niedziela, 30 listopada 2014

"Skromne" zakupy listopadowe.

    Już za 2 godziny ( po opublikowaniu notki - zapewne będzie to z 1,5 godziny ;) ) minie kolejny miesiąc, listopad. Czy tylko ja myślę, że czas mknie nie ubłagalnie? Mam wrażenie jakby jeszcze niedawno było 1 listopada. A to już prawie 1 grudnia...

    W listopadzie raczej nie poszalałam z zakupami. Przynajmniej jeśli chodzi o strefę kosmetyczną ;) Oczywiście, skusiłam się na promocję w Rossmannie, zamówiłam co nieco na E-bay. Miesiąc jak co miesiąc ;)



    Zakupy w ramach promocji "1 + 1" w Rossmannie podzieliłam na dwie raty. A to tylko z tego względu, iż miałam problem ze zdobyciem podkładu Affinitone marki Maybelline w odcieniu nr 14. Poszczęściło mi się w sklepie nieco oddalonym od wszelakich Galerii czy Pasażów. Do pary dobrałam jeden z tuszy do rzęs marki Rimmel ( para za 27,29 zł ), a co. Dodatkowo, w koszyczku wylądował płyn micelarny marki Soraya ( 11,49 zł ) oraz aloesowy tonik firmy Ziaja ( 5,19 zł ). Co do tego pierwszego produktu - jestem bardzo zawiedziona jego wydajnością. Kosmetyk ten mam już na wykończeniu!



    Przy ponownej wizycie w Rossmannie, tym razem w Arkadach, dokupiłam wypatrzony wcześniej róż oraz puder z serii "Skin Match" marki Astor ( para za 37,99 zł ). Jako, że jeden z żeli do golenia miałam już na wykończeniu, to skusiłam się również na piankę do depilacji marki Isana ( ok. 4 zł w promocji ).

     Po peeling do ciała musiałam wybrać się aż do Super - Pharmu ( do którego w ogóle mi nie po drodze ), ponieważ w Rossmannie ( jak dla mnie ) mają ich zbyt mały wybór. Tym razem skusiłam się na kosmetyk marki Joanna z serii Sensual ( ok. 6 - 7 zł ).



    W listopadzie na stronie ebay zamówiłam zestaw trzech maseczek z ekstraktem z ogórka. Paczuszka wyniosła mnie nie całe 13 zł. Oczywiście, nie płaciłam za koszty przesyłki :) Chwilowo użyłam jedną z maseczek i przyznam, że jestem zadowolona z efektu, jaki dała. Po jej zastosowaniu moja skóra była miękka w dotyku oraz dobrze nawilżona.

    W ramach tej serii są dostępne maseczki z m. in. ekstraktem z oliwek, pomidora czy... ziemniaka! ;)



    Na sam koniec ponownie "poszalałam" w Rossmannie ( tak, jestem uzależniona od tego sklepu ;) ). Jedyną moją zachcianką okazały się być patyczki zapachowe w wersji jabłkowej ( 4,99 zł ). Chwilowo czekają na swoją kolej w użytkowaniu, jednak jestem bardzo ciekawa ich zapachu! Z konieczności ( tja, tja ;) ) zakupiłam również szampon do włosów "Volume Sensation" marki Nivea ( 8,49 zł ), odżywkę w spray'u marki Shauma ( 7,99 zł ) oraz płyn do kąpieli o zapachu migdału i kokosu z Apartu( 6,49 zł ).


    I to by było na tyle! W tym miesiącu nie poszalałam na zakupach kosmetycznych. Jednak wiem, że to była cisza przed burzą. Zbliża się grudzień, a w nim m. in. Dzień Darmowej Dostawy ;)


A na co Wy skusiłyście się w ostatnim czasie?


Miłej nocki, Wasza A.

środa, 26 listopada 2014

Akcja tonizacja! Czyli co nieco o toniku oczyszczająco - ściągającym marki Garnier.

  Rzadko kiedy jakiś kosmetyk spodoba mi się na tyle, bym miała chęć kiedyś do niego powrócić. A nawet jak taki "cud" się zdarzy to zazwyczaj i tak kupuję coś nowego, przynajmniej dla mnie ;) Lubię testować produkty mi nieznane - a nuż znajdę jakąś kolejną perełkę?

