środa, 27 maja 2015

Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu. Kwiecień 2015.

   Aż wstyd! W kwietniu udało mi się przeczytać tylko 3 książki. Gdy nawet znalazłam chwilę wolnego czasu to wolałam ją wykorzystać na coś innego. Spotkania z przyjaciółmi, przygotowania do ślubu. I praca, może nawet za dużo pracy... "Dzięki" temu post ten będzie bardzo krótki. 

    Tak jakoś się zdarzyło, iż nie potrafiłam przydzielić przeczytanej książki do kategorii, które znajdowały się w wyzwaniu książkowym. Można rzec - jeden miesiąc stracony ;) Mogę usprawiedliwić się tym, iż w maju poszło mi nieco lepiej, o.


I. 7,5 cm




*****



    Przyznam szczerze, iż żadna z powyższych książek ani nie znalazła się w gronie moich ulubionych, ani też nie określę jej mianem "najgorszej powieści roku". Są to książki lekkie, przyjemne, ale nie wnoszą nic ciekawego w nasze życie czy przemyślenia. Wątpię bym w przyszłości do nich zaglądnęła - tak jak robię to w przypadku powieści Sparksa, Mastertona czy Kinga.



Post - krótki, zwięzły i na temat ;) A jakie książki wpadły w Wasze ręce ostatnimi czasy?



Wasza A.

wtorek, 19 maja 2015

"Blackcurrant & Nectarine" czy "Coconut Breeze"? Który wosk bardziej przypadł mi do gustu?

   Ostatnio bardzo rzadko palę woski w kominku. Albo całe dnie przebywam poza domem, albo zwyczajnie o nich zapominam. Czyżbym nie była już od nich tak uzależniona jak jeszcze kilka miesięcy temu? Hm, chyba byłoby to lepsze dla mojego portfela ;)


   Dzisiaj chciałabym przedstawić Wam dwa woski Busy Bee, które nabyłam podczas swojej wizyty w Białymstoku. O matko! To było aż rok temu ;) Wypadałoby odwiedzić to miejsce w najbliższym czasie... Jednak nie o tym będzie dzisiejsza notka ;)


Blackcurrant & Nectarine

    W opakowaniu wosk pachnie słodko, jak ciastko z dżemem porzeczkowym. Może jego zapach jest nawet za słodki, za duszący? Przy dłuższym wąchaniu wosku można wyczuć w nim ledwo wyczuwalną i cierpką nutę. Możliwe, że jest to namiastka aromatu czarnej porzeczki. 

   Po rozpaleniu w kominku - tarta zapachem przypomina nieco nektar porzeczkowy, aczkolwiek w nieco mniej kwaskowatym wydaniu. O dziwo, jest on o wiele mniej intensywny niż wtedy, gdy był zapakowany w folię. I w ogóle nie wyczuwam w nim aromatu nektarynki. A szkoda... Myślę, że wtedy zapach wosku byłby o wiele ciekawszy.



Coconut Breeze

    W opakowaniu, tj. w folii, wosk pachnie świeżo, orzeźwiająco. Moim zdaniem, przypomina on mieszankę nadzienia miętowego z niektórych czekolad z dodatkiem słodkiego kokosu. Jest to aromat typowo letni. Nie jest on duszący czy też męczący. 

    Po rozpaleniu w kominku - jego zapach staje się bardziej słodki, apetyczny. Roztopiona tarta pachnie jak sok wieloowocowy z przewagą mango. Niestety, nie wyczuwam już w nim ani grama kokosa. Intensywność zapachu tej tarty zmienia się z biegiem czasu. Na początku, do około 15 minut po jej rozpaleniu, pachnie delikatne, wyczuwam ją maksymalnie do 1 metra od siebie. Jednak później jej aromat staje się coraz bardziej intensywny i rozprzestrzenia się po całym pomieszczeniu.

