminkę ;) Jakie było moje zdziwienie, gdy na początku działanie tego typu nic nie dało. Dopiero po kilkunastu razach na pędzelku pojawił się korektor. I to w zastraszającej ilości! I tak jest za każdym razem...


WYDAJNOŚĆ:

     Określiłabym ją jako kiepską. Korektor marki Lovely używałam może raz na tydzień, a czasami nawet rzadziej. Przyznam, że nie liczyłam ilości dni, kiedy nakładam kosmetyk na swoją twarz. Jednak wątpię by suma była większa niż 30 dni...


DZIAŁANIE:

     Nie polecam tego produktu osobom, które tak jak ja chcą zakryć swoje cienie pod oczami. Niestety, kosmetyk ten nie zdziała nam takich cudów.

     Korektor niby posiada beżowy odcień, ale nie na tyle jasny by móc widocznie rozjaśnić strefę pod oczami. Chyba, że ktoś posiada typowo ciemną karnację. O dziwo, produkt marki Lovely posiada w sobie dość dużą ilość drobinek brokatowych, które są widoczne głównie przy sztucznym świetle.

Po lewej - korektor tuż po aplikacji. Po prawej - korektor 5 minut po aplikacji.

     Po jego zastosowaniu moje cienie niby są delikatnie jaśniejsze, ale nie na tyle bym była zadowolona z efektu. Możliwe, iż dziewczyny o delikatniejszych cieniach pod oczami będą z niego zadowolone ;)


CENA:

ok. 7 - 8 zł


MOJA OCENA:

2,5 / 5


     Jest to produkt tani, aczkolwiek zbyt słabo kryjący jak na moje wymagania. Może gdyby moje cienie były mniej widoczne to w przyszłości skusiłabym się ponownie na jego zakup. Niestety, nie planuję tego, w ogóle. 


A może któraś z Was miała ten korektor? Co o nim myślicie?

Buziaki, Wasza A.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Krótka wycieczka do Polanicy Zdrój, czyli kolejny mix zdjęć.

     Dzisiaj przychodzę do Was z krótką fotorelacją z mojego ostatniego pobytu w Polanicy Zdrój oraz w Złotym Stoku. W planach miałam napisanie recenzji na temat korektora marki Lovely, ale nie potrafię się skupić na czymkolwiek. Jutro czeka mnie 7 - 8 godzinna podróż do Białegostoku. Jestem podekscytowana i bardzo szczęśliwa z tego powodu :) No, ale! Nie o tym jest notka ;)

     Wyjazd do Polanicy Zdrój planowałam mniej więcej od końca marca. Miał to być dla mnie i moich znajomych typowy wyjazd studencki, niektórzy nazywają go 'rajdem'. Tak jakoś wyszło, że pojechałam tam ze swoim W. - jako że jest kierowcą to mogłam liczyć na dodatkową wycieczkę do Złotego Stoku do kopalni złota ;)

     Czy wyjazd uważam za udany? Po części tak. Udało mi się spędzić dużo czasu na łonie natury, odwiedzić wiele ciekawych miejsc, zjeść pyszną kiełbaskę prosto z ogniska... Z drugiej strony, spodziewałam się nieco większej kultury po znajomych z roku. Jak ma się 24 lata to trzeba umieć się zachować, a nie... No, ale - było i minęło :)







Jeden z lepszych mixów alkoholowych - wódka ananasowa ze Spite'm ;) Polecam!

     Na sam koniec naszej wycieczki wybraliśmy się do Złotego Stoku do kopalni złota. Przyznam, że dawno nie spotkałam tak miłych, interesująco opowiadających przewodników.








     Każdej z Was polecam zawitanie do Złotego Stoku - oczywiście, jeśli będziecie w pobliżu ;) Ciekawe miejsce, mnóstwo wesołych przewodników, płukanie złota. Czego chcieć więcej? ;)


A teraz żegnam Was i lecę przygotowywać się do podróży! ;)

Buziaki, Wasza A.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Nowości kosmetyczne - kwiecień 2014.

