niedziela, 30 grudnia 2012

Mini haul Biedronkowy :)

Witajcie Moje Drogie! :)

     I jak idą Wam przygotowania na Sylwestra? Gdzie wybieracie się w tym roku? Czeka Was szalona impreza w gronie znajomych czy może wieczór sam na sam z ukochanym? Ja tegorocznego Sylwestra spędzam z moim lubym w domowym zaciszu :) Tak jakoś wyszło, że mój W. pracuje jutro do godziny 18 i wszelakie wyjazdy w góry czy nad jezioro - odpadają. A szkoda, bo marzył mi się Sylwester w Karpaczu. Może za rok? :)
    Jako, że Sylwestra spędzamy w domu, postanowiliśmy z moim W. wyruszyć nieco szybciej na jedzeniowo - alkoholowe zakupy, aby nie musieć robić je na ostatnią chwilę w poniedziałkowy wieczór. Naszym wybranym sklepem okazała się Biedronka i to głównie z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest dostępność dużej ilości dodatków na wieczór sylwestrowy oraz możliwość kupna kosmetyków Bell. Oczywiście, skorzystałam z obu ofert ;)


     W przypadku kosmetyków Bell - zakupiłam cienie do powiek z serii Fashion & Diamonds o numerze 02 oraz eyeliner ze srebrnym brokatem z serii Glam Night o numerze 03. Pierwszy produkt kosztował mnie nie całe 10 zł, a drugi 5,53 zł - bodajże ;) Oprócz tego, w Biedronce, można również zakupić inne kosmetyki tej firmy - między innymi róże do policzków, pomadki ochronne, tusze do rzęs, pudry czy podkłady. 
   Cienie wypróbowałam już dzisiaj, ponieważ byłam ciekawa jak wyglądają na powiece. Niestety, przeżyłam jedno wielkie rozczarowanie. Produkt ten strasznie osypuje się na policzki, z czego na powiece zostaje go znikoma ilość. Chwilowo stosowałam wyłącznie 3 kolory z powyższej paletki - złoty ( tzw. baza, która znajduje się na środku ), beżowy - ten po lewej stronie i ciemno brązowy, czyli ten na samej górze. Mam nadzieję, że zieleń i fiolet spiszą się lepiej.
      Oprócz tego kupiłam 2 rodzaje silikonowych foremek na lody. Spodobały mi się tak bardzo, że nie mogłam ich nie wziąć ;)


     Foremki zielone mają kształt różnego rodzaju dinozaurów, a intensywnie różowa forma to śmieszne ludziki z różnymi rodzajami minek. Jako, że na Sylwestrową noc szykują się drinki na bazie wódki smakowej z limonką i miętą, to myślę, że kostki lodów o powyższych kształtach będą ładnie wyglądać w różnokolorowych drinkach ;)
     Foremki kosztowały mnie 6 zł za sztukę i można było je znaleźć w różnych kształtach. Z tego co pamiętam były również formy z serduszkami, kwadratami czy kołami. Jednakże mi spodobały się tylko te dwie powyższe :)

     Pozdrawiam i życzę miłych przygotowań do Sylwestra! :)

piątek, 28 grudnia 2012

Zapach City Rush firmy Avon


     Firmę Avon uwielbiam ze względu na ich dużą gamę kosmetyków, które oferują nie tylko kobietom, ale również mężczyznom i dzieciom. Jeszcze kiedy miałam dostęp do katalogu od znajomej konsultantki, zamawiałam stamtąd dość dużo produktów. Głównie były to perfumy, żele pod prysznic czy balsamy. Niestety, znajomość się ulotniła i dostęp do katalogów Avon - również. Teraz, raz na jakiś czas, kuszę się na ich kosmetyki i zamawiam na allegro. Zamawianie na tego typu stronach jest niekiedy tańsze, ale jak wiadomo - trudno jest wybrać idealny dla nas zapach bez wąchania go. Cóż, ja po raz kolejny zaryzykowałam i kupiłam zapach City Rush.


     Perfum znajduje się w szklanym opakowaniu o pojemności 50 ml. Objętość tego typu może wydawać się mała, ale uwierzcie mi - zapach jest bardzo wydajny i starcza na długi okres czasu. Bardzo spodobał mi się jego flakonik - posiada ciekawy design i jest bardzo elegancki. Produkt jest zapakowany w kartonik, dzięki czemu byłam pewna, że dojedzie on do mnie cały i "zdrowy" :)
   Na samym szczycie flakoniku znajduje się atomizer. Nie zacina się i wydobywa z opakowania wystarczającą ilość perfum. 


       Jeśli chodzi o zapach - średnio przypadł mi do gustu. Jest dość ciężki, orientalny i nadaje się głównie na wieczorne wyjścia. Ja preferuję bardziej zapachy świeże, słodkie, kwiatowo - owocowe. 
     Jednakże jeśli któraś z Was byłaby zainteresowana zapachem, to poniżej znajdziecie nuty zapachowe wchodzące w skład City Rush :)

NUTY GŁOWY: bergamotka, śliwka, zielony bluszcz.
NUTY SERCA: czarna dalia, róża, orchidea waniliowa.
NUTY BAZY: delikatne drewno, kwiat paczuli, piżmo.