****

     Gdybym miała wybrać jedną z powyższych tart - byłaby to wersja "Coconut Breeze". Polubiłam ją za jej intensywny, wieloowocowy aromat. Może nie zaliczyłabym jej do swoich ulubieńców, ale chyba mało który wosk znalazł się do tej pory w tym gronie ;)



Lubicie woski Busy Bee? Co o nich sądzicie?


Buziaki, Wasza A.

czwartek, 14 maja 2015

Kwietniowy projekt denko - 2015.

   Zeszły miesiąc minął mi nie tylko na robieniu zbyt dużej ilości zakupów, ale również na denkowaniu kosmetyków. I przyznam, że zebrałam dość sporo pustych opakowań. Oczywiście, są to główne buteleczki po produktach do kąpieli, no ale - ostatnio zużywam i kupuję je w nadmiernej ilości ;)

    O dziwo, udało mi się zużyć dość sporo kosmetyków z działu "kolorówka". Chyba mogę być z siebie dumna, prawda? ;)



1. Płyn do kąpieli "Diamentowa kąpiel" marki Apart. - Kolejny dobry płyn owej marki. Ma przyjemny zapach, wytwarza dość dużą ilość piany. Szkoda tylko, że jego cena jest prawie 2 - krotnie wyższa niż standardowego kosmetyku tego typu. A jakość - taka sama...

2. Tabletki koloryzujące wodę o zapachu jagodowym z Lilliputz. - Jestem bardzo zawiedziona tym produktem. Barwił nie tylko wodę, ale również wannę. Jego zapach był nijaki, na pewno nie skojarzyłby mi się z jagodami. Ba! W ogóle nie przypominał aromatu jakiegokolwiek owocu. Spodziewałam się po nich czegoś innego...

3. Płyn do kąpieli "Sweet Macaroons" marki Luksja. - Produkt ten posiada intensywny, waniliowo - ciasteczkowy zapach. Nie każdej z nas, kobiet, przypadnie do gustu. Ja byłam z niego zadowolona, ale do moich ulubionych aromatów - nie zaliczę go ;) Kosmetyk wytwarza dużą ilość piany, nie wysusza skóry, jest wydajny. A do tego, bardzo często, można znaleźć go w cenie promocyjnej.

4. Sól do kąpieli "Amazonia" z Bingo Spa. - Cóż, określę go mianem przeciętnego kosmetyku. Wytwarza minimalną ilość piany ( choć producent obiecuje coś wręcz przeciwnego ), barwi wodę na dość nieprzyjemny kolor, a do tego ma raczej nijaki zapach. Produkt - nie dla mnie.



5 i 6. Peelingi z serii "Let's Celebrate" marki Farmona. - Ich zbiorcza recenzja znajduje się tutaj.

7. Żel pod prysznic o zapachu owocu granatu marki Yves Rocher. - Kosmetyk ma przyjemny, owocowy zapach, nie wysusza skóry, nie wywołuje alergii. Jest średnio wydajny - jak to wszystkie żele z tej serii. Jednak i tak nie pobił wersji kawowej czy tej o zapachu orzechów macadamia ;)



8. Balsam o zapachu jabłkowym z Lirene. - Kosmetyk o cudownym, cukierkowo - jabłkowym zapachu, ale o przeciętnym działaniu. Balsam niby nawilżał skórę, ale efekt ten zanikał już następnego ranka. Może w okresie letnim spisałby się o wiele lepiej, ale zimą czy na początku wiosny - moja skóra pragnęła więcej nawilżenia.

9. Olejek do opalania Aile. - Aż wstyd przyznać się - ile ten kosmetyk ma lat! Kupiłam go na pierwszym roku studiów, czyli pięć lat temu. Jednak od prawie samego początku leżał na półce, prawie nieużywany ;) Nie lubię oleistych konsystencji, więc zrezygnowałam z tego produktu na rzecz standardowego kremu do opalania.