   W swoim życiu miałam parę toników marki Garnier, głównie z serii Essentials. Przez pewien czas moim ulubieńcem była wersja winogronowa tego kosmetyku. Jednakże jakiś czas temu skusiłam się na ich tonik, ale oczyszczający - z kwasem salicylowym. Niestety, nie zauroczył mnie tak bardzo jak wcześniej wspomniana wersja...


    Kosmetyk znajduje się w niebieskiej, plastikowej buteleczce o pojemności 200 ml. Na jego tylnej stronie znajdziemy wszelakie informacje na jego temat - działanie, sposób użycia oraz skład. Jak będziecie mogły zaraz zauważyć na zdjęciu - na jego drugim miejscu znajduje się alkohol. Jest on wyczuwalny przez mój nos ( tj. jest bardzo duszący ) oraz powoduje niesamowite pieczenie oczu, kiedy stosuję go na policzkach. Z tego też względu byłam zmuszona zamykać oczy podczas tonizacji skóry...



A analizując obietnice producenta z moimi wrażeniami...


1. Częściowo pomaga w likwidacji niedoskonałości. A mianowicie - delikatnie je wysusza. Dzięki temu nieco szybciej znikają z mojej twarzy. Jednakże nie zauważyłam, aby zapobiegał powstawaniu nowych wyprysków czy pryszczy.

2. Matuje skórę. I to dość dobrze. W moim przypadku, twarz nie błyszczy się przez około 3 - 4 godziny. I wspominam tu o sytuacji, gdy siedzę w domu bez makijażu ( tak, tak - gdy się lenię ;) ) i nie robię nic sensownego.

3. Nie zauważyłam, aby kosmetyk zwężał moje pory. Są one takie same jak przed jego zastosowaniem - czyli ( jak dla mnie ) za duże.

4. Nie zauważyłam również, aby produkt usuwał zaskórniki z okolic nosa ( a tam mam ich najwięcej ). A co sobie z nimi da radę? ;)

5. Nie wysusza skóry, o dziwo. Rzekłabym, że wręcz niweluje uczucie ściągnięcia, które powstaje po zastosowaniu żelu do mycia twarzy z tej samej serii.


     Tonik marki Garnier jest tani ( kosztuje około 10 - 12 zł ), aczkolwiek raczej przeciętnie wydajny. Mi wystarczył on na bodajże miesiąc codziennego stosowania. Może powodować szczypanie oczu ( nawet stosowany z dala od oczu, tj. przy brodzie czy na dolnej części policzków ), dlatego nie będzie nadawać się dla osób, które posiadają wrażliwy narząd wzroku.

     Nie oceniłabym go jako zły produkt, ale raczej nie zostanie on moim ulubieńcem. Niby dobrze matuje skórę, nie wysusza jej, delikatnie wysusza niedoskonałości. Jednak z drugiej strony, nie zwęża porów, niesamowicie szczypie w oczy i jest niewydajny. Wolę jego kolegę - tonik z ekstraktem z winogronu :)


A może któraś z Was miała owy produkt? Co o nim sądzicie?


Buziaki, Wasza A.

czwartek, 20 listopada 2014

Under Eye Brightener by Missha.

    Jestem posiadaczką widocznych cieni pod oczami. Obojętnie czy jestem wyspana, czy też nie - "one" zawsze są ze mną. Jedyne co mi pozostało to maskowanie ich za pomocą korektorów. A tych w swoim życiu miałam dość sporo. Jednakże mało który z nich zakrywał je na tyle, bym była zadowolona z efektu.

    Kilka tygodni temu zamówiłam na stronie Ebay korektor pod oczy jednej z azjatyckich marek - Missha. Zapewne część z Was kojarzy ją dzięki kremowi BB "Perfect Cover". Ja po raz pierwszy spotkałam się z produktem owej firmy i ... żałuję, że zrobiłam to tak późno :)


   Kosmetyk znajduje się w niewielkim, plastikowym opakowaniu o wadze 6 g. Jego czarna nakrętka zakończona jest aplikatorem w formie gąbeczki. Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł w przypadku korektorów stosowanych typowo pod oczy.