     Dość dużym plusem tego zapachu jest jego trwałość. Najbardziej zdziwiło mnie to, że jest on nawet wyczuwalny po prysznicu i umyciu głowy! I wtedy ten zapach nawet mi się podoba ;)
      Jego zakup wyniósł mnie ok. 60 zł - w skład tej ceny wchodzi cena zapachu oraz koszt przesyłki. Jeżeli macie dostęp do katalogu Avon, to zapewne znajdziecie tą perfum nawet w niższej cenie :)

      A jakie jest Wasze zdanie o kosmetykach Avon? :)

      Pozdrawiam! :)

czwartek, 27 grudnia 2012

Emulsja do higieny intymnej Intimea


Witajcie Moje Drogie! :)    

     I jak minęły Wam Święta? Jesteście zadowolone z ich przebiegu czy może coś przebiegło inaczej niż byście chciały?
     Mi Święta minęły w dość spokojnej atmosferze. Jeśli oczywiście można mówić o spokojnych Świętach, gdy po mieszkaniu biega mnóstwo dzieci :)
     Temat mojego postu będzie mało świąteczny, ale czas na kolejną recenzję kosmetyczną. Czas na dokładne przyjrzenie się emulsji do higieny intymnej Intimea, którą można znaleźć w każdej możliwej Biedronce. Czy produkt typowo dyskontowy nie zaszkodzi kobiecym wrażliwym miejscom? A może sprawdzi się wręcz doskonale?


      Emulsja zamknięta jest w zgrabnym, białym opakowaniu o pojemności 300 ml. Buteleczka jest bardzo estetycznie wykonana. a na jej tylnej części znajdziemy informacje o działaniu, sposobu użycia jak i składu kosmetyku.
     Emulsja ma delikatną, białą konsystencję o przyjemnym zapachu. Zapach utrzymuje się, nawet jak produkt stoi na półce i jest nie używany przez miesiąc. Gorzej z jego konsystencją, która po kilku tygodniach zaczyna się robić wręcz glutowata i nieprzyjemna w dotyku.
     Produkt otwiera się za pomocą otwarcia typu "klik", które posiada wyprofilowane miejsce na palec. Ułatwia nam to jego codzienną aplikację, co jest dużym plusem.
     Kosmetyk zawiera w sobie kwas mlekowy, ekstrakt z rumianku oraz alantoinę, które powinny chronić nas przed różnymi podrażnieniami, infekcjami, utrzymywać odpowiedni poziom pH oraz wzmacniać naszą naturalną barierę ochronną. Tutaj mogę zgodzić się z producentem. Produkt nie uczulił mnie w żaden sposób oraz nie odczuwałam żadnych nieprzyjemnych dolegliwości w miejscach intymnych.
     Emulsja jest bardzo wydajna, może nawet zbyt bardzo. Jak już wcześniej wspomniałam, po pewnym czasie zmienia swoją konsystencję i zaprzestaję jej używać. I tak oto kolejny kosmetyk trafia do śmieci.
     Kosmetyk kosztował mnie bodajże niecałe 4 zł i jest to cena niska jak na produkt tego rodzaju.



     Po raz kolejny przekonałam się, że produkt dyskontowy jest nie tylko tani, ale również sprawdza się to, co obiecuje nam producent.
     A jak jest w Waszym przypadku? Kupujecie produkty typowo dyskontowe? Jakie macie o nich zdanie?
 
      Pozdrawiam! :)


wtorek, 25 grudnia 2012

Przedświąteczny haul zakupowy :)


     Witajcie Moje Kochane!

     I jak minęła Wam Wigilia? Co pysznego pojawiło się na Waszym stole? I oczywiste pytanie - co ciekawego dostałyście pod choinkę? :)
     Jak dla mnie - Święta mijają za szybko. Jeszcze wczoraj siedziałam przy wigilijnym stole, a dziś kończy się pierwszy dzień Świąt. Na stole dalej goszczą pyszności - cały czas kusi mnie ciasto "krówka" i maminy bigos :)
     A ja przyszłam do Was z trochę mało świątecznym postem :) Jako, że już od jakiegoś czasu miałam kupione prezenty dla swojej rodziny i narzeczonego, czas było kupić coś dla siebie. I tak oto wybrałam się na kosmetyczne zakupy i wyszłam ze sklepu z pełną torbą różności :)


     Część z tych rzeczy jest mi zupełnie niepotrzebna, ale gdy tylko je powąchałam bądź zobaczyłam promocję - nie mogłam się im oprzeć i wrzucałam je do zakupowego koszyka. Chyba potrzebny jest mi jakiś odwyk, bo niedługo zabraknie mi miejsca na własne, studenckie rzeczy :)


     Dwa powyższe szampony zakupiłam w Biedronce, ponieważ trafiłam na ich promocję. Szampon wzmacniający Garnier Fructis kosztował mnie niecałe 9 zł za pojemność 400 ml, a Garnier Ultra Doux z drożdżami piwnymi i owocem granatu - 5,39 zł. Jako, że dość szybko zużywam szampony, te na pewno mi się nie zmarnują :)


     Tak jakoś się złożyło, że przed przyjazdem do mojego rodzinnego domu, skończył mi się mój balsam nawilżający o zapachu kiwi z Joanny. I musiałam znaleźć dla niego godnego zastępcę :) Wybrałam dwa balsamy do ciała - jeden z nich jest to kosmetyk rozświetlająco - nawilżający firmy Soraya, a drugi truflowo - migdałowy z serii Sweet Secret firmy Farmona. Na balsam z Farmony czaiłam się już od pewnego czasu, ponieważ uwielbiam ich kosmetyki z serii Tutti Frutti. Kosmetyk Soraya kupiłam w ramach zapasu :) Różowe cudeńko kosztowało mnie ok. 11-12 zł, a migdałowy balsam - 10 zł.


     Czas na peelingi do ciała! Obydwa z nich są produktami firmy Farmona - pierwszy jest z serii Sweet Secret i pachnie słodkim cappucino oraz tiramisu. Drugi z nich to peeling do ciała z liczi i rambutanem z serii Tutti Frutti. Posiadam jeszcze jeden kosmetyk tego typu o zapachu kiwi i karamboli - nie jest to typowy peeling, bardziej sprawdza się jako żel pod prysznic :) Ceny obydwu kosmetyków wynosiły ok. 10 zł.