10. Żel do golenia "Satin Care - Olay" marki Gilette. - Przyznam, jest to dobry jakościowo produkt. Jednak spisuje się tak samo dobrze jak, np. pianki do golenia z Isany. A myślę, że nie warto przepłacać w tego typu kwestii ;) Co do żelu - dobrze zmiękcza włoski, ułatwia ich usuwanie. Nie podrażnia skóry, jest dość wydajny.

11. Żel antybakteryjny do rąk "Fresh Picked Apples" z Bath & Body Works. - Wiecie, że uwielbiam żele owej marki. Są małe, poręczne, wydajne, a do tego mają cudowne zapachy! Szkoda, że sklepy owej marki są tylko w Warszawie. Inaczej bardzo często bym do nich zaglądała ;)



12. Peeling i maska 2 w 1 "Ryż z ogórkiem" marki Ava Laboratorium. - Za jakiś czas napiszę osobny post na temat tego produktu. A w skrócie - peeling dość dobrze oczyszczał pory, ale nie był to efekt wow. Był wydajny, nie zapychał porów, nie wywoływał alergii. Jednak jak za cenę prawie 30 zł - mógł okazać się nieco lepszy.

13. Krem pod oczy marki Belea. - Możecie o nim poczytać w tym poście.

14. Krem matujący marki Balea. - Jego recenzja znajduje się w tym poście.

15. Żel - krem do mycia twarzy marki Nivea. - Kolejny przeciętniaczek. Raczej średnio oczyszcza skórę, a do tego pozostawia na niej nieprzyjemną, wyczuwalną warstwę. Dodatkowo, produkt ten nie jest zbyt bardzo wydajny.



16. Chusteczki nawilżane z Babydream. - Jak się okazuje - mniejsze opakowanie owych chusteczek jest lepsze jakościowo niż te większe. Przy 30 sztukach - są one lepiej nawilżone, nie przedzierają się, wolno wysychają. Jestem na tak :)

17. Maseczka w płacie z ekstraktem z jagód. - Kolejny, maseczkowy ulubieniec. Płat maski jest dobrze nasączony, ale nie zsuwa się z twarzy. Dobrze nawilża i odżywia skórę, która po jej zastosowaniu jest przyjemna i miła w dotyku. Uwielbiam produkty tego typu dostępne na stronie E-bay :)

18. Maseczka "Gorąca czekolada i olejek pomarańczowy" marki Montagne Jeunesse. - Zakochałam się w tym produkcie! Ze względu na jego apetyczny zapach ( pachniał jak delicje pomarańczowe ), miłe uczucie ocieplenia skóry, oczyszczenie i wygładzenie, jakie dawał. Dodatkowo, maseczka była bardzo wydajna i łatwo spłukiwało się ją z twarzy. Cudo!

19. Kokosowa, nawilżająca maseczka z masłem Shea z Beauty Formulas. - Dość dobra maseczka - ale na pewno nie nawilżająca. Moim zdaniem, lepiej matuje i oczyszcza skórę. Niestety, jest dość kiepsko wydajna. A to dlatego, iż po otwarciu w dość ekspresowym tempie wysycha w saszetce.



20.  Woda perfumowana "Heat Rush" od Beyonce. - Jej recenzja znajduje się w tym poście.

21. Antyperspirant Neo "Fruity Flower" marki Garnier. - Kolejny bubel z kwietniowego projektu denko. Jedyną jego zaletą był przyjemny zapach. Niestety, produkt kiepsko chronił przed potem, po paru godzinach zaczął kleić się pod pachami, co nie było przyjemne. Chyba nie dla mnie są antyperspiranty owej marki ;)

22. Antyperspirant "Aloe Vera" z Rexona. - Bardzo lubię produkty tego typu owej marki. Są przystępne cenowo, wydajne i dobrze chronią przed potem. Możliwe, iż ta wersja spisałaby się nieco gorzej latem, przy wyższych temperaturach. Jednak wiosną - byłam z niej zadowolona.



23. Wygładzająca baza marki Hean. - Choć zostało jej dość dużo w opakowaniu - jej czas przydatności dobiegł końca. Wolę nie używać przeterminowanej bazy pod makijaż ;) A jej recenzja znajduje się tutaj.