     Korektor, który posiadam, ma odcień "Light Beige". Z tego co wiem, dostępna jest jego ciemniejsza wersja - "Natural Beige". Jednak moim zdaniem - to właśnie kolor jaśniejszy będzie idealnie sprawdzał się do rozjaśnienia okolicy pod oczami.



    Przejdźmy do najważniejszego, czyli do jego działa. Dzięki temu, iż produkt posiada nieco żółtych tonów to dobrze niweluje fioletowe cienie pod oczami. Może tak zwanych worków nam nie zlikwiduje, ale przynajmniej nie wyglądamy jakby ktoś nam podbił oko ;)

     Korektor nie tylko dobrze kryje cienie pod oczami, ale jest również i trwały. Tym bardziej jak utrwalimy go pudrem. Pozostaje na naszej skórze przez cały dzień. Dodatkowo, nie zbiera się w załamaniach i nie podkreśla zmarszczek ( nawet tych mimicznych ).


     Kosmetyk ten nie wysusza skóry pod oczami i dobrze współgra z kremem pod oczy. Chwilowo stosuję chłodzący żel marki Anatomicals i razem z korektorem działają cuda na mojej skórze :)

     Jego cena również nie jest za wysoka. Sama wydałam na niego około 20 zł. Jednak podkreślam - zamówiłam go na stronie Ebay. Na Allegro lub w innych sklepach internetowych jego cena może być wyższa, niestety.


     Myślę, że dziewczyny z dość widocznymi cieniami pod oczami - będą zadowolone z jego działania. Jednakże nie będzie on odpowiedni do maskowania wszelakich blizn, popękanych naczynek czy też pozostałości po wypryskach. W tym przypadku radziłabym zastosować typowy kamuflaż lub korektor przeznaczony do tego celu :)



A jaki jest Wasz ulubiony korektor pod oczy?


Miłego wieczoru, Wasza A.

poniedziałek, 17 listopada 2014

Mój ukochany zapach - "Heat Rush".

    Wybaczcie, że przez kilka dni było mnie mało na blogu. Miałam dość spore problemy z internetem, a do tego wyjechałam do domu rodzinnego. A tam musiałam pozałatwiać parę spraw związanych z weselem ;)

         Jednak dzisiaj nie chcę szczegółowo opisywać - co ciekawego porabiałam w ostatnim czasie :) Co to, to nie! Dziś przedstawię Wam jeden z moich ulubionych zapachów - "Heat Rush" od Beyonce.


Beyoncé Heat Rush to subtelny, kwiatowo - owocowy zapach. Jest świeży i figlarny, a jednocześnie bardzo zmysłowy.

Nuta głowy


Olśniewający zapach Beyoncé Heat Rush pobudza zmysły marakują, brazylijską wiśnią i czerwoną pomarańczą.

Nuta serca

Serce zapachu odzwierciedla kobiecość Beyoncé. Składa się na nie kwiatowa kombinacja żółtej orchidei tygrysiej, kwiatu mango oraz pomarańczowego hibiskusa.

Nuta bazowa


Miodowa ambra, drzewo tekowe oraz piżmo w bazie przywodzą na myśl brazylijskie plaże i zapach ciała skąpanego w słońcu.***

*** Informacje ze strony Beyonce Perfums .


   Pierwszy flakonik owych perfum zakupiłam sobie na studiach inżynierskich. Przyznam, że był to mój pierwszy zapach z tak zwanej "wyższej półki". Oczywiście, nie jest to może Dior czy Chanel, ale dla studentki kwota około 100 zł to jednak dużo ;) W zeszłym roku, w ramach prezentu świątecznego, otrzymałam kolejną buteleczkę owego kosmetyku.

    Zapach znajduje się w szklanym, ekskluzywnie wyglądającym flakoniku. Na przezroczystej zatyczce znajduje się wygrawerowana litera "B". Od Beyonce ;) Dodatkowo, kosmetyk zapakowany jest w pomarańczowy kartonik, na którego spodzie znajduje się jego skład.