     Kolejnymi kosmetykami, które zagościły u mnie w ostatnim czasie są - żel pod prysznic o zapachu Pearl Garden z C-thru oraz chusteczki do higieny intymnej z AA. Pierwszy z nich zakupiłam, ponieważ byłam ciekawa czy żel pod prysznic może tak samo pachnieć jak woda toaletowa o tym samym zapachu. A chusteczki AA będą idealne w czasie wszelakich podróży :)


     Czas na ostatnie produkty, które kupiłam w przedświątecznym szale. Krem do rąk firmy Kamill kupiłam z prostego powodu - jestem uzależniona od kremów do rąk. Moja skóra bardzo źle znosi chlorowaną wodę, która płynie w wodociągach w moim mieście. Dlatego też muszę bardzo często nawilżać moje dłonie, co skutkuje dużym zużyciem kremów do rąk. Ten kosmetyk kosztował mnie ok. 5 - 6 zł. Eyeliner w pisaku jest produktem pochodzącym z tzw. "Chińczyka". Używam go nie po raz pierwszy i mogę spokojnie stwierdzić, że sprawdza się on doskonale! Kosztuje mało, bo tylko 6 zł

     Zakupy były udane i ich łowy umilają mi pobyt w rodzinnym domu. Nawet moje siostrzenice ciągle koło nich węszą, by je móc wypróbować :)

     A ja życzę Wam Wesołych Świąt! I zmykam na spotkanie rodzinne :)

sobota, 22 grudnia 2012

Ciasteczka babuni :)



     Witajcie Moi Drodzy! :) 

     I jak mijają Wam przygotowania do Świąt? Mi udało się wczoraj dotrzeć do rodzinnego domu i przy okazji załapałam się na rodzinne gotowanie oraz pieczenie. Jako, że Wigilię spędzam z rodzicami, z siostrą, z jej mężem i dziećmi, trzeba było jedzenie zacząć szykować trochę wcześniej. Jednym z rodzajów słodkości, które zagoszczą na naszym świątecznym stole, są tzw. "Ciasteczka babuni", czyli wyciskane ciasteczka :) Przepis jest bardzo prosty, więc myślę, że każdy z nas będzie wstanie upichcić takie ciasteczka :)

Składniki:

* 45 dag mąki,
* 25 dag masła,
* 25 dag cukru,
* 1 opakowanie cukru waniliowego,
* 1 jajo,
* 130 gram suchego maku.

Przygotowanie:

1. Na sam początek ucieramy masło wraz z cukrem i cukrem waniliowym.
2. Następnie dodajemy jajko, mąkę, mak. Całość mieszamy.
3. Gotowe ciasto przepuszczamy przez maszynkę do ciastek. Jeżeli jej nie posiadacie to wystarczy na zwyczajną maszynkę do mięsa nałożyć nakładkę do ciastek - efekt będzie taki sam :)
4. Formujemy jakie chcemy ciasteczka i wstawiamy je do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy przez około 25 minut.



Po wystygnięciu możemy wcinać ciasteczka do woli! :) Jeśli chcecie to zamiast maku możecie dodać inne pyszności, np. wiórki kokosowe czy migdały. Na co tylko macie ochotę :)

Życzę przyjemnych przygotowań do Świąt. Byście nie namęczyły się za bardzo ;) Pozdrawiam! :)

środa, 19 grudnia 2012

Lakier do paznokci z serii Classics firmy Golden Rose


     Jeszcze jakiś czas temu firmę Golden Rose znałam wyłącznie z opowieści koleżanek, bądź przeczytanych opinii w internecie. Stoisko kosmetyczne owej firmy widziałam tylko w jednej Galerii, do której nawet nie było mi po drodze. Jednak stwierdziłam, że czas to zmienić i wypróbować jakikolwiek kosmetyk GR. Oczywiście - padło na lakiery, ponieważ to one były najczęściej komentowane przez blogerki czy użytkowniczki różnych portali :)
     Jednym z lakierów, które wtedy zakupiłam, był lakier do paznokci z serii Classics w kolorze nr 127. Nie jest to odcień jaki początkowo poszukiwałam. Marzył mi się delikatny brzoskwiniowy kolor, bez żadnych dodatków. Lakier firmy GR może i ma odcień brzoskwini, ale posiada również złotą poświatę. Jednakże nie skreśliłam go i dałam mu szansę :)
     Lakier znajduje się 5 ml buteleczce. Jest mała i zgrabna, przez co idealnie nadaje się do wszelakich podróży. Pędzelek jest cienki - idealnie nadaje się do wąskich paznokci, których jestem posiadaczką.


     Aby idealnie pokryć płytkę paznokcia należy użyć lakier 2 - 3 krotnie. Kolor, który posiadam, jest dość prześwitujący i zazwyczaj muszę go stosować 3 razy nim zobaczę zadowalający efekt na paznokciach. Nieco zszokowała mnie jego trwałość - lakier ściera się na paznokciach już po 1 dniu, ale nie odpryskuje nawet po 4, 5. Jestem tym nieco zdziwiona, bo większość kosmetyków tego typu jak się szybko ściera, to i szybko odpryskuje. 
     Lubię lakiery, które są dość trwałe na paznokciach. Jednakże nie znoszę tych, które trudno się zmywa. Niestety, ta druga sytuacja tyczy się powyższego lakieru. Po nałożeniu trzech warstw produktu na paznokcie mam dość duży problem z jego zmyciem. Sam ten fakt sprawia, iż używam go bardzo rzadko. Nie lubię męczyć się przy malowaniu jak i zmazywaniu lakieru.