     Może część z Was będzie zawiedziona, ale w poście tym nie znajdziecie moich zakupów poczynionych z okazji promocji w Rossmannie czy też Drogerii Natura. Stwierdziłam, iż posiadam zbyt dużo kosmetyków kolorowych i kolejna szminka, podkład czy tusz do rzęs nie są mi w ogóle potrzebne. Ćwiczę silną wolę, ot co ;)


    Post ten będzie krótki, zwięzły i na temat. W ostatnim czasie byłam tylko dwa razy na zakupach i wybrałam tylko te rzeczy, które miałam już na wykończeniu. Staram się ograniczać ilość kupowanych kosmetyków i nawet nieźle mi to idzie :)



     Jakiś czas temu wstąpiłam do Drogerii Natura, gdzie w moim koszyczku wylądował żel pod prysznic Palmolive za cenę ok. 6 zł oraz jeden z antyperspirantów Adidas za ok. 8 - 9 zł. Na zdjęciu widoczny jest również olejek z Farmony z serii Tutti Frutti, który zakupiłam w Biedronce za cenę 4 zł ;) Duża część z Was go polecała, więc musiałam wreszcie go zdobyć.

      Na początku kwietnia zakupiłam również krem - żel do mycia twarzy z Be Beauty oraz żel ze świetlikiem lekarskim i herbatą pod oczy marki Flos-lek. Niestety, zapomniałam zrobić im sesję zdjęciową :(



     Na początku kwietnia doszła do mnie paczuszka od pani Żanety, która reprezentuje firmę ŚWIT-Pharma. Miałam możliwość usłyszeć co nieco o owej marce, jak i produktach, jakie posiada w swoim asortymencie, na Spotkaniu Wrocławskich Blogerek. A teraz, dzięki pani Żanecie, mogę również przetestować kolejne kosmetyki ŚWIT-Pharma :)



     Ostatnimi nowościami, które zawitały do mnie, również w pierwszych tygodniach kwietnia, są dwa woski Yankee Candle oraz lekki krem brzozowy marki Sylveco. Powyższy zestaw otrzymałam w ramach współpracy z Mydlarnią Wrocławską. Pani Ania, jedna z współwłaścicielek Mydlarni, jest osobą miłą, uśmiechniętą, która posiada ogromną wiedzę na temat produktów znajdujących się w sklepie :) Aż przyjemnie było zwiedzać Mydlarnię w jej towarzystwie.


     I to by było na tyle. Czy to mało, czy dużo - musicie ocenić już same ;) W tym miesiącu postanowiłam większość pieniędzy wydać na podróże, a nie na kosmetyki. I tak oto w piątek wyruszam do... Białegostoku! ;)


Miłego wtorku!

Wasza A.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Dobre, bo polskie. Część III.

     Na samym początku chciałabym życzyć każdej z Was wesołych, zdrowych i spokojnych Świąt! Smacznego jajka i mokrego dyngusa :)


     Dzisiaj przychodzę do Was z postem z serii "Dobre, bo polskie". Jego tematem przewodnim będą produkty do pielęgnacji twarzy. O większości kosmetyków albo napisałam osobną notkę, albo wspominałam w ulubieńcach danego miesiąca. Jednak nie zaszkodzi napisać o nich raz jeszcze ;)
 


     Pierwszym produktem jest płyn micelarny marki Lirene, którego recenzja ukazała się w zeszłym roku. Kosmetyk ten wywarł na mnie duże wrażenie już przy pierwszym zastosowaniu. Bardzo dobrze usuwał makijaż - nie tylko z twarzy, ale również z oczu. Nie podrażniał skóry, nie wywoływał pieczenia. Czego chcieć więcej? ;) 

     Jego jedyną wadą był fakt, iż pozostawiał na skórze lepką warstwę. Jeżeli jednak ktoś, tak jak ja, po zastosowaniu płynu do demakijażu używa jeszcze żelu - nie powinien mieć z tym problemu :)



     Zapewne większość z Was miała możliwość używania kosmetyków marki Tołpa. Ich produkty są znane - niekiedy lubiane, a niekiedy wręcz odwrotnie. Ja zaliczam się do fanek ich nawilżającego kremu do twarzy z serii Hydrativ. Kosmetyk ten był dla mnie wybawieniem w lutym, kiedy to ogrzewanie spowodowało wysuszenie mojej skóry.

     Krem ten niesamowicie nawilżył moją skórę i złagodził wszelakie podrażnienia, które się na niej znajdywały. Dodatkowo, nie zapychał porów skórnych i nie powodował, by moja twarz świeciła się jak żarówka ;) Jest to polski produkt, który jest wart wypróbowania.