    Perfumy "Heat Rush" posiadają typowo owocowy zapach. Słodki, dość intensywny, kuszący. Mi kojarzą się one z latem, z soczystymi owocami i... gorącą plażą ;) Gdy je używam od razu mam ochotę przenieść się na egzotyczne wyspy i pić drinki z palemką ;)

     Jak dla mnie jest to zapach ciepły i jakby radosny. Przyznam, że nie raz poprawił mi humor w gorsze dni. Otula ciało i z biegiem czasu nieco się zmienia. Na początku pachnie jak koktajl owocowy. Po paru godzinach można w nim wyczuć intrygujące nuty kwiatowe, które są połączone z jakąś cięższą, kuszącą nutą. Czyżby to piżmo?


   Perfumy Beyonce dość długo utrzymują się na skórze. Ja wyczuwam je przez może 2 - 3 godziny, ale inni czują je nawet po 6 - 8 godzinach od aplikacji. Oczywiście, zapach dłużej utrzymuje się, gdy zastosujemy je na ubraniach. 

    Pokochałam ten zapach od pierwszego zastosowania i zapewne za parę lat ponownie po niego sięgnę. Gdy znowu za nim zatęsknię ;) Po wykończeniu tego flakonika skuszę się na inne perfumy. Aby zaspokoić moją ciekawość ;))


A może któraś z Was miała owy zapach? Co o nim sądzicie?


Buziaki, Wasza A.


piątek, 14 listopada 2014

Pomadki idealne na jesień.

    Jakiś czas temu na moim blogu pokazałam Wam lakiery oraz cienie, które ( moim zdaniem! ) idealnie nadają się do stosowania jesienną porą. Dzisiaj przedstawię Wam szminki, które najczęściej stosuję o tej porze roku.


    Ponownie wybrałam tylko 3 produkty - co za dużo, to nie zdrowo ;) Wśród "wybrańców" znalazły się pomadki do ust takich firm jak Bell oraz Joko Cosmetics. Jeden z tych kosmetyków jest tak zwanym tintem - czyli pomadką w płynie, której kolor na długo pozostaje na naszych ustach.

     

    Od lewej strony przedstawiłam pomadkę Glam & Sexy marki Bell, szminkę od Joko Cosmetics oraz tint, również marki Bell.


     A jak prezentują się one na ustach?




    Pierwsza pomadka posiada odcień nr 40 i pochodzi z serii "Glam & Sexy" od marki Bell. Jakiś czas temu, a mianowicie we wrześniu 2013 roku, pojawiła się jej recenzja w poście zbiorowym dotyczącym testu szminek nabłyszczających. Notkę można znaleźć pod tym linkiem ;)

     Kolor owej pomadki, w zależności od ilości nałożonych warstw, albo jest delikatnie różowy jak landrynka albo soczysty jak malinka. Kto co lubi :) Szminka bardzo ładnie nabłyszcza usta i w ogóle ich nie wysusza. Nie zbiera się w załamaniach, jednak jej trwałość określiłabym jako przeciętną. Jeżeli ktoś nie lubi poprawiać makijażu ust co godzinę lub dwie ( a koniecznie chce mieć pomalowane wargi ) to raczej odradzam zakup tego kosmetyku.

     Mimo kiepskiej trwałości - jestem zadowolona z efektu, jaki daje owa szminka na ustach. Jest on nienachalny i na pewno nie tandetny. Słowem "tandeta" określiłabym, co najwyżej, jej opakowanie ;)






     Drugą pomadką, która moim zdaniem idealnie nadaje się do stosowania jesienną porą, jest J62 od Joko Cosmetics. Prezentuje się ona na dłoni, jak i na ustach, tak samo. Jak dla mnie - zawiera ona lekko brzoskwiniowe pigmenty. Jest dobrze kryjąca i dość długo utrzymuje się na ustach. Po około 3 - 4 godzinach potrzebne są małe poprawki ;) Dodatkowo, nie podkreśla suchych skórek, nie zbiera się w załamaniach. 