     Lakier kosztował mnie około 3 złotych, więc myślę, że jest to przystępna cena jak za dość średnią jakość. Posiadam inne kosmetyki tego typu firmy Golden Rose i mam o nich lepsze zdanie. Czyżby jedna seria im się nie udała?

     Pozdrawiam! :))

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nawilżający balsam do ciała o zapachu kiwi firmy Joanna


     Od jakiegoś czasu jestem uzależniona od produktów do pielęgnacji ciała o egzotycznych zapachach. Miałam mus do ciała o zapachu mango - brzoskwinia, peeling pod prysznic kiwi - karambola. Teraz przyszedł czas na kolejny kosmetyk o zapachu kiwi, czyli na balsam do ciała firmy Joanna.
      Balsam znajduje się w tubce o delikatnym, zielonym kolorze i wadze 200 g. Na dzień dzisiejszy żałuję, że nie jest to większe opakowanie, ponieważ kosmetyk ma boski zapach i bardzo dobre działanie. Ale o tym - za chwilę :) Opakowanie jest poręczne i z łatwością wydobywa się z niego produkt. Mam zamiar zużyć go do samego końca, więc zapewne za jakiś czas będę zmuszona przeciąć tubkę, by móc wyjąć resztki balsamu :)
      Na tylnej części opakowania znajdziemy "kilka słów" od producenta o wybranym przez nas kosmetyku. Może między innymi się dowiedzieć, że dzięki stosowaniu balsamu, nasza skóra będzie nawilżona i bardziej elastyczna, gładsza i milsza w dotyku oraz przyjemnie pachnąca. A jak jest naprawdę?


       Pierwsze co urzekło mnie w tym kosmetyku - to jego obłędny zapach! Nie jest on ani odrobinę sztuczny! Pachnie jak mus, który można znaleźć w jogurtach pewnej znanej nam firmy. Aż ma się ochotę  go skosztować ;) Balsam ma delikatną, jasnozieloną konsystencję, którą z łatwością rozprowadza się po ciele. Zaskoczył mnie czas wchłaniania się kosmetyku, ponieważ jest on bardzo krótki! Z tego też względu można go używać również na dzień i nie martwić się, że ciuchy będą przyklejać się do naszego ciała :)
        Co do efektu nawilżenia i gładkości skóry - muszę zgodzić się z producentem. Balsam zapewnia długotrwałe nawilżenie, co dla mnie jest bardzo dużym plusem. Moja skóra ma tendencję do przesuszania się ( ach, ta miejska woda bogata w chlor! ), dlatego muszę stosować kosmetyki, które dadzą mi jak najszybsze i najlepsze nawilżenie. Balsamowi do ciała z Joanny - udało się to :)
          

       Warto również wspomnieć, że zapach kosmetyku utrzymuje się na ciele przez bardzo długi czas. A aromat kiwi unosi się wokół nas przez całą noc :)
         Balsam kupiłam w Drogerii Jaśmin za 7,50 zł. Myślę, że jest to przystępna cena - jak na działanie produktu.

        Stosowałyście kiedyś balsamy z tej serii? A może polecacie inne kosmetyki tego typu? :) Pozdrawiam!

sobota, 15 grudnia 2012

Błyszczyk do ust High Shine firmy Manhattan


     Jak może pamiętacie, pod koniec listopada w sklepach Rossmann była promocja na wszystkie kosmetyki kolorowe - 40 %. Na początku omijałam te sklepy szerokim łukiem - posiadam w swojej "kolekcji" dużo tego rodzaju kosmetyków a wiedziałam, że jak wejdę do Rossmanna to na pewno coś sobie kupię. Jednakże skusiłam się, a wymówką były moje urodziny ;) Tak więc wyniosłam ze sklepu parę lakierów do paznokci, tusz, podkład, szminkę i błyszczyk High Shine firmy Manhattan.
       Błyszczyk zauroczył mnie swoim kolorem - ma delikatny, koralowy odcień. Niestety na zdjęciach trudno jest uchwycić jego prawdziwy kolor. Jego opakowanie jest wąskie i dość małe, i o nie znanej mi pojemności. O dziwo, nie ma jej napisanej ani na opakowaniu, ani na stronie głównej firmy. Nieco mnie to zdziwiło.
        Kosmetyk nakłada się na usta za pomocą aplikatora z gąbeczką, która ma dość płaski kształt. Pierwszy raz spotkałam się z tego typu gąbeczką, więc na początku miałam mały problem z nabraniem wystarczającej ilości błyszczyku na usta. Ale po kilku użyciach - nauczyłam się i tego :)


       Przy nakładaniu błyszczyka na usta trzeba uważać, by nie nabrać go za dużo. Jeżeli jednak to zrobimy to musimy liczyć się, że kosmetyk będzie zbierał się w każdym załamaniu ust, co wygląda dość sztucznie i nieestetycznie. Błyszczyk dość długo utrzymuje się na ustach, ale mimo to zawsze trzymam go w torebce by móc w razie czego poprawić makijaż. Jest jedna rzecz, która martwi mnie w owym produkcie - to jego wydajność. A może - jej brak. Kosmetyk jest nie wydajny i bardzo szybko się go zużywa. Mam go w swojej kosmetyczce od około 3 tygodni, a zużyłam już połowę opakowania choć nie stosuję go codziennie. Szkoda, ponieważ ma śliczny kolor.