     Toniki marki Ziaja są znane i lubiane. Chyba najbardziej popularnym z nich jest tonik ogórkowy. Z tego co kojarzę - był to mój pierwszy w życiu tonik, do którego powracałam nieraz ;) Kosmetyk dostępny jest w przystępnej cenie i chyba w każdej możliwej drogerii czy też sklepie. 

     Produkt bardzo dobrze odświeża twarz i delikatnie ją nawilża. Nie pozostawia na skórze tłustej warstwy, rzekłabym, że wysycha w mgnieniu oka. Dodatkowo, kosmetyk łagodzi podrażnienia i sprawia, iż skóra staje się mięciutka w dotyku. Prawie jak pupa niemowlęcia ;)



     Jak może pamiętacie - jestem uzależniona od maseczek do twarzy ;) A ta, marki Perfecta, jest jedną z lepszych dostępnych w polskich sklepach. Jej cena jest przystępna, a wydajność - zadowalająca. Jak na saszetkę, oczywiście ;)

     Produkt wyraźnie zmiękcza naskórek i powoduje, że twarz staje się gładka i miękka w dotyku. Oprócz tego, jest ona również delikatnie zmatowiona - przez co idealnie nadaje się do zastosowania przed wykonaniem makijażu. Nie zauważyłam, aby kosmetyk zatykał moje pory skórne, a używałam jej nie raz ;)



     A teraz przedstawię Wam kosmetyk z BingoSpa. Firmy, o której zrobiło się dość głośno w blogosferze i to w negatywnym tego słowa znaczeniu. Lecz nie chciałabym tu i teraz oceniać firmy - ważniejsze jest to, że ich średni peeling błotny jest produktem dobrym pod względem jakościowym.

     Na pewno nie jest to dobry produkt dla osób z cerą wrażliwą, bo może ją podrażnić lub wywołać pieczenie. W moim przypadku - spisywał się doskonale!

     Kosmetyk ten bardzo dobrze oczyszcza i wygładza skórę. Nie straszne mu są zaskórniki czy resztka makijażu, która pozostała po niedokładnym demakijażu. Nie wysusza skóry, ale też jej nie nawilża. Jest to typowy zdzierak :) Jego cena również jest przystępna, a wydajność - zadowalająca. Chyba widać, że polubiłam owy peeling do twarzy :)



A może znacie inne polskie i dobre produkty do pielęgnacji twarzy?

Dobrej nocy, Wasza A.

czwartek, 17 kwietnia 2014

Czyżbym znalazła bazę idealną?

     Już od paru miesięcy szukam swojej idealnej bazy pod podkład. Co wymagam od takiego produktu? By dobrze matował skórę, zamaskował pory skórne, które są u mnie dość widoczne, i by utrwalił makijaż. Jakiś czas temu stosowałam bazę pod makijaż marki Hean. Nie był to zły kosmetyk, ale nie spełnił do końca moich oczekiwań. 

     Z tego też względu byłam bardzo zadowolona, gdy w moje ręce wpadła baza mineralna Jane Iredale. Stosuję ją już od 2,5 miesięca, więc mogę co nieco o niej napisać.




OPAKOWANIE:

     Baza pod makijaż znajduje się w wygodnej tubce o pojemności 50 ml. Na samym jej dole znajduje się wąska nakrętka o złotym zabarwieniu, pod którą ukryty jest aplikator w formie 'dziubka' ;) Dodatkowo, produkt zapakowany był w kartonowe pudełeczko, na którym znajdowała się krótka informacja na jego temat, sposób użycia oraz skład.


KONSYSTENCJA:

     Konsystencja kosmetyku jest średnio gęsta, jakby kremowo - żelowa. Jego zapach jest lekko cytrusowy, delikatnie chemiczny. Na szczęście, nie utrzymuje się on na skórze. Co do koloru bazy - jest ona pastelowo - różowa. Jakby lekko landrynkowa ;)


APLIKACJA:

    Konsystencja produktu sprawia, iż jego aplikacja jest miła i przyjemna. Baza delikatnie sunie po twarzy, szybko się "wchłania" ( wysycha, jak kto woli ;) ).