     Według producenta - kosmetyk w swoim składzie zawiera masło shea. I może coś w tym jest? Kiedy mam na ustach ową szminkę to mam wrażenie, że są one nawilżone i zadbane. Ciekawe czy to tylko moje złudne uczucie... ;)

     




   Ostatnim wyróżnionym przeze mnie produktem jest tint marki Bell w odcieniu nr 1. Uwielbiam czerwienie na ustach - obojętnie jaka jest pora roku. Z tego też względu nie mogło jej zabraknąć w dzisiejszym poście ;)

    Spośród wyróżnionej przeze mnie trójki - to właśnie ten kosmetyk charakteryzuje się największą trwałością. Na początku - efekt przypomina raczej zastosowanie błyszczyka. Po jakimś czasie ( czyli po paru gryzach jedzenia czy paru łykach napoju ;) ) nabłyszczenie znika, ale na ustach nadal pozostaje krwisto czerwony odcień. I utrzymuje się on jeszcze przez parę długich godzin ;) Dla potwierdzenia moich słów - popatrzcie na powyższe zdjęcie. Na moim ręku pozostał ślad owego tintu, kiedy robiłam mini sesję zdjęciową do tego postu. I ślad ten pozostał na mojej skórze do wieczora, gdy zastosowałam mocno zdzierający peeling ;)

     Kosmetyk nie wysusza moich ustach, a tym bardziej nie zbiera się w załamaniach. Nie zauważyłam również, aby podkreślał suche skórki, które znajdowały się na moich ustach. Jedyną jego wadą jest fakt, że znika z ust dość nierównomiernie - zaczynając od środka. Fakt faktem, nie widać tego zbyt bardzo, no ale...



Przedstawiłam Wam moje typy szminek idealnych na jesień. Jednak jestem ciekawa - jakie pomadki najczęściej goszczą u Was na ustach?


Miłej nocki, Wasza A.


sobota, 8 listopada 2014

Uzależnienie prawie każdej dziewczyny, czyli zakupy kosmetyczne ;) Edycja październikowa.

    Jak zapewne wiecie - staram się ograniczać swoje wizyty w różnego rodzaju drogeriach. Mam dużo kosmetyków i nie widzę sensu kupowania nowych, które tylko zalegały by na mojej półce. Jednak we wrześniu oraz w październiku udało mi się zużyć trochę produktów, które nie miały swoich zastępców. I był to dla mnie doskonały pretekst by wybrać się na zakupy - i to nie jedne ;))



    Ponownie zrobiłam małe zamówienie w aptece internetowej DOZ. Oprócz leków do wirtualnego koszyczka "wrzuciłam" kolejną buteleczkę mojego ukochanego szamponu marki Hipp ( ok. 10 zł ) oraz nieznany mi dotąd szampon przeciwpłupieżowy Noell ( ok. 21 zł ). W porównaniu do produktu Nizoral - jego pojemność jest większa, a cena niższa. A jego działanie jest dość porównywalne do jego poprzednika.



    Na początku października wybrałam się również na małe zakupy w Rossmannie. Moim głównym celem był zakup pianki do golenia oraz antyperspirantu. Wiele dziewczyn poleca stosowanie produktów do depilacji przeznaczonych dla mężczyzn. Z tego też względu skusiłam się na żel do skóry wrażliwej marki Isana ( ok. 4 - 5 zł w promocji ). Zakupiłam również antyperspirant Adidas ( ok. 8 zł ), a dodatkiem okazał się być płyn do kąpieli w potężnej butli z Isany ( ok. 4 - 5 zł w promocji ).



   Jestem zdania, że niekiedy nie warto wydawać zbyt dużej ilości pieniędzy na takie produkty jak żele pod prysznic czy balsamy. W drogeriach można dostać dużo tego typu produktów za niską cenę, a ich jakość naprawdę jest dobra. 