      W cenie promocyjnej kosztował mnie ok. 10 zł. Jego standardowa cena to około 15 - 17 złoty, zależy w jakiej drogerii macie zamiar go kupić.
       Podsumowując, jestem zadowolona z błyszczyku High Shine firmy Manhattan. Ma bardzo ładny kolor, optycznie powiększa usta i jest w miarę trwały. Jedynym jego minusem jest wydajność, jednakże nie zniechęca mnie to do kupna innych produktów tej firmy :)

      A jak jest w Waszym przypadku? Jaki jest Wasz ulubiony kosmetyk do ust? 
      Pozdrawiam serdecznie! :))

czwartek, 13 grudnia 2012

Krem odżywczy do szorstkich dłoni firmy Joanna


     Mimo że kalendarzowa zima zaczyna się dopiero w przyszłym tygodniu, to pod względem pogodowym zawitała do nas nieco szybciej. Minusowe temperatury, mroźny wiatr, śnieg - to wszystko koszmarnie wpływa na kondycję mojej skóry twarzy i dłoni. Dlatego też wśród moich kosmetyków dominują te produkty, które dbają o ich pielęgnacje.
      Jednym z tych kosmetyków jest krem odżywczy firmy Joanna, który udało mi się zdobyć w jednym ze sklepów Społem w moim rodzinnym mieście.


     Krem do rąk znajduje się w ładnym, ozdobionym w żywe kolory opakowaniu o wadze 100 g. Na jego tylnej części możemy znaleźć informację od producenta na temat działania produktu jak i jego składu. 


     Kosmetyk ma bardzo poręczną tubeczkę, dzięki której łatwiej jest wydobyć krem. Opakowanie stawia się otworem ku dołowi, które posiada wyprofilowanie na palec. 
     Konsystencja kremu jest delikatna i ma biały kolor. Jego zapach jest wręcz upajający! Niby słodki, lecz na pewno nie duszący. Aż umila mi codzienną pielęgnację dłoni :)

      
       Jednakże najbardziej co spodobało mi się w tym kosmetyku to jego działanie. Krem bardzo szybko wchłania się w skórę, tworząc delikatną warstewkę na jej powierzchni. Lecz nie jest to tłusta, nieprzyjemna warstwa, która brudzi nam ubrania bądź wszystkie inne rzeczy, które dotkniemy rękoma. To właśnie dzięki niej nasza skóra pozostaje nawilżona i gładka na długi, długi czas :) Oprócz tego krem łagodzi wszelakie podrażnienia, które pojawiły nam się na skórze. 


     Bardzo lubię stosować ten krem, ponieważ dzięki niemu moje dłonie są delikatne w dotyku i bardzo dobrze nawilżone. W okresie zimowym moja skóra bardzo gwałtownie reagowała na wszelakie zmiany temperatur i mroźny wiatr. Moje ręce były przesuszone i bardzo często pojawiały się na nich krwawe pęknięcia. Teraz nie muszę się tym martwić, ponieważ powyższy kosmetyk bardzo dobrze o nie dba i je pielęgnuje. Mogłabym rzec, że stanowi małą konkurencję dla kremu z Garniera ;)
     Cena kosmetyku również była przystępna. Udało mi się go kupić za niecałe 3 złote, co jest ceną śmiesznie niską jak na jego jakość i skuteczne działanie.

       A jak Wy dbacie zimową porą o swoje dłonie? Jaki jesz Wasz ulubiony krem do rąk? :)

       Pozdrawiam! :))

wtorek, 11 grudnia 2012

Grudniowy haul kosmetyczny :)


     Już dawno temu stwierdziłam, że nie mogę sama wchodzić do jakichkolwiek drogerii kosmetycznych. Za każdym razem jak do jakiejś wejdę - to coś kupię dla siebie. Tym razem moją "wymówką" była chęć kupienia paru rzeczy dla mojej siostry. Oczywiście w moim koszyku znalazło się kilka innych, dodatkowych kosmetyków ;)


     Do mojego koszyka trafiło między innymi - żel pod prysznic z limitowanej edycji o zapachu żurawiny i białej herbaty firmy Isana, dezodorant w spray'u Mystic Moments firmy Fa oraz glicerynowy krem do rąk o zapachu melona firmy Cztery Pory Roku. Żel kupiłam z dwóch powodów. Po pierwsze - jest z edycji limitowanej i bałam się, że za jakiś czas będę miała duże problemy z jego kupnem. Po drugie - ma śliczny zapach, aż żal byłoby go nie kupić :) Dezodorant i krem do rąk znalazły się w moim koszyku, bo ich poprzednicy są już na wykończeniu.


     Od pewnego czasu jestem maniaczką wszelakich maseczek do twarzy. Zakupy w drogerii bez kupna jednej z nich to nie zakupy ;) Tym razem wybrałam maseczkę wygładzającą z Perfecty, maskę oczyszczającą z glinką szarą firmy Ziaja oraz maseczkę napinającą z koenzymem Q 10 i witaminę E firmy Rival de Loop. Jest to mój "pierwszy raz" z maseczkami tych firm, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę :)


     Czas na ostatnią część zakupów, czyli tzw. kolorówka. Z powyższego zbioru do mojego własnego użytku będzie przeznaczona tylko konturówka do oczu z Lovely. Zestaw czterech cieni z Wibo, wiśniowy Carmex i aplikatory do cieni to mały dodatek do prezentu dla mojej starszej siostry. Jako, że moja siostra bardzo rzadko się maluje, wybrałam dla niej kosmetyki, które delikatnie podkreślą jej urodę. Pozostała część prezentu dla niej dopiero będzie zakupiona na dniach :)

     A jak wyglądają Wasze poszukiwania prezentów dla najbliższych? Też macie "zwyczaj" kupowania dodatkowo czegoś dla siebie? ;) Pozdrawiam!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Co znajduje się w mojej torebce? :)