WYDAJNOŚĆ:

      Jak dla mnie - jest to produkt bardzo wydajny. Używam go mniej więcej trzy, niekiedy cztery razy w tygodniu - głównie na większe wyjścia. W ciągu tych 2 - 3 miesięcy nie zużyłam nawet 1/5 opakowania. Mam nadzieję, że wykorzystam bazę przed końcem terminu jej przydatności :)


DZIAŁANIE:

     Można by rzec, że polubiłam ten kosmetyk już podczas jego pierwszej aplikacji. Baza idealnie rozsmarowuje się na skórze, pozostawiając ją delikatną i gładką w dotyku. Nie pozostawia na twarzy lepkiej warstwy, wręcz przeciwnie! Znika po kilku sekundach od jej aplikacji.

     Baza ta sprawia, że moja skóra jest wygładzona i matowa. Efekt matu nie utrzymuje się przez cały dzień, ale w tym przypadku musi dobrze działać również podkład czy też puder. Dodatkowo, kosmetyk ten bardzo dobrze przygotowuje skórę na nałożenie podkładu. Dobrym przykładem jest tutaj aplikacja podkładu marki Virtual, który bez bazy potrafi niesamowicie smużyć i pozostawiać plamy na twarzy. Po jej zastosowaniu, owy fluid szybko i sprawnie sunie po twarzy. Zero smug, zero plam :)

Po lewej - zaaplikowana baza. Po prawej - rozsmarowana baza.

     Dodatkowo, kosmetyk przedłuża trwałość makijażu. Oczywiście, znowu zauważyłam to podczas stosowania podkładu marki Virtual. Baza idealnie współgra z tym produktem i jakby "poprawia" jego właściwości :)

     Baza nie zapycha porów skórnych, nie wywołuje podrażnień czy też alergii. Podobno kosmetyk ma działanie przeciwstarzeniowe. Cóż, w takie cuda w przypadku tego produktu - nie wierzę ;)


SKŁAD:



CENA:

ok. 200 zł


OCENA:

4,5 / 5


     Baza ta stała się moim kosmetycznym ulubieńcem. Bardzo dobrze wygładza skórę, delikatnie minimalizuje widoczność porów, matuje. Porównując ten produkt z bazą marki Hean - widzę znaczącą różnicę! Są jak niebo a ziemia. Gdyby nie cena tego kosmetyku...


A jaka jest Wasza ulubiona baza pod makijaż?

Miłego dnia, Wasza A.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Wyniki konkursu "Z okazji Dnia Kobiet".

     Jak już zauważyłyście po tytule - w dzisiejszym poście ogłoszę, która z Was wygrała w konkursie organizowanym na moim blogu. Przyznam, że jestem miło zaskoczona ilością zgłoszeń :) Cieszę się, że rozdanie spodobało Wam się na tyle, by się na nie zgłosić.



     Z drugiej strony jest mi trochę przykro i żal, że część z Was zgłosiła się do konkursu - a nie spełniła podstawowych warunków z nim związanych. Dokładnie sprawdziłam czy każda osoba, która zgłosiła się do rozdania, jest moim obserwatorem. Niestety, parę z Was tego nie zrobiło. To samo tyczy się dodawania baneru w panel boczny bloga czy też wklejenie go w osobnym poście. Musi być on dostępny do czasu ogłoszenia wyników konkursu, a nie do dnia jego zakończenia. 

     A teraz przejdźmy do najważniejszego, czyli do przedstawienia wyników konkursu :) Losowanie przeprowadziłam parę godzin wcześniej. I zapewne już od 17 znałybyście je, gdyby nie fakt, iż blogger nie chciał ze mną współpracować i opublikować notki... No, ale - lepiej późno niż wcale :)


Maszyna losująca wybrała numer...



A pod tym numerkiem kryje się...




Kochana, serdecznie gratuluję wygranej! :) :* Już ślę do Ciebie wiadomość.

Jeden konkurs się zakończył, a ja już myślę o kolejnym. Jednak tym razem będzie on miał nieco inną formę... ;) Przekonacie się o tym za jakiś czas!


Miłego wieczoru, Wasza A.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

"Champaca Blossom" kontra "Under the Palms".