   Masła marki The Body Shop kusiły mnie już od dawna. Jednak jak wiecie - ich cena jest wysoka. Nigdy nie pomyślałabym by wydać 65 zł za jeden produkt tego typu! Jednak dzięki dobrej duszyczce ( Dominika :* ) udało mi się zakupić je w o wiele niższej cenie. Wybrałam wariant "Papaya" i zakochałam się w tym zapachu! Chwilowo czeka ono na swoją kolej ( zużywam koszmarne mleczko z Eveline Cosmetics... ). Mam nadzieję, że jego działanie będzie zadowalające ;)



    A oto moje skromne zamówienie na Ebay, czyli puder sypki "Babyface Pore Powder" marki It's Skin. Z tego co kojarzę - jego cena nie była wyższa niż 25 zł. Jednak jego działanie w żaden sposób mnie nie zadowala. Więcej na jego temat poczytacie w osobnej notce :)



    Jeżeli śledzicie mnie na Instagramie to wiecie, że zakupiłam nowość od Garnier, czyli antyperspirant w kremie. Kosztował nieco ponad 10 zł, jednak chwilowo mam co do niego mieszane uczucia... Dodatkowo, w Biedronce, zakupiłam moje ulubione chusteczki nawilżane Dada  ( ok 4 zł ) i, na wypróbowanie, wzięłam dwa jaja do kąpieli ( 1,49 zł / sztuka ).



     Ostatnie zakupy miesiąca poczyniłam ponownie w Rossmannie. Mój żel marki Ziaja jest już prawie na wykończeniu, więc musiałam znaleźć dla niego zastępcę. Do zakupowego koszyczka wrzuciłam dwa produkty marki Isana ( 2,49 zł / sztuka ) oraz, dodatkowo, świece zapachowe "Sweet Muffin" oraz "Winter Time" ( 3,99 zł / sztuka ).


Więcej grzechów zakupowych nie pamiętam ;) 


Miłego dnia, Wasza A.

środa, 5 listopada 2014

Jesienni ulubieńcy kosmetyczni.

   Czas na ulubieńców z przełomu września i października! Wśród nich - prawie same nowości. Przynajmniej dla mnie :) Nie stosowałam ich nigdy wcześniej i w niektórych przypadkach tego żałuję ;) Przy okazji, powróciłam ponownie do jednego z tanich, a dobrych kremów do rąk oraz niezawodnej odżywki do włosów w spray'u. No to zaczynajmy :)


   Na pierwszy ogień pójdzie płyn micelarny 3 w 1 marki Garnier. O tym produkcie jest głośno od wielu miesięcy. Ja skusiłam się na niego dopiero we wrześniu. I... nie żałuję tego! Usuwa makijaż szybko, sprawnie i przede wszystkim - delikatnie. W tej kwestii mogłabym porównać go do kosmetyku tego samego rodzaju marki Bioderma. Jak dla mnie - jest to jego tańszy odpowiednik. Jednakże produkt ten ma małą wadę, a mianowicie - jest niewydajny. Jest początek listopada, a ja mam go w buteleczce może 1/5 początkowej objętości. No cóż, przynajmniej był tani ;)

    Szampon pielęgnacyjny Hipp polecił mi trycholog. Według niego jest to jedyny produkt tego typu, dziecięcy, który dobrze sprawdza się w przypadku osób z delikatną skórą na głowie. I muszę się z tym zgodzić :) Szampon dobrze, aczkolwiek delikatnie oczyszcza skórę na głowie oraz włosy. Przy okazji, nie plącze moich kłaków, ładnie je nabłyszcza i wygładza. Jest również wydajny - wystarczy jego niewielka ilość, by wytworzyć sporą ilość piany. Polecam go - nie tylko osobom z delikatną skórą na głowie :)

     Moim ulubieńcem stała się również jedna z odżywek w spray'u marki Gliss Kur. Tym razem skusiłam się na wersję, która podobno ma dodawać włosom objętości. Oczywiście, nie robi tego w sposób spektakularny ;) Ale jakiś minimalny efekt jest. Bardziej polubiłam ją za to, że ułatwia rozczesywanie włosów, delikatnie je zmiękcza i nabłyszcza. Jej zaletą jest również przystępna cena oraz dobra wydajność. Jestem pewna, że w przyszłości ponownie na nią się skuszę :)