     Recenzje - recenzjami, czas na zmianę nieco tematyki postów :) Na pierwszy rzut pójdzie przegląd mojej torebki, która jest jak studnia bez dna. Pierwszy raz, od miesiąca, wypróżniłam ją całą i mogłam zobaczyć ile paragonów w niej uzbierałam ;) Nie bójcie się - ich na zdjęciu nie umieszczę :)


     Jedne z najważniejszych rzeczy znajdujących się w mojej torebce to kosmetyki. Zawsze mam przy sobie jakieś pomadki / błyszczyki do ust oraz niezawodny krem do rąk. Chwilowo w mojej torebce można znaleźć błyszczyk do ust MIYO, pomadkę błyszczykową Lovely oraz krem do rąk i paznokci firmy Anida. Dwa pierwsze kosmetyki noszę z dość banalnego powodu - uwielbiam mieć na ustach jakąkolwiek pomadkę, która ładnie je podkreśla. Krem do rąk to rzecz, bez której nie ruszam się z domu. Mam duże problemy z suchą skórą, więc smaruję się nim w każdym nagłym wypadku.


     Kolejne dwie rzeczy, bez których żadna z nas nie wychodzi z domu, to klucze i portfel z wszystkimi możliwymi dokumentami, kartami rabatowymi czy zdjęciem mojego W. Kiedyś dość często wyjmowałam klucze z torebki i kładłam je na stole. Jednakże mam sklerozę i często zapominałam brać je z powrotem, gdy wychodziłam z domu. Problem z dostaniem się do mieszkania - gwarantowany :)


     Czas na przedmioty - niezbędniki dla każdego studenta, czyli kilka długopisów i pendrive. Tak, tak - ta zielona świnka to pendrive o pojemności 4 GB ;) Kilka miesięcy temu była na promocji w Biedronce ( za 40 zł ) i nie mogłam jej nie kupić :)


     Grzebień, chusteczki higieniczne i gumy Orbit to kolejne przedmioty zagubione w mojej torebce. Grzebień noszę głównie z tego powodu, iż mam bardzo "niesforne" włosy, które pod wpływem warunków atmosferycznych zaczynają się puszyć i delikatnie kręcić. Chusteczki i gumy to moje "must have" - chyba wiadomo z jakich powodów :)


     Ostatnimi "gośćmi" mojej torebki są różnego rodzaju leki czy witaminki. Na zdjęciu możecie zauważyć Cerutin - witaminki na przeziębienie, Ibum - tabletki przeciwbólowe oraz Urosept - ziołowe tabletki na zapalenie pęcherza. Niestety, te ostatnie tabletki muszę brać dość często ostatnimi czasy :( Choróbsko męczy mnie niemiłosiernie i nie chce przejść.

     To chyba tyle, jeśli chodzi o rzeczy znajdujące się w mej torebce :) A jak wygląda wnętrze Waszych torebek? Pozdrawiam :)

sobota, 8 grudnia 2012

Puder sypki firmy Bourjois


     Jakiś czas temu na jednym z portali został ogłoszony konkurs, w którym do wygrania był puder sypki firmy Bourjois. Puder ten miało otrzymać 50 dziewczyn, które najciekawiej dokończą zdanie " Puder sypki to dla mnie... ". Oczywiście - wzięłam udział w konkursie. Bo czemu nie? Wątpiłam w to, że uda mi się go dostać, bo wiem jak dużo dziewczyn bierze udział w tego rodzaju konkursach. Nawet nie wiecie jakie było moje zdziwienie, gdy znalazłam się w gronie 50 dziewczyn, które otrzymają powyższy puder do testów.
      Jeśli chodzi o moje wcześniejsze doświadczenia z jakimikolwiek pudrami - są one dość marne. Pudry kamieniu stosowałam tylko w liceum. Na studiach używałam już tylko korektora i podkładu, ponieważ często nie miałam czasu nakładać kolejnej "warstwy" kosmetyku na twarz. Jednakże moje nawyki kosmetyczne zmieniły się od kiedy otrzymałam puder sypki firmy Bourjois.
      Jest to mój pierwszy puder sypki, z którym mam do czynienia. Kosmetyk znajduje się w dość dużym opakowaniu o wadze 32 g. W środku opakowania znajduje się siteczko, które ułatwia nam wydobycie i aplikację pudru, oraz mięciutka gąbeczka. Niestety, gąbeczka leży zapomniana na półce, ponieważ puder wolę aplikować pędzlem.


     Puder jest bardzo delikatny i naprawdę trudno jest nim zrobić jakiekolwiek plamy na twarzy. Bardzo spodobało mi się w nim to, że po jego nałożeniu na skórę, nie tworzy efektu maski. Nasza twarz wygląda naturalnie i delikatnie. Jego trwałość również jest godna podziwu - puder utrzymuje się nawet do końca dnia ( jeśli oczywiście wcześniej nałożymy bazę, a podkład zgra się z pudrem :) ). 
    Jestem nieco niezadowolona pod względem matowienia skóry. Niestety, jestem posiadaczką cery mieszanej, która uwielbia błyszczeć się na policzkach, czole i brodzie. Puder sypki daje radę ją zmatowić na ok. 2 - 3 godziny, potem moja skóra znowu zaczyna się świecić. Dlatego pod tym względem nie będzie się sprawdzał u osób z cerą mieszaną, a tym bardziej z tłustą.
     Z tego co się dowiedziałam, puder sypki kosztuje ok. 50 - 60 zł. Jest to dość wysoka cena, ale adekwatna do jakości. Puder idealnie sprawdzi się u osób z cerą normalną, bądź suchą. Utrzymuje się bardzo długo na skórze, nie tworzy efektu maski. Gdyby matował moją skórę, mogłabym stwierdzić, iż jest prawie ideałem ;)