     Na samym początku chciałabym przeprosić Was za swoją tak długą nieobecność. Ostatnie 3 dni spędziłam w Polanicy Zdrój, gdzie ( z własnej woli! ) byłam odcięta od internetu. Przyznam, że taka krótka przerwa od bloga, fb i innych stron, dobrze mi zrobiła. I tak oto przybywam do Was z nowym zapasem sił! :) I dla zniecierpliwionych - jutro powinny ukazać się wyniki konkursu z okazji Dnia Kobiet :)

     Dzisiejsza notka zapewne spodoba się fankom wosków YC. Chciałabym opowiedzieć Wam co nieco o dwóch produktach, które jakiś czas temu zagościły w moim domu i kominku :)



Champaca Blossom. Wosk z kwiatowej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: kwiaty magnolii champaca.

     Na początku nieco obawiałam się tego zapachu. Jestem fanką nut owocowych i głównie takie wersje wosków czy też granulek zakupuję. Jednak muszę przyznać, że to właśnie ten produkt z powyższej dwójki bardziej przypadł mi do gustu.


     Wosk ten pachnie jak typowe, kobiece, kwiatowe perfumy. Jego zapach jest intensywny, aczkolwiek nie duszący. Określiłabym go jako zmysłowy, przyciągający uwagę. Jego aromat długo utrzymuje się w powietrzu, co jest jego niewątpliwą zaletą.

     Nie jest to wosk dla osób, które preferują delikatne albo typowo owocowe zapachy. Produkt ten zaś będzie idealny dla dziewczyn, które w perfumeriach typu Douglas czy Sephora czują się jak w raju ;)



Under the palms. Wosk z rześkiej linii zapachowej Yankee Candle z serii Classic. Wyczuwalne aromaty: trawa morska, liście palmowe, kokos.

     Myślałam, że wosk "Under the palms" stanie się moim ulubieńcem. Wiele dziewczyn go pokochało i polecało jego zakup. Niestety, na mnie nie wywarł on zbyt dużego, pozytywnego wrażenia...


     Zapach wosku, który zapakowany jest jeszcze w folię, jest cudowny! Można wyczuć w nim słodki kokos, nutę trawy cytrynowej. Niestety, aromat ten zanika, gdy wkładamy produkt do kominka i go rozpalamy. 

     I nagle jego zapach staje się delikatny, przy mniejszej ilości wosku - wręcz niewyczuwalny. Gdzie ten kokos? Gdzie moje wyobrażenie o drinkach z palemką? Nawet jego zielony kolor mnie do niego nie zachęca...

  
     Moim faworytem został wosk "Champaca Blossom", który kusi kobiety swoim typowo perfumeryjnym zapachem. "Under the palms" zawiódł mnie na całej linii. Szkoda, że jego aromat po rozpaleniu nie jest taki sam jak przed rozpaleniem...


A może macie inne zdanie o powyższych woskach? 

Buziaki, Wasza A.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Walka z maskowaniem cieni pod oczami! Pod lupą - korektor "Affinitone" marki Maybelline.

     Matka Natura obdarzyła mnie, niestety, dość ciemnymi i widocznymi cieniami pod oczami. Nie pomaga wysypianie się, stosowania okładów z rumianku. Taka już moja natura. Dlatego też staram się walczyć z cieniami na inne sposoby. A mianowicie - chowam je przed światem przy pomocy korektorów w płynie. 

     Nie każdy z korektorów radzi sobie dobrze z moimi cieniami. Niektóre kosmetyki jedynie rozświetlają te okolice, a inne delikatnie maskują. I nic więcej. A ja oczekuję od produktów tego typu jak największego krycia...

     Moim małym "wybawieniem" okazał się być korektor w płynie "Affinitone" marki Maybelline. Udało mi się go zakupić na promocji -40 % w Rossmannie w zeszłym roku i mam go aż do dziś :)



OPAKOWANIE:

     Korektor znajduje się w wąskim, plastikowym i drobnym opakowaniu o pojemności 7,5 ml. Posiada wbudowany aplikator w postaci gąbeczki, którym niesamowicie miło aplikuje się kosmetyk na skórę.


KONSYSTENCJA:

     Produkt posiada doś rzadką konsystencję o lekko beżowym zabarwieniu. Warto tutaj wspomnieć, iż mój korektor ma odcień 01 "Nude Beige". Jest to chyba najjaśniejszy kolor z całej gamy.



APLIKACJA:

     Jak już wcześniej wspomniałam - aplikacja tego kosmetyku jest niesamowicie miła i przyjemna. Gąbeczką nakładam korektor w okolice pod oczami i delikatnie wklepuję go w nią palcami. Następnie, utrwalam go odrobiną pudru.