24. Pomadki "Elixir" marki Wibo. - O tej szmineczce możecie przeczytać w tym poście porównawczym.

25. Kredka do oczu "Eye Max Precision" z Eveline Cosmetics. - Jej recenzja znajduje się tutaj.

26. Tusz do rzęs "Scandaleyes" marki Rimmel. - Jego recenzję znajdziecie w tym poście.

27. Puder "Skin Match" marki Astor. - Jego recenzja znajduje się w tym poście.

28. Próbka kremu CC marki Bell z serii hypoalergicznej. - Próbka ta wystarczyła mi tylko na 2 razy, a mimo to zaciekawiła mnie na tyle, że w przyszłości na pewno skuszę się na ten produkt. Kosmetyk wyrównał koloryt skóry, lekko ją zmatowił. Może nie dawał zbyt dużego krycia, ale na lato - będzie to jak najbardziej w porządku :)


A jak prezentuje się Wasz kwietniowy projekt denko?

Buziaki, Wasza A.

wtorek, 5 maja 2015

Szał zakupów - kwiecień 2015.

    Tegoroczny kwiecień na pewno wyróżni się u mnie ilością zakupów, jakie poczyniłam. Nagle wszystko zaczęło mi się kończyć, wzrosła ilość moich kosmetycznych zachcianek. Przyznam, że źle odbiło się to na moim portfelu ;) Parę razy zahaczyłam o Rossmann, udało mi się nawet zajść do Hebe. Jednak to nie wszystko - przez co ilość moich zakupów jest dość przerażająca. Jednak nie przedłużam - zaczynajmy!

    Jeszcze pod koniec marca zahaczyłam o sklep Yves Rocher. Dzięki ulotce, jaką otrzymuję od firmy raz w miesiącu, mogłam zakupić jeden wybrany przez siebie produkt tańszy prawie o połowę, a do tego otrzymałam krem do rąk w ramach gratisu. Jako że skończył mi się mój krem na noc - skusiłam się na żel nawilżający z serii Hydro Vegetal. I stał się on moim ulubieńcem ;)


    Na samym początku maja dwukrotnie skusiłam się na zakupy w drogerii Rossmann. Za pierwszym razem do zakupowego koszyczka dodałam tylko dwa produkty, a mianowicie bronzer do twarzy marki Bell ( ok. 15 zł ) oraz nowy żel pod prysznic marki Isana ( 2,99 zł ). Do tej pory nigdy nie stosowałam produktów brązujących twarz. Z tego też względu stwierdziłam, iż czas przełamać się, kupić jakiś bronzer i nauczyć się nim konturować. Na razie użyłam go tylko raz, ups ;)


    Za drugim razem uzupełniłam swój zapas płynów do kąpieli. Wybrałam "Diamentową kąpiel" od marki Apart ( 9,99 zł ) oraz kosmetyk tego typu od Isany ( ok. 4 - 5 zł ). Dodatkowo, zakupiłam chusteczki oczyszczające marki Tami. Nie widziałam ich w innych drogeriach kosmetycznych, więc możliwe, iż jest to nowość. W małym, plastikowym opakowaniu znajdowała się próbka kremu CC od Bell. Zapłaciłam tylko za ten podróżny słoiczek :)


   Udało mi się dostać również nowe żele pod prysznic marki Balea. Każdy z nich kosztował 5,00 zł. Jeżeli jesteście z Wrocławia - znajdziecie je na Hali Targowej "Gaj" :)



    Jeszcze zanim było wiadomo o wielkiej promocji na kolorówkę w takich drogeriach jak Rossmann czy Natura - skusiłam się na parę tego typu produktów w Hebe. Do mojego zakupowego koszyczka wpadł m. in. żel do brwi oraz kredka marki Catrice ( koszt nie większy niż 8 zł, chyba ;) ), tusz do rzęs "Maximum Definition" ( ok. 12 - 13 zł ) od Essence i róż "Illuminating Blush" również marki Catrice ( ok. 15 zł ). Chwilowo używałam pierwsze 3 kosmetyki i z każdego jestem zadowolona - w mniejszy lub większy sposób ;)