        Pozdrawiam i życzę miłego dnia! :))

czwartek, 6 grudnia 2012

Lakier do paznokci Paris firmy Golden Rose + Darmowa przesyłka przy zamówieniu w sklepie internetowym! :)


     Czas na kolejne kobiece uzależnienie, czyli lakiery do paznokci. Przez pewien czas trzymałam się postanowienia, że będę posiadała co najwyżej 5 lakierów i następny będę kupować dopiero wtedy, kiedy skończy mi się któryś z mojej kolekcji. Cóż, nie potrafiłam dotrzymać tej obietnicy ;) Moja kolekcja nie jest aż tak duża ( np. moja przyjaciółka ma prawie 100 lakierów różnych firm ), ale i tak mam wątpliwości, że zużyję je nim zgęstnieją czy zaschną :)
      Jednym z lakierów z mojej kolekcji jest lakier Paris z znanej każdemu firmy - Golden Rose. Ja wybrałam ten w odcieniu jasnego turkusu, ponieważ tego koloru jeszcze nie miałam w swojej kolekcji.
       Lakier znajduje się w szklanej buteleczce o pojemności 11 ml. Jak dla mnie jest to dość duża pojemność i już wiem, że będę miała problem z jego zużyciem ;) Pędzelek - cienki, zgrabny, usytuowany na złotym trzonku i idealnie malujący moje wąskie paznokcie.


     Aby nasze paznokcie były ładnie pokryte lakierem, należy użyć go 2 - krotnie. Jest to standard w przypadku większości lakierów, więc nie mogę się do tego jakoś szczególnie przyczepić. Konsystencja kosmetyku jest ani zbyt lejący, ani zbyt gęsta - czyli w sam raz :) Lakier wysycha w miarę szybko, co bardzo mi się spodobało - nie znoszę marnować zbyt dużo czasu na malowanie paznokci. Jeśli chodzi o jego trwałość to jest ona dość krótka. Po 3, 4 dniach lakier zaczyna odpryskiwać od płytki paznokcia. W przypadku tego koloru jest mi aż szkoda tego odpryskiwania, bo kolor mnie wręcz zauroczył :)


     Lakier kosztuje ok. 5,50 zł i można go znaleźć wyłącznie na stoiskach Golden Rose, bądź macie szanse zamówić go przez internet. Z tego co się orientuję dziś, z okazji Mikołajek, za każde zamówienie w sklepie Golden Rose NIE PŁACI SIĘ kosztów przesyłki! Informację o tym znajdziecie TU :)

Od razu życzę Wam wszystkiego najlepszego z okazji Mikołajek! Byście dostały wszystko, co sobie wymarzycie :) Pozdrawiam! :))

wtorek, 4 grudnia 2012

Kokosowy krem do rąk firmy Ziaja


     Jak już zapewne wiecie, jestem maniaczką przeróżnych kremów do rąk. Kupuję ich kilka opakowań na miesiąc, ponieważ mam lekkiego fioła na punkcie pielęgnacji dłoni. A wszystko zaczęło się, gdy przyjechałam na studia do Wrocławia. Woda jest tu przeraźliwie chlorowana, co odbiło się na kondycji mojej skóry, która zaczęła być mocno przesuszona. Aby nie dopuścić powstawania krwistych pęknięć na skórze, zaczęłam wmasowywać w dłonie kilka razy dziennie krem do rąk. Teraz, mimo iż moja skóra jest gładka i nawilżona, jest już to przejaw przyzwyczajenia ;)
   W połowie listopada zakupiłam krem do rąk firmy Ziaja o bajecznym kokosowym zapachu. Jego opakowanie jest dość specyficzne - płaskie, wysokie, o pojemności 80 ml. Na samym początku myślałam, że jest to wystarczająca ilość produktu. Jednakże przy moich regularnym ( tj. kilka razy na dzień ) stosowaniu kremu, zużyłam go po niecałych dwóch tygodniach. 
      Opakowanie stawia się otworem ku dołowi, co ułatwia wydobycie kosmetyku. Ułatwia - jeśli kremu jest jeszcze dużo w tubce. Problem zaczyna się, gdy stosujemy krem od około tygodnia. Opakowanie jest dość twarde i oporne na zbyt mocne jego ściskanie, co utrudnia nam wydobycie kosmetyku. Dlatego nie zostaje nam nic innego jak jego rozcięcie - co musiałam uczynić, niestety.


     Krem ma białą i delikatną konsystencję o słodkim, kokosowym zapachu. Tak naprawdę wybrałam ten krem głównie z tego ostatniego powodu ;) Wiem, nie powinno wybierać się produktów po zapachu. Ale w tym przypadku nie mogłam się powstrzymać :)
      Kosmetyk bardzo szybko wchłania się w skórę, dając efekt odżywienia i nawilżenia. Niestety, tylko na jakiś czas. Po około pół godzinie byłam zmuszona ponownie go użyć, bo dłonie wydawały się być bardziej przesuszone niż przed użyciem kremu. I tak w kółko. I zapewne to była główna przyczyna tak szybkiego zużycia tego produktu. 


     Krem kosztował 4,50 zł i jest dostępny w każdej możliwej drogerii czy supermarkecie. Mimo tego byłam zawiedziona jego działaniem. Spodziewałam się po kosmetyku firmy Ziaja skuteczniejszego nawilżenia mojej skóry.
     A jak często Wy stosujecie kremy do rąk? Jaki jest Wasz ulubiony?