WYDAJNOŚĆ:

     Produkt marki Maybelline używam od listopada zeszłego roku. Przyznam, że nie stosowałam go codziennie. Niekiedy pod moimi oczami nakładałam kosmetyk marki Lovely, który ( niestety! ) nie sprawdził się w ramach maskowania moich cieni pod oczami...

     A wracając do wydajności owego produktu ;) Korektor stosuję od 5 miesięcy, nie codziennie. Jednak wystarczająco często, by móc stwierdzić, iż jest to wydajny kosmetyk ;)




DZIAŁANIE:

     Jak zapewne pamiętacie - korektor ten, jakiś czas temu, był moim ulubieńcem. I to nie bez powodu ;) Uwielbiam go za jego działanie, wydajność i przystępną cenę. 

     Kosmetyk bardzo dobrze kryje cienie pod oczami, jednak nie tworzy przy tym efektu maski. Nie zbiera się w załamaniach skóry, a przede wszystkim -  w żaden sposób jej nie wysusza. Oczywiście, mówię to ja - osoba stosująca codziennie, pod makijaż, krem pod oczy. Nie wiem jakby to wyglądało w przypadku dziewczyn, które nie stosują owego produktu.

     W zależności od efektu, jaki chcemy uzyskać - możemy budować krycie owym korektorem. Jedna, cieniutka warstwa zapewni nam średnie krycie i lekkie rozjaśnienie skóry. Za to większa ilość produktu powinna zakryć nam cienie pod oczami - przynajmniej te dość ciemne ;)


     Powyżej przedstawiłam Wam efekt, jaki daje pod oczami mała ilość korektora "Affinitone". Skóra pod oczami jest lekko rozjaśniona, a pęknięta żyłka - zakryta. Im więcej produktu nałożymy, tym efekt będzie mocniejszy.


CENA:

20 zł


MOJA OCENA:

5 / 5


     Chwilowo korektor marki Maybelline jest moim faworytem wśród produktów tego typu. Oczywiście, mam zamiar testować też inne kosmetyki, które mają na celu zakrycie niedoskonałości znajdujących się na mojej twarzy. Przyznam, że jestem zaintrygowana korektorem "Pro Longwear" firmy MAC. Może któraś z Was go miała i może napisać - jak sprawdza się w okolicach pod oczami?


Życzę miłego dnia, Wasza A. :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Marcowe denko.

     Tak jak obiecałam w piątek - na dzisiaj przygotowałam dla Was post denkowy. Nie bójcie się, od nowego tygodnia powracam do Was z typowymi notkami, tj. z recenzjami kosmetyków ;)



     W marcu postawiłam na wykończenie produktów do pielęgnacji włosów. Miałam ich zbyt dużo i tylko niepotrzebnie zajmowały miejsce na półce kosmetycznej. Żałuję tylko, że zużyłam tak mało produktów z działu "kolorówka". Wydajność takich kosmetyków zawsze zaskakuje mnie na plus, oczywiście ;)



1. Dwufazowa odżywka w spray'u marki Alverde. - Jej recenzja znajduje się tu. / Wymiana na spotkaniu blogerek.

2. Odżywka do włosów "Piwo i pszenica". - Jej recenzję możecie przeczytać tu. / Pudełeczko PinkJoy.

3. Odżywka zwiększająca objętość włosów "Volume" marki Chantal. - Jej recenzja znajduje się w tym poście. / Otrzymane w ramach współpracy z marką Chantal.

4. Szampon zwiększający objętość włosów "Volume" marki Chantal. - Jego recenzja znajduje się w tym poście. / Otrzymane w ramach współpracy z marką Chantal.

5. Szampon przeciwpłuwieżowy z serii Fructis marki Garnier. - Mam co do niego mieszane uczucia. Produkt dobrze oczyszczał skórę głowy i w jakimś stopniu załagodził łupież, który pojawił się podczas stosowania kosmetyku marki Dove. Z drugiej strony, szampon marki Garnier wysuszał nieco moje włosy i sprawiał, że stawały się one nieco szorstkie w dotyku.  / Cena - w promocji ok. 9 zł

6. Szampon wygładzający włosy z Yves Rocher. - Kosmetyk ten spisywał się u mnie dobrze może tylko przez pierwszy tydzień jego użytkowania. Niestety, potem zaczął dość mocno obciążać moje włosy i zwiększać tempo ich przetłuszczania się. Wątpię bym kiedyś skusiła się na tą samą wersję szamponu z YR. / Dołączony jako gratis do zakupów.