    Ostatnim ulubieńcem z działu "Pielęgnacja" jest krem do rąk z Be Beauty. Bodajże w zeszłym roku zużyłam jego pierwsze opakowanie i bardzo go polubiłam. Kosmetyk bardzo dobrze nawilża i odżywia dłonie. Idealnie sprawdza się w sezonie zimowym, kiedy skóra na naszych dłoniach jest bardziej narażona na działanie czynników atmosferycznych. Dodatkowo, produkt jest bardzo wydajny, posiada przystępną cenę. Jest to najlepszy krem do rąk, jaki można znaleźć w sklepie Biedronka :)



     Pierwszym ulubieńcem z działu "Kolorówka" jest korektor pod oczy marki Holika Holika. Kosztował niewiele - bodajże około 15 zł, może nieco więcej. Na pewno jego cena nie przekroczyła 20 zł ;) Posiada lekko kremową konsystencję, którą dobrze rozprowadza się na skórze. I, co jest dla mnie najważniejsze, skutecznie kryje cienie pod oczami. Oczywiście, wszystko zależy tutaj od ich intensywności. Sama niekiedy mam takie dni, gdy moje cienie są tak ciemne ( np. z powodu choroby czy przemęczenia ), że nawet i ten korektor nie daje sobie z nimi rady. Jednak na co dzień - spisuje się bardzo dobrze. Więcej na jego temat będziecie mogły przeczytać już niedługo - szykuje się osobna notka o nim :)

     Ostatnim ulubionym przeze mnie kosmetykiem jest róż z serii "SilkyTouch Blush" marki Essence. Na zdjęciu powyżej może wydawać się, iż posiada on lekko morelowe nuty. Nic bardziej mylnego! Jest to ładny, różowy róż, który bardzo dobrze ( lecz nie nachalnie! ) podkreśla kości policzkowe. Jego trwałość jest przyzwoita - jak na tak niską cenę. Kosmetyk ten utrzymuje się na skórze mniej więcej przez 6 godzin, a potem zaczyna lekko zanikać. Na szczęście - nie tworzy przy tym plam :)


*****


A może któraś z Was miała powyższe kosmetyki? Jeśli tak to co o nich sądzicie?


Miłego dnia, Wasza A.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Projekt denko - październik 2014.

   Nawet nie wiem kiedy minął mi październik... Większość czasu spędziłam w pracy, a w dni wolne - w rozjazdach rodzinnych. W międzyczasie starałam się nie szaleć na zakupach i zużywać kosmetyki, jakie posiadam w swoim zbiorze ;) Aby nie przedłużać - zapraszam Was na październikowy "Projekt denko"!


1. Peeling pod prysznic o zapachu kwiatu jabłoni i limonki marki Isana. - Jego recenzja znajduje się tu.

2. Pianka do golenia z ekstraktem z melona i grejpftuta marki Venus. - Jak dla mnie jest to typowy przeciętniak. Produkt posiadał przeciętny zapach, był średnio wydajny i nie dawał zbyt dobrego poślizgu podczas depilacji. Mimo jego zastosowania - moja skóra była lekko podrażniona, niekiedy nawet mnie piekła. Nie powrócę już do tej pianki.

3. Żel pod prysznic "Melon Tango" marki Balea. - Kosmetyk posiadał bardzo przyjemny, owocowy zapach, który kojarzył mi się z aromatem gum owocowych ;) Nie wysuszał skóry, dobrze ją mył. Chociaż nie podbił on mojego serca jak jego kolega z serii o zapachu karamboli.


4. Szampon przeciwłupieżowy Farmed. - W ramach mycia włosów użyłam go tylko raz. Jednak jak zobaczyłam, ile kłaków mi po nim wypadło, a te na głowie przypominają siano - odstawiłam go. Zużyłam go do mycia pędzli oraz jako "wytwórca" piany w wannie podczas kąpieli.

5. Leczniczy szampon przeciwpłupieżowy marki Nizoral. - Drogi, niewielki pod względem ilości, aczkolwiek w miarę dobrze działający produkt. Niestety, nie do końca pomógł mi w walce z łupieżem. Szkoda.