     Pozdrawiam :)

niedziela, 2 grudnia 2012

Pierwszy projekt denko :)


     

     Witam wszystkich w moim projekcie Denko :) Jeszcze nigdy nie robiłam tego typu postu, ale czas na jakieś urozmaicenia na blogu :) Jak widać na zdjęciu – opakowań po kosmetykach trochę się uzbierało i czas by wylądowały one w zasłużonym miejscu, tj. w śmietniku :)


     Błyszczyki do powiek firmy Avon posiadałąm w 3 kolorach: Mauved metal, Turquoise Dream oraz Sage shimmer i każdy z nich ma pojemność 6 ml. Niestety – kosmetyki nie sprawdziły się. Bardzo trudno je się aplikowało oraz zbyt krótko utrzymywały się na powiece. Jeden cień kosztował 20 złoty i myślę, że jest to zbyt wygórowana cena. Nie polecam!
     Lakier do paznokci „New Beauty Line” udało mi się zakupić na jednym ze straganików na Dworcu PKS za cenę 3 zł. Kolor jest piękny, metaliczny i wystarczyła tylko 1 warstwa aby pokryć płytkę paznokcia. Niestety, po pewnym czasie zaczął gęstnieć i robić smugi, przez co paznokcie nie wyglądały estetycznie. Na szczęście zużyłam go prawie całego i nie mam wyrzutów sumienia, iż wyrzucam lakier o tak pięknym kolorze :) Jego dokładniejszą recenzję znajdziecie tutaj.


     Pierwszy w kolejności zużyłam szampon Palmolive z ekstraktem z oliwek do włosów długich i półdługich. Duże opakowanie tego kosmetyku kosztowało mnie tylko 7 zł. Szampon bardzo dobrze pielęgnował moje włosy, łatwo się pienił i był bardzo wydajny. Jednakże moje włosy bardzo lubią przyzwyczajać się do danego typu kosmetyków. Już na sam koniec stosowania szamponu, wręcz modliłam się by się skończył ;) Moje włosy zaczęły niemiłosiernie puszyć się, elektryzować i miałam z nimi dość dużo problemów przy układaniu jakiejkolwiek fryzury. Myślę, że następnym razem skuszę się na ten szampon, ale w wersji mniejszej.
     Drugim szamponem jest Head & Shoulders Sport Fresh. Recenzję o nim znajdziecie tutaj. Za małą buteleczkę zapłaciłam 8 zł i myślę, że jak na jego koszmarne działanie była to zbyt wygórowana cena. Szampon zamiast zniwelować, to wywołał łupież. Nie polecam!


     Nareszcie udało mi się zużyć tonik witaminowy Garnier Essentials z ekstraktem z winogron. „Męczyłam” się z nim prawie rok! Jest bardzo wydajny, nawet jak na moje dzienne 2 – krotne jego stosowanie. Kosmetyk jest delikatny, nie podrażnił mojej twarzy. Potrafił delikatnie ją oczyścić i odświeżyć jednocześnie, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Jego cena wynosi mniej więcej 9 – 10 zł za opakowanie.
     Krem Nivea zapewne zna każda z nas. Nadaje się do każdego typu cery, na każdą porę dnia. W moim przypadku służył jako krem do rąk ( jeżeli miałam je bardzo przesuszone ) albo w czasie intensywnego kataru, gdzie mój nos był niemiłosiernie podrażniony. Krem możemy spotkać w różnych wariantach pojemnościowych. Ja posiadałam wersję 75 ml za cenę ok. 4 zł.


     Peeling do ciała o zapachu gruszki firmy Joanna zrecenzowałam dla Was tutaj, dlatego nie będę się rozpisywać :) Jak dla mnie idealna pojemność, ponieważ stosowałam go raz na 3 dni. Dobrze peelinguje, przepięknie pachnie i jest bardzo wydajny. W sklepie można go znaleźć za ok. 5 – 6 zł.
     Co do kokosowego kremu do rąk firmy Ziaja mam dość mieszane uczucia. Pięknie pachnie, szybko się wchłania, jednakże efekt nawilżenia jaki daje – jest bardzo krótki. Z tego też powodu bardzo często go stosowałam i zbyt szybko zużyłam. Jak widać musiałam przeciąć jego opakowanie, bo wydobycie z niego resztek kremu jest wręcz koszmarem ;) Postaram się w najbliższym czasie napisać na jego temat treściwą recenzję :)
     Mus do ciała o zapachu mango i brzoskwini firmy Farmona opisywałam Wam ostatnio. Niestety kosmetyk był już na wykończeniu, a dziś nie można było z niego nic wybrać. A szkoda! Mus ma przepiękny, egzotyczny zapach, bardzo dobrze nawilża skórę i szybko się wchłania. Kosztuje ok. 13 zł i myślę, że jeszcze nie raz do niego wrócę :)
     Przedostatni zdenkowany kosmetyk to krem do rąk Delicacy firmy Oriflame, który opisywałam Wam w tym poście. Krem ma bardzo ładny zapach, szybko się wchłaniał, jednakże jego wydajność pozostawiała wiele do życzenia. Niestety, możecie go znaleźć jedynie w katalogach Oriflame.


     Czas na ostatni zdenkowany kosmetyk – dezodorant Nivea Pure & Natural Action o zapachu lotosu. Link do jego recenzji znajdziecie tu. Dezodorant bardzo dobrze chroni przed potem i ma ładny, delikatny zapach. Jednakże jego wydajność jest przerażająco mała – kosmetyk skończył mi się po 2 tygodniowym stosowaniu. Jego cena wynosi mniej więcej 8 – 10 zł.

     Mam nadzieję, że jakoś wytrwałyście do końca ;) Następnym razem postaram się albo krócej opisywać dany kosmetyk, albo robić częściej projekt denko.
     Pozdrawiam!