7. Krem - żel matujący "Control Shine" marki Nivea. - Kolejny produkt, z którego jestem zadowolona tylko częściowo. Kosmetyk bardzo dobrze matowi skórę i to na dość długi okres czasu. Dodatkowo, był niesamowicie wydajny i bardzo szybko wchłaniał się w skórę. Jednakże zauważyłam, że nieco przesuszał moją twarz. / Cena - ok. 10 zł

8. Mleczko do demakijażu twarzy marki Lirene. - Nie, nie i jeszcze raz nie! Jest to jeden z gorszych produktów do demakijażu, jakie stosowałam w swoim życiu. Mleczko z Lirene kiepsko usuwało makijaż z twarzy, nie wspominając już o makijażu oczu... Dodatkowo, niesamowicie podrażniał oczy, powodował ich pieczenie, ból. Nie polecam jego zakupu... / Cena - w promocji ok. 9 - 10 zł

9. Pianko - żel do mycia twarzy "Teebaum". - Jego recenzja znajduje się tu. / Z pudełeczka PinkJoy.

10. Maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym. - Jej recenzja znajduje się tu. / Otrzymana w ramach współpracy z marką BingoSpa.

11. Ogórkowa maseczka typu peel - off z Beauty Formulas. - Uwielbiam wszelkie maseczki typu peel - off. Jednak co do tej mam małe "ale". Jej usuwanie z twarzy było wręcz bolesne! Kosmetyk bardzo mocno przyklejał się do skóry i wręcz nie chciał z niej schodzić. Omijając to - maseczka dobrze oczyszczała twarz, zmiękczała naskórek. / Cena - ok. 3 - 4 zł



12. Żel pod prysznic "Bali" marki Be Beauty. - Nazwałabym go żelem peelingującym, ponieważ w swojej objętości zawierał dość dużo małych drobinek peelingujących. Kosmetyk miał przyjemny zapach, który długo utrzymywał się na skórze. Dobry produkt za przystępną cenę :) / Cena - ok. 4 - 5 zł

13. Peeling do ciała o zapachu zielonego jabłuszka marki Joanna. - Kosmetyk ten został ulubieńcem ostatniego miesiąca, co już chyba mówi samo za siebie ;) Uwielbiam ten produkt za jego działanie i za cudowny, owocowy zapach, który długo utrzymywał się na skórze. W przyszłości na pewno zakupię inną wersję zapachową owego kosmetyku :) / Cena - ok. 7 zł

14. Peeling z żurawiną marki Joanna. - Nie jest to pierwszy i również nie ostatni mini peeling z Joanny, który zakupiłam. Są tanie, dobrze masują ciało, mają przyjemne zapachy. Jestem na tak! :) / Cena - w promocji 3,50 zł

15. Pianka do golenia w wersji żurawinowej marki Venus. - Jestem zawiedziona z działania owej pianki. Moim zdaniem nie nadaje się ona do golenia nóg. Nie daje tak zwanego "poślizgu", nieco podrażnia skórę, jest niewydajna. / Otrzymana na spotkaniu blogerek.



16. Krem do rąk "Wanilia i indyjskie daktyle" marki Farmona. - Jego recenzja znajduje się tu. / Cena w zestawie z peelingiem i balsamem do ciała - ok. 22 - 23 zł

17. Antyperspirant "Energy Fresh" marki Nivea. - Jestem bardzo zawiedziona owym produktem... Brudził ciało i ubrania na biało, a do tego kiepsko chronił przed potem. Tym bardziej w te cieplejsze dni. / Cena - w promocji ok. 8 zł



18 i 19. Chusteczki zwilżane. - Obydwie wersje bardzo dobrze się u mnie spisywały - do zmywania podkładu z dłoni czy wycierania kurzu ;) / Cena - do 4,50 zł



20. Puder matujący "All Matt" z Catrice. - Jego recenzję znajdziecie tu. / Cena - ok. 15 zł



21. Nazienie kozieradki. - Za miesiąc powinna pojawić się recenzja tego produktu :) / Cena - 2 zł za saszetkę

22. Próbki, próbeczki. - Większość z nich zużyłam do... nawilżania ciała ;) Nie licząc próbki kremu "Go Cranberry" i Białego Jelenia.


*****

Koniec denka i czas wziąć się za odwiedzanie Waszych blogów! ;)


Miałyście któryś z powyższych kosmetyków? Co o nich sądzicie?

Wasza A.

piątek, 4 kwietnia 2014

Marcowe, dość skromne, szaleństwo zakupowe.

     W pierwszy weekend kwietnia "pomęczę" Was postami na temat nowości kosmetycznych, które u mnie zagościły w ostatnim czasie, oraz zdenkowanymi produktami, które udało mi się zużyć. Mam nadzieję, że dzielnie to wytrzymacie ;)


     Już od jakiegoś czasu staram się kupować tylko te kosmetyki, które albo są na wykończeniu, albo wylądowały już w denkowej torebce. I przyznam, że dość dobrze trzymam się tego postanowienia ;) 



     Pierwsze zakupy poczyniłam w Rossmannie już na początku miesiąca. Mój puder z Catrice sięgał dna, więc musiałam znaleźć dla niego godnego zastępcę. Skusiłam się na produkt marki Maybelline ( ok. 16 zł ), a dodatkowo wrzuciłam do koszyczka antyperspirant Nivea ( ok. 8 zł ), szampon z Alterry ( ok. 6 zł ) oraz chusteczki nawilżane z Babydream ( ok. 5 zł ).



     Z okazji Dnia Kobiet skusiłam się na małe zamówienie w sklepie Lady Make Up. Głównym tego powodem był fakt, że w swojej kosmetyczce pozostały mi tylko 2 kremy BB i zero jakiegokolwiek podkładu... I tak oto w moje ręce wpadł kosmetyk "Satin Look" marki Vipera ( ok. 12 zł ), sławny już podkład "Make Up Cover" marki Dermacol ( 15 zł ) oraz pędzelek do cieni firmy La Rosa ( 12 zł ). 



     Przyznam, iż rzadko kiedy kupuję produkty marki Dove. Ich szampony podrażniają moją skórę na głowie, a większość żeli pod prysznic posiada mało wyróżniające się zapachy. I dlaczego nagle zmieniłam zdanie i zakupiłam aż 2 produkty owej marki? Po pierwsze, udało mi się znaleźć je w promocyjnej cenie. Żel kosztował bodajże 8 - 9 zł, a dezodorant 8 zł. A po drugie, urzekły mnie zapachy owych produktów. Jak jeszcze antyperspirant nieraz widziałam na sklepowych półkach, to żel był nowością dla moich oczu. I to cudownie pachnącą nowością ;)



     Jakiś czas temu, na moim profilu na facebook'u, poprosiłam Was byście zaproponowały mi jakąś ciekawą i dobrze spisującą się odżywkę do włosów w spray'u. Wiele z Was poleciło mi kosmetyki Gliss Kur. Nic chyba dziwnego, że to właśnie jedna z tych odżywek ( ok. 10 zł ) wylądowała w moim koszyku podczas zakupów w Hebe ;) Dodatkowo, już z czystej, kobiecej ciekawości, skusiłam się na suchy szampon z Batiste ( ok. 15 zł ) oraz maskę do włosów "Latte" ( ok. 5 zł ).



    A oto i moja wygrana z konkursu organizowanego przez Agę z bloga http://kobiecylajfstajl.blogspot.com/ . Kochana, jeszcze raz dziękuję za wszystkie kosmetyczne dobrocie i za cudowny liścik, który do nich dołączyłaś :* :)



     A na sam koniec zostawiłam pudełeczko PinkJoy, które doszło do mnie na początku tego tygodnia. Stwierdziłam, że nie zrobię osobnej notki na jego temat - już wiele dziewczyn co nieco o nim napisały :) Jeśli chodzi o mnie - mam trochę mieszane uczucia co do zawartości boxa. Żel pod prysznic, jak i dość spora próbka kremu do twarzy ujęły mnie za serducho. Jednak nie wiem co uczynię z eyelinerem z pędzelkiem oraz wysuszaczem. Używam wyłącznie eyelinery w pisaku, a o wysuszaczach po prostu zapominam przy malowaniu paznokci ;) No, ale - zobaczymy.


A jak prezentują się Wasze marcowe nowości?

Miłego weekendu, Wasza A.