    Oprócz kolorówki, skusiłam się też na produkty pielęgnacyjne. Z podkulonym ogonem wróciłam do odżywek w spray'u marki Gliss Kur ( ok. 10 zł ). Ta od Shaumy nie zrobiła niczego dobrego z moimi włosami. Dodatkowo, zakupiłam dwa peelingi - jeden do twarzy, enzymatyczny ( ok. 10 zł ), marki Purederm, a drugi do całego ciała, ananasowy, od Joanny ( ok. 9 zł ). Krem nawilżający marki Ziaja ( ok. 10 zł ) kusił mnie już od dłuższego czasu. Wiele osób go zachwalało, więc i ja chciałam przekonać się o jego działaniu. A chusteczki nawilżane Tami ( ok. 4 zł ) zakupiłam, standardowo, do przecierania kurzu czy resztek makijażu z ręki ;)



    Mniej więcej w połowie miesiąca ponownie wybrałam się do sklepu Rossmann. Tym razem zakupiłam kosmetyki, które naprawdę były mi potrzebne. Tj. ich następcy albo wylądowali już w denkowej torbie, albo byli na wykończeniu. Jedynym dodatkiem do tych zakupów okazał się być matujący krem marki Bielenda, który kosztował mnie... 5,49 zł. I to tylko przez uszkodzenie kartonika, w który był zapakowany. Reszta jest w porządku, a data przydatności - aż do 2017 roku.

    Nie licząc tego produktu, zakupiłam najnowszy krem pod oczy marki AA z serii Hydro Algi ( ok. 14 zł ), żel do mycia twarzy z Lirene ( ok. 10 - 11 zł ), piankę konwaliową do golenia ( ok. 5 zł ) oraz dwupak antyperspirantów z Dove ( 13,99 zł ).



    Jakiś czas temu w sklepie Carrefour można było dostać maseczki Montagne Jeunesse w cenie 3,99 zł za sztukę. Nie byłabym sobą, gdybym nie kupiła choćby kilku sztuk ;) Wybrałam 4, aczkolwiek wszystkie czekają na swoje użycie. Dodatkowo, skusiłam się na jeden z najnowszych wariantów antyperspirantu Fa ( 5,99 zł ) o zapachu zielonej herbaty.



        Jako wielka fanka wosków Yankee Candle - wybrałam się po ich nowości z najnowszej serii. Udało mi się dostać je w cenie 6 zł za sztukę. Dodatkowo, wybrałam jedną tartę z Craft and Beauty ( 8 zł ) o zapachu pudrowych cukierków.



    W drugiej połowie miesiąca ponownie wybrałam się do Hebe. Głównym celem tych zakupów były gumki do włosów Invisibobble. Wiele blogerek, jak i moje koleżanki z pracy, bardzo je zachwalały, więc postanowiłam skusić się na ich zestaw ( 15 zł za 3 gumki ). Serum do twarzy z L'biotici oraz antyperspirant marki Nivea kupiłam za namową pani kasjerki. Przy zakupie dwóch produktów znajdujących się przy kasach - otrzymywało się torebeczkę upominków od marki Hebe. Cóż, myślałam, że znajdę w niej coś ciekawego. A w jej wnętrzu znalazłam... tylko próbki kremów i perfum. Tak, jestem zawiedziona ;) Przynajmniej wiem na przyszłość, by nie ulegać tego typu promocjom. 


    Zakup kolorówki w Rossmannie, jak i moją wizytę w salonie Kiko opiszę Wam w kolejnym poście. Na dzisiaj - chyba już wystarczy tych nowości ;)


Miałyście któryś z powyższych kosmetyków? Co o nich sądzicie?



Miłego dnia, Wasza A.