6. Szampon pielęgnacyjny marki Hipp. - Jest to kosmetyk, który na pewno znajdzie się w moich ulubieńcach. Skutecznie i zarazem delikatnie oczyszcza skórę na głowie oraz włosy. Nie wysusza, nie plącze kłaczków. Rzekłabym, iż po zastosowaniu tego szamponu moje włosy są gładkie w dotyku oraz błyszczące. Polecam!

7. Szampon Babydream. - Niestety, ale nie polubiłam tego produktu. Niesamowicie plątał i wysuszał moje włosy. Z tego też względu zużyłam go głównie do mycia pędzli. A w tej roli spisał się bardzo dobrze :)


8. Żel do mycia twarzy z serii Aqua Effect do cery mieszanej i tłustej marki Nivea. - Nie jest to moje pierwsze i na pewno nie ostatnie opakowanie owego kosmetyku. Jak dla mnie - jest to jeden z lepszych oraz tańszych żeli do mycia twarzy, które są dostępne w polskich drogeriach. Produkt dobrze oczyszcza skórę, delikatnie ją matuje i w ogóle jej nie wysusza. Jest średnio wydajny, ale wybaczam mu to ;)


9. Antyperspirant "Floral Protect - Orchid & Viola" z Fa. - Wiecie, że często sięgam po produkty owej marki. Dobrze chronią przed potem i nie brudzą ubrań. Dodatkowo, ten kosmetyk posiadał przyjemny, kwiatowy aromat. Tani i dobry produkt :)

10. Krem do rąk i paznokci o zapachu słodkich migdałów marki Laura Conti. - Kolejny przeciętniaczek w październikowym denku. Krem nawilżał skórę, ale krótkotrwale. Po pół godzinie znowu musiałam zaaplikować produkt na dłonie, bo moja skóra była sucha. Jego zapach był nijaki, wydajność przeciętna. Jedyny plus - szybko wchłaniał się w skórę.


11. Glinka Rhassoul. - Jej recenzja znajduje się tu.

12. Czarne mydło. - Jego recenzja znajduje się w tym poście.

13. Maseczka oczyszczająca pory "Magnesium Pack" z serii Medi Medi marki Holika Holika. - Jej recenzja znajduje się tu.

14. Złote płatki pod oczy z kwasem hialuronowym marki Prestige Cosmetics. - Tak, tak - kolejny przeciętny produkt. Płatki trzymałam pod oczami przez około 30 minut. I jedyne co zauważyłam - skóra była delikatnie nawilżona. Nic więcej.


15. Pomadka ochronna do ust z Alterry. - Kosmetyk ten używam jako... odżywkę do rzęs ;) I w tym przypadku - bardzo dobrze się spisuje. Wzmacnia rzęsy, przyspiesza ich wzrost. Mam już kolejne opakowanie owego produktu :)

16. Tusz do rzęs "Sexy Pulp" z Yves Rocher. - A tu znajduje się moja opinia na jego temat.

17. Podkład "Ideal Face" marki Ingrid Cosmetics. - Jego recenzja znajduje się tu.

18. Pomadka do ust "Glam & Sexy" marki Bell. - Jej recenzja znajduje się tu.

19. Puder bambusowy matująco - wygładzający z Marizy. - Jego recenzja znajduje się w tym poście.


20. Chusteczki nawilżane Linteo Baby. - Chusteczki były dobrze nasiąknięte płynem, dzięki czemu bez problemu usuwały podkład z dłoni, pędzla czy też... kurz z szafek ;)

21. Nawilżane chusteczki odświeżające "Fresh Ice" marki Tami. - Idealnie nadawały się w czasie podróży do wycierania rąk. Małe, poręczne, dobrze nawilżone.

22. Próbki, próbeczki. 


*****

     Jak można zauważyć - staram się zużywać jak najwięcej próbek. Mam jedno pudełko nimi wypełnione - nawet nie wiem skąd ja tyle tego mam?! ;) A wiadomo, nie chcę by którekolwiek z nich mi się przeterminowało. Czyżby szykowała się akcja "Zużywanie próbek"? ;)


A jak prezentują się Wasze październikowe zużycia?

 Miłej nocki